„The Addiction” Abla Ferrary

Image Reżyser tego filmu – Abel Ferrara z pochodzenia Włoch i Irlandczyk urodził się w USA w Bronksie. To miejsce oraz katolickie wychowanie wywarły piętno na wszystkie jego filmy. W najgłośniejszym z nich, „Złym Poruczniku” (1992 ), główny bohater grany przez Harvey Keitel’a mówi – ” Mam – k…a – szczęście, że jestem katolikiem…”. Zarówno w tym filmie, jak i w „Nałogu” pojawia się ten sam motyw – motyw nawrócenia i bezgranicznej łaski odkupienia.

 

Scenarzystą „Nałogu” (podobnie jak większości filmów Ferrary) jest jego przyjaciel z dzieciństwa, Nicky St.John, który swoją postawę na temat wiary katolickiej ukazuje w jednym z wywiadów, gdzie na stwierdzenie Keitela, że religia to jedna wielka metafora Nicky ma prostą odpowiedź – ” To nie jest żadna pieprzona metafora! Na kolana i błagaj o przebaczenie…” Metaforą można nazwać jednak „Nałóg”. Bardzo dobre dzieło Nicky’ego, którego scenariuszem zachwycił sie Ferrara, choć nigdy nie myślał on o zrobieniu filmu o …wampirach. Być może tu nasuwa się skojarzenie z prymitywnym thrillerem, ale Ferrara i Nicky udowodnili , że może być inaczej. Zrobili film dla ludzi inteligentnych, którym nie obca jest filozofia egzystencjalizmu Kierkegaarda i Sartre’a.

Film bowiem opowiada o niezwykle zdolnej studentce Kathleen Conklin (gra ją bardzo przekonująca Lily Taylor, znana choćby z „Arizona Dream”) robiącej doktorat z filozofii. Pada ona ofiarą swoistego nałog, który staje się treścią życia, a cała filozofia egzystencjalizmu służy do usprawiedliwienia siebie i wyzbycia się wyrzutów, by móc wciągać bezkarnie w krąg swojego piekła innych ludzi („..nie jesteśmy źli z powodu zła, jakie czynimy, tylko czynimy zło, ponieważ jesteśmy źli. Jaki wybór mają tacy ludzie? Chyba żadnego…”) Ona sama jest ofiarą i sama staje się przyczyną „śmierci duszy” innych ludzi. W jednej ze scen, kiedy oglądamy autentyczne zdjęcia stosów trupów spychanych do rowu przez maszynę, jej głos zza kadru mówi – „Przed nami jest straszna przepaść… Jest jednak różnica – czy sami w nią skaczemy, czy ktoś nas w nią spycha…”

Image Cały film jest czarno biały, co dodatkowo potęguje beznadziejność sytuacji głównej bohaterki. Jednak nie może ona pogodzić się z tym, że aby „żyć”, musi niszczyć innych. Jej desperackie, samotne próby wyjścia z kręgu zła, w który została wciągnięta, skazane są na porażkę… Wydaje się, że pozostaje tylko bezsilna rozpacz i pogrążenie w nałogu. Nawet śmierć nie może być wybawieniem… Wyraża to Peina – cyniczny „nadczłowiek” (genialny Christopher Walken) uświadamiając próbującej się zabić Concklin, brutalną prawdę: „Nie można zabić tego co jest martwe…”

Ale możliwe jest jeszcze zmartwychwstanie… Ostatnie słowa w filmie mówią: „W obliczu końca wszyscy stajemy naprzeciw światła i ujawnia się wtedy nasza prawdziwa natura. Aby odnaleźć siebie – trzeba się unicestwić…”

 

Agnieszka


Nasze intencje modlitewne: