Koniec świata doczesnego – o. Armijon (część 3)

 

 

O JEDNOŚCI TAJEMNICY CIERPIENIA IŻYCIAPRZYSZŁEGO

Człowiek zrodzony z niewiasty ma krótkie i bolesne życie.
(Hi 14,1)

Istnieje okrutne, tajemnicze, powszechne, niezrozumiałe i niewytłumaczalne dla nauki prawo. A jest to prawo cierpienia! Bóg ustanowił to prawo w tym samym dniu, w którym na świecie pojawił się pierwszy grzech. Wyrażone zostało na trzy sposoby i ma trzy główne skutki, które powodują wszelkie zło i nieszczęścia człowieka: – Będziesz zdobywał swój chleb w pocie czoła – usłyszał od Boga mężczyzna: W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie (por. Rdz 3,19); – Będziesz rodziła w bólu – usłyszała od swego Stwórcy kobieta (por. Rdz 3,16); – Będziesz odczuwać w swej nędzy, w prochu, chorobę i zalążki tego rozkładu, który dopełni się w grobie (por. Rdz 3,14.19).

Od tego dnia ból i cierpienie zostały wpisane na zawsze w życie człowieka. Podobnie jak rzeka rozlewa swoje wody, tak i ból zaczął rozlewać swoją gorycz przez sześć tysięcy lat6, nie pomijając żadnego pokolenia, żadnego narodu i człowieka. Wszyscy więc ludzie bez wyjątku, w mniejszym lub większym stopniu, zostali napojeni jego gorzkimi wodami.

Wszystko, co oddycha – powiada święty Paweł – skazane zostało na płacz i jęki, gdyż wszelkie stworzenie wydane jest na bóle rodzenia aż do tej godziny: Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia (por. Rz 8,22). Poprzez grzech potomkowie Adama zostali pozbawieni dziedzictwa chwały Bożej isą podobni do ciężko chorego człowieka, który miota się na swym łożu boleści. Pomimo licznych i daremnych wysiłków, by opanować czy wyeliminować cierpienia i ból, pomimo rozwoju nauki i techniki, człowiek nie przestał cierpieć nawet przez chwilę. Nie zdołał też przezwyciężyć szerzącego się ubóstwa, chorób i śmierci. Okazały się silniejsze od człowieka. Przed przyjściem Jezusa Chrystusa ludzkość była jak człowiek cierpiący katusze i sparaliżowany od stóp do głów, nie mający na swym ciele ani jednego zdrowego miejsca. Cała głowa chora, całe serce osłabłe; od stopy nogi do szczytu głowy nie ma w nim części nietkniętej (por. Iz 1,5-6). Dlatego też, by uchronić ją od nieubłaganego prawa śmierci i potępienia7, ciążącego na niej od chwili upadku, trzeba było interwencji Lekarza przybyłego z nieba. Chory człowiek mógł odzyskać zdrowie tylko przez zastosowanie nadzwyczajnego i boskiego leku.

Jezus Chrystus mógłby, bez wątpienia, znieść ból i dzięki niezmierzonej łasce zbawienia przywrócić człowieka do stanu pełnej, niczym nie zakłóconej szczęśliwości iniewinności, którą cieszył się w raju. Nie chciał tego. Wiedział, że dla wielu cierpienie stanie się zasługą, zyskiem, źródłem chwały oraz przyczyną odnowy i triumfu; że dla znacznej większości będzie konieczną pokutą. Dlatego Bóg zachował cierpienie na ziemi, lecz w Chrystusie je oczyścił, uszlachetnił, przeobrażając i przyjmując. Jego Syn stał się człowiekiem cierpiącym, mężem boleści (por. Iz 53,3) w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Jezus Chrystus mógł ukazać się wśród nas bogaty, otoczony boskim światłem, w blaskach i przepychu wszechwładnego majestatu. Zdecydował jednak, że bardziej godny Jego chwały i lepszy dla zbawienia ludzi będzie widok króla w koronie cierniowej na skroniach, ubranego w purpurę iociekającego krwią, z twarzą umęczoną, z grymasem śmierci na ustach, noszącego krwawe stygmaty gwoździ, odciśnięte na rękach i na stopach.

Pomimo tak pełnego przyjęcia cierpienia, Jezus Chrystus nie zniósł go ani nie ograniczył jego wpływu. Częściowo pozbawił je goryczy, przemienił i usunął trujący jad. Uczynił życiodajnym kielich swojej Krwi. Podobnie jak miedziany wąż, wzniesiony przez Mojżesza na pustyni, przywracał życie patrzącym na niego, tak też i Jezus zakotwiczył się w centrum świata jako niewyczerpane źródło miłosierdzia, życia i zdrowia. Dzięki chwale zmartwychwstania Jego Boskie Rany stały się podobne do źródeł nieustannie tryskających i przynoszących orzeźwienie. Pozostają one wiecznie otwarte dla wszystkich błądzących irozdartych grzechem dusz; otwarte dla tych, którzy chcą wyzwolenia ze zmysłowych i niszczących pożądań oraz pragnących na nowo zanurzyć się w radościach ofiary i w chwale, płynącej z życia czystego, oddanego Bogu.

Któż nie podziwiałby w tym niezbadanych wyroków nieskończonej Mądrości, Miłości i Miłosierdzia Boga!

Człowiek, który zagubił się w szczęśliwości raju, odnalazł się w cierpieniach Golgoty. Gdy odmówił podążania do Boga drogą życia szczęśliwego, Jezus Chrystus otworzył mu lepszą i pewniejszą drogę, drogę krzyża. „Niebo i ziemia były rozdzielone. Krzyż połączył je na nowo. W krzyżu zbawienie. W krzyżu siła iradość ducha. W nim pełnia cnoty i obfitość wszelkiej świętości”8.

Zanim Jezus Chrystus uczynił krzyż narzędziem zbawienia, był on znakiem hańby, przekleństwa iobrazy, przeznaczonym dla największych zbrodniarzy. Gdy jednak Jezus Chrystus, ogołocony i rozpalony miłością do swojego Ojca, dał się rozciągnąć na tym drzewie boleści, podobny do małżonka układającego się na swym ślubnym łożu, krzyż został oczyszczony z hańby, którą był splamiony. Stał się początkiem cudownego odnowienia, znakiem godności królewskiej, wielkości, symbolem geniuszu i bohaterstwa, miejscem heroicznych zwycięstw w walkach, źródłem niewypowiedzianych, najpewniejszych inajprawdziwszych radości oraz pociech. „O dobry Krzyżu, ozdobiony ciałem Pana – wołał święty Andrzej9 – Krzyżu od dawna upragniony, gorąco miłowany, nieustannie poszukiwany, weź mnie w swe ramiona od ludzi, by oddać mnie boskiemu Mistrzowi. Niech dzięki tobie raczy mnie przyjąć Ten, który przez ciebie mnie odkupił”. Oto teraz, gdy surowa chwała Golgoty przewyższa nieskończenie wszelkie rozkosze i uroki Taboru, niezliczone rzesze męczenników i świętych, idąc za Szczepanem, więcej zaznały słodyczy pod uderzeniami kamieni niż przez delikatną woń płatków róż.

Przedziwna jest ta nauka i chcę ją rozważać razem z wami podczas tej konferencji.

Niech narzekają i sprzeciwiają się wszyscy filozofowie, oświeceni jedynie naturalnym światłem rozumu! Nie rozumiejąc znaczenia cierpienia, szemrali przeciw niemu, podejmując próby uwolnienia się od bólu! Cierpienie było dla nich pretekstem do bluźnierstw wobec nieba i Opatrzności Bożej. Kryjąc się pod sztandarem stoickiej pogardy, głosili: „Cierpienie, pogardzam tobą, jesteś tylko czczym słowem…”. Lecz my, chrześcijanie, uczniowie Chrystusa, wpatrujemy się w Jego życie, Mękę, Śmierć izmartwychwstanie. Obdarzeni przez Boga światłem wiary, z nadzieją patrzymy ku niebiańskiej przyszłości. Obecne trudności i boleści są tylko jej przygotowaniem i rękojmią.

Przecież Jezus powiedział, że cierpienie jest niczym przedsionek, przez który musimy przejść, by dojść do królestwa i chwały (por. Łk 24,26). Przyjmijmy zatem cierpienie jako dowód czułej miłości Boga. Jeśli czyni On nas uczestnikami Swojej agonii i smutku, to po to jedynie, by uczynić nas godnymi wieczystej korony, jaką nam przygotowuje w swoim królestwie.

Aby dojść do pełni zrozumienia cierpienia, spójrzmy na nie od strony: natury, łaski i chwały. Z punktu widzenia natury cierpienie jest dla człowieka źródłem godności i siły moralnej. Natomiast od strony łaski jest ono sposobem naszego upodobnienia się do boskiego życia Jezusa Chrystusa. Dla chwały cierpienie jest podstawą i źródłem nadziei (ponieważ gdyby była lepsza droga do chwały, zpewnością Bóg dałby nam ją poznać).

 


Nasze intencje modlitewne: