Ojciec ubogich – Święty Marcin de Porrès

Marcin de Porres

Niechciany ciężar

Marcin oczywiście miał skłonność do życia w cieniu i pozostawania niezauważonym. To, że szukano kontaktu z nim ze względu na jego mądrość, stanowiło ciężar dla jego skromności i pokory. Miał on pewną wieloletnią znajomość z księdzem, Felicianem de Vega, któremu udało się awansować z pozycji generalnego wikariusza Limy aż na stanowisko biskupa La Paz, aż wreszcie został wyznaczony arcybiskupem miasta Meksyk. Pewnego razu, będąc posłusznym bezpośredniemu rozkazowi przełożonego, Marcin wziął udział w kolacji wydanej przez wdzięcznego arcybiskupa, któremu wcześniej tak często doradzał, a który akurat był z wizytą w Limie. Prałat z całego serca pragnął spotkać się z Marcinem i okazać mu, jak wielkim darzył go szacunkiem. Prawdopodobnie gośćmi na kolacji było też wiele ważnych osobistości, które także pragnęły ujrzeć tego skromnego dominikanina nie mniej niż sam arcybiskup. 

 

Fragmenty książki „Ojciec ubogich – Święty Marcin de Porrès

Nie była to jednak pożądana sytuacja dla biednego tercjarza. Służący oczekiwali go przy stole. Starając się nie być nieuprzejmym, Marcin odprawił ich tak szybko, jak tylko było to możliwe i uciekł do domu, gdzie zaczął energicznie zamiatać najbardziej opuszczone zakątki klasztoru. Jeden z zakonników ujrzał go i pomyślał, jak bardzo byłoby przydatne dla arcybiskupa, gdyby ten mógł mieć człowieka o takich cnotach w swoim domostwie. Zaproponował więc, aby Marcin poważnie rozważył zaszczyt a nawet otrzymanie dyspensy, aby otrzymywać święte rozkazy.

– Drogi bracie, wiesz, że nie zasługuję na taki honor! – odpowiedział jednak Marcin. – Arcybiskup jest bardzo hojnym człowiekiem, skoro dopuszcza mnie do swojej osoby, zwłaszcza że jestem sam tak niskiego pochodzenia, a moje zachowanie jest tak proste i pozbawione manier. Raczej wolałbym pozostać służącym pomiędzy moimi braćmi, niż robić cokolwiek innego.

Marcin użył nawet raz swojej mądrości, aby odegrać rolę detektywa. Niewinny zakonnik dominikański został oskarżony strasznym zarzutem. Było to świetnie wymyślone oszczerstwo, które zostało przygotowane z taką wprawą, że zmyliło nawet wprawnych sędziów. Gubernator prowincji skazał zakonnika na więzienie. Marcin, który wierzył, że mężczyzna jest niewinny, miał także swoje podejrzenia. Postanowił więc poprowadzić śledztwo i zająć się tą sprawą na własną rękę. Następnie udał się do władz, ujawniając misternie utkaną intrygę i udowadniając, że oskarżony człowiek jest niewinny. Nikczemny intrygant zaś został zatrzymany i zajął miejsce zakonnika w więzieniu. 


Nasze intencje modlitewne: