Magdalena: Świadectwo mojego nawrócenia

Urodziłam się i wychowałam w rodzinie katolickiej. W szkole podstawowej i średniej chodziłam regularnie do kościoła na msze i lekcje religii. W czwartej klacie liceum ogólnokształcącego zdałam maturę z religii z wyróżnieniem. W tym też czasie za namową mojej przyjaciółki poszłam z nią do wróżki,która powiedziała mi jakieś bzdury.  W szkole średniej zaczęłam się też interesować ezoteryką i w tym czasie zaczęły się problemy. 

 

Rozpoczęłam studia medyczne i oddaliłam się od Boga. 

Niechciałam chodzić z rodzicami na niedzielne msze święte i tylko pod przymusem mojego taty chodziłam z nimi do kościoła. Pamiętam jak siadałam w ostatniej ławce i nienawidziłam ludzi,którzy się modlili,a kiedy widziałam księdza,który odprawiał nabożeństwo to moja nienawiść była tak wielka,że gdybym miała możliwość – mogłabym go zabić. Najgorsze było to,że miałam myśli samobójcze. Śmierć dosłownie szła za mną krok w krok i przyzywała mnie do siebie. Pamiętam jak musiałam na peronie złapać się latarni kiedy nadjeżdżała kolejka SKM,żeby nie skoczyć na tory. Nikt z mojego otoczenia nie wiedział co się zemną dzieje,wręcz przeciwnie uważano mnie za rozrywkową dziewczynę i „duszę towarzystwa”. I tak upływały mi kolejne lata studiów. Na ostatnim-piątym roku przed egzaminami dyplomowymi ( z których jako bardzo dobra studentka byłam zwolniona),czekał mnie egzamin z laryngologii,prawie niemożliwy do zdania w pierwszym terminie. Wiedziałam,że choćbym nie wiem ile się uczyła,to nie dam rady zdać egzaminu praktycznego i teoretycznego. 

Wieczorem w przeddzień egzaminu,kiedy leżałam już w łóżku – rozpłakałam się z tej bezsilności i zawołałam : ” Panie Boże,jeśli jesteś – pomóż mi ! „. W tej chwili poczułam jak ktoś ociera łzy z moich oczu ( a byłam w pokoju sama) i usłyszałam słodki głos :” Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Zdasz ten egzamin”. Ogarnął mnie taki spokój,że od razu zasnęłam. Rano pamietałam o tej obietnicy,ale żeby się upewnić,poprosiłam Pana,żeby na jej potwierdzenie przysłał mi jakiegoś ptaka. W tym momencie przyleciały trzy duże ptaki ( szaro-brązowe z żółtymi,zakrzywionymi dziobami). Wszystkie usiadły na płotku za oknem w kuchni,dwa ze skraju odleciały ,a trzeci został ( wyglądało to tak,jakby go  te dwa asekurowały). Trzeci ptak usiadł w doniczce z ziemią i zaczął patrząc na mnie unosić po kolei skrzydła i kąpać się w piasku. Ten widok był tak piękny,że nie mogłam oderwać od niego oczu. Zdałam sobie sprawę,że jeśli natychmiast nie wyjdę z domu,to spóźnię się na egzamin,więc poprosiłam Boga,żeby go już zabrał. 

W tej chwili ptak odwrócił się tyłem do mnie i odleciał (mam w domu dużo książek o ptakach ,ale w żadnej nie znalazłam tego gatunku). Pojechałam na egzamin i zdałam go jako jedyna na roku na czwórkę. Po skończeniu studiów trafiłam do duszpasterstwa akademickiego ,a potem do Odnowy w Duchu Świętym,która spotykała się w kościele przy Akademii Medycznej. Było mi tam bardzo dobrze,ale po niedługim czasie ksiądz – egzorcysta,który się nami opiekował zaproponował wspólny wyjazd do ośrodka wypoczynkowego w Jastrzębiej Górze,gdzie miało być odnowienie przyrzeczeń chrztu świętego,chrzest Duchem Świętym i modlitwa o uwolnienie. 

Poczułam,że muszę tam pojechać,bo jest to moja ostatnia szansa na nawrócenie. Kilka dni przed  tym weekendowym wyjazdem było spotkanie Odnowy i wtedy stało się coś dziwnego. Kiedy znalazłam się wśród tych moich wierzących znajomych ,poczułam się tak,jakby ktoś zmienił moje spojrzenie. Patrzyłam zgorszona na tych ludzi i myślałam :” Co oni robią!. Modlą się,wielbią Boga,unoszą ręce do góry. Przecież oni oszaleli. Trzeba ich jak najszybciej umieścić w szpitalu psychiatrycznym!”. Zawsze po spotkaniu wracałam do domu razem z moją przyjaciółką – Beatą,która mieszkała niedaleko. Tym razem,chociaż Beata siedziała przedemną,wogle jej nie widziałam. Tak więc wsiadłam sama do tramwaju i czułam się bardzo nieszczęśliwa. Dojechałam do domu i idąc od przystanku spojrzałam w niebo. 

Wcześniej czułam,że jest tam Bóg i aniołowie,ale teraz niebo milczało. . . tak jakby było zupełnie puste. W tej chwili usłyszałam głos :” Widzisz jak się czujesz ?,ale Boga to wogle nie obchodzi,a ja dbam o tych,którzy mi służą. Jeśli oddasz mi pokłon – będziesz sławna i bogata”. Zobaczyłam przed sobą piękną,białą posiadłość ( taką jak w „Dynastii „) i duży basen,przy którym siedziałam. W tej chwili podszedł do mnie mój służący – przystojny blondyn w koszulce polo w paski i grubej,złotej bransolecie na ręku. Przynióśł mi na srebrnej tacy drinka i aktualną gazetę. Wzięłam ją do ręki i na pierwszej stronie było moje zdjęcie i artykuł o tym,jaka to ja jestem bogata. 

Od tego czasu minęło już 20 lat,ale widzę tę scenę  tak jak to by wydarzyło się dopiero przed chwilą. Byłam tak nieszczęśliwa,że nawet nie byłam w stanie zastanowić się co się dzieje,ale coś z głębi mnie powiedziało : „Odejdź odemnie szatanie! „. Szłam dalej w kierunku domu i myślałam,że może rzeczywiście ja nie nadaję się do tego całego chrześcijaństwa. Pomyślałam,że pójdę do baptystów lub do buddystów ( nie znałam wtedy protestantów i nie widziałam różnicy pomiędzy jednymi i drugimi ),ale usłyszałam znowu ten sam głos – tym razem zaniepokojony : „Do baptystów nie,bo tam jest Jezus. Trzymaj się lepiej od Jezusa z daleka!”. Przyszłam do domu i rozpłakałam się. Nie wiedziałam co robić. W dniu planowanego wyjazdu poszłam rano do pracy. Pogoda była straszna – listopadowy sztorm. Lało i wiało. Pod koniec pracy postanowiłam,że jednak pojadę do Jastrzębiej Góry. Kiedy to powiedziałam mojej asystentce,poczułam,że raptem mam dreszcze,szczypią mnie oczy i mam gorączkę. Przytuliłam się do gorącego sterylizatora. 

Moja asystentka zdziwiona i zaniepokojona,spytała się :”Co się stało pani doktor?”. Widziała,że jeszcze minutę temu byłam okazem zdrowia. Wróciłam  jakoś po pracy do domu i zaczęłam się pakować. Wzięłam ortalionową,bardzo lekką torbę,piżamę,papcie i świecę. Źle się czułam i było mi słabo. Ostatkiem sił wyszłam z domu i bardzo wolno szłam na przystanek. 

Miałam wrażenie,że torba waży tonę,chociaż była bardzo lekka. Ciągnęłam ją prawie po ziemi i wtedy na końcu bloku zobaczyłam moją przyjaciółkę,która też jechała z nami. Beata bardzo się zdziwiła,widząc mnie idącą bardzo wolno. Zawsze byłam pełna energii i znajomi mówili na mnie „struś pędziwiatr ” lub „znikający punkt”,bo mało kto mógł mi dotrzymać kroku. Opowiedziałam Beacie o tej mojej nagłej chorobie,a ona powiedziała,żebym się tym nie przejmowała,bo to normalne. Skoro diabeł nie mógł inaczej powstrzymać mnie od wyjazdu – zaatakował ciało. Powiedziała,że napewno jak przyjedziemy na miejsce,to wszystko mi przejdzie. A więc po około 2 godzinach dojechaliśmy do ośrodka w którym po kolacji odnowiliśmy przyrzeczenia chrztu świętego. Następnie była modlitwa o wylanie Ducha Świętego,namaszczenie olejem ,a gdzieś pomiędzy modlitwa wstawiennicza. 

Obecność Pana była tak namacalna,że widziałam wręcz cień Jezusa,który przechadzał się pomiędzy nami. Miałam wrażenie,że gdybym wyciągnęła rękę,to złapałabym skraj Jego szaty. W czasie modlitwy dotarło do mnie kim jestem – grzesznikiem,(chociaż wcześniej uważałam,że przecież ja nic złego nie robię) i zobaczyłam kim  jest święty Bóg. 

Rozpłakałam się zdając sobie sprawę ze swojej nędzy i wtedy usłyszałam głos Pana :” Nie bój się!. Ja jestem z tobą i nigdy cię nie opuszczę. Nie lękaj się! Ja cię poprowadzę „. Ogarnął moje serce taki pokój,że gdyby nawet wybuchła III wojna światowa – nie miałoby to dla mnie znaczenia. Kiedy wróciłam do świata i codziennych obowiązków,trochę tego pokoju gdzieś się ulotniło,ale on nadal jest obecny w moim sercu. Bóg tak jak obiecał,wspaniale mnie prowadzi. Zrobiłam dwie specjalizacje,obroniłam pracę doktorską,zwiedziłam wiele krajów,a Pan każdego dnia daje mi dowody Swojej miłości i troski,oraz wybawia ze wszystkich niebezpieczeństw. Chwała Panu!

  

 


Nasze intencje modlitewne: