Od ezoteryzmu do depresji, od depresji do nawrócenia

 

Coraz bardziej odsuwałam się od innych ludzi, przyjaciół czy znajomych. Nie wchodząc w relacje z innymi, miałam pewność, że nie zostanę zraniona.  Wiedziałam też, że i tak nikt nie zrozumie mojego cierpienia i tego co doświadczam. Coraz częściej zamykałam się w domu, pogrążona w smutku i lęku przed życiem. Zastanawiałam się, ile jeszcze tragedii może spaść na jednego człowieka. Co ja takiego zrobiłam, że życie tak ciężko mnie doświadcza? Za jakie grzechy tak cierpię? Stosunki z moją ciocią też  się pogorszyły. Miałam jakieś napady złości i pretensje do niej z byle powodu.

Jeśli chodzi o karierę zawodową, to obejmowałam w pewnym momencie stanowisko kierownicze. Stałam się niestety osobą wyniosłą i pyszną. Ze względu na konflikt z pracodawcą straciłam tą pracę. Był to dla mnie kolejny dramat, tym bardziej, że wkładałam w nią wiele wysiłku i można powiedzieć, że popadłam w pracoholizm. Czułam się po raz kolejny wykorzystana. Wtedy wpadłam już w totalną depresję i nie odbierałam od nikogo telefonów. Zamknęłam się w domu z moim jedynym przyjacielem – telewizorem. Miałam już dosyć wszystkiego i wszystkich. W domu byłam bezpieczna, już nikt nie mógł mnie skrzywdzić. Depresja byłam straszna, czułam się jak w otchłani rozpaczy. Nie miałam siły już żeby żyć i codziennie myślałam o śmierci. Potrafiłam przez tydzień nie wychodzić z domu lub prawie nie wstawać z łóżka.  Zdecydowałam się w końcu pójść do psychiatry. Dostałam leki antydepresyjne, lecz nie odnosiły one jakiegoś rewelacyjnego efektu. Doszłam w pewnym momencie do etapu tak wielkiego cierpienia, że miałam sama do siebie pretensje, że jeszcze nie popełniłam samobójstwa. W głowie ciągle miałam myśli pod tytułem „zabij się”. Zaczęłam się modlić do Boga i prosić, by mnie zabrał już do siebie, bo już dłużej nie wytrzymam tego cierpienia, a sama nie mam odwagi się zabić. Nie wysłuchał jednak mojej prośby. Zaczęłam się więc modlić „ Panie Boże, skoro nie chcesz mnie zabrać do Siebie, to pomóż mi jakoś, bo już nie mam siły, by żyć”.

Zaczęłam szperać po internecie, nie pamiętam jednak czego dokładnie szukałam. W każdym razie obejrzałam chyba jakiś film o tym, że zajmowanie się ezoteryka, która teraz jest tak popularna jest bardzo niebezpieczne z punktu widzenia chrześcijaństwa oraz, że stoi za tym szatan. Zobaczyłam jeszcze kilka innych filmów umieszonych w sieci np. Egzorcyzmy Anneliese Michel czy świadectwo nawrócenia Ojca Verlinde. Klapki spadły mi z oczu w jednej sekundzie. Wszystko się rozjaśniło, oczy mi się otworzyły i już widziałam, dlaczego moje życie stało się jedną wielką ruiną. Zaczęłam szlochać rzewnymi łzami z myślą „Co ja zrobiłam? W jakie bagno się wpakowałam? Nieświadomie szukałam szczęścia u szatana, utorowując sobie drogę do piekła! Czułam wielki żal i ból jakby mi serce wyrwało. Ogromny wyrzut sumienia, że Bóg mnie zawsze kochał i nigdy mnie nie zostawił, a ja w swej naiwności i głupocie poszłam w stronę błota i ciemności, a przecież byłam niby katoliczką. Tylko co to za wiara, skoro łamie się wszystkie Boże Przykazania. 

Przestudiowałam wiele wypowiedzi księży, nie tylko egzorcystów, dotyczące okultyzmu, magii i ezoteryki. Byłam w szoku. Okazało się, że legalnie funkcjonująca szkoła, na której pobierałam nauki, to sekta i tzw. „uniwersytet diabelski”, jak go określił jeden z wypowiadających się kapłanów, a takie osoby jak ja są już zarejestrowane w kolejce do piekła. Ogarnęła mnie totalna rozpacz. Nie dość, że całe me życie było usłane wielkim cierpieniem, to jeszcze na koniec skończę w piekle. Nigdy bym nie pomyślała, że mogę być w jakiejś sekcie, bo uważałam się za osobę inteligentną, jednak jak widać diabeł na każdego znajdzie sposób. Sekty zawsze kojarzyły mi się bardziej z jawnym czczeniem szatana, jednak jak się okazało,w dzisiejszych czasach to tak rzadko wygląda. Sekta New Age, której  byłam nieświadomym członkiem, jest dziś organizacją spopularyzowaną na terenie całej Polski, a każdy z nas jest w telewizji i radiu bombardowany  wróżkami i jasnowidzami, którzy to niby dzięki mocy Bożej pomagają innym. Sądzę, że nikt spośród osób uczęszczających wraz ze mną do tej szkoły, nie wiedział, że pracuje z demonami zamiast z aniołami. Oczywiście oprócz niektórych wykładowców, czego dowodzi pewna sytuacja, którą dobrze pamiętam. Otóż jeden z wykładowców mówił, że uczniowie go atakowali mentalnie, wykorzystując jakieś techniki ezoteryczne i powiedział  wtedy:„ Na szczęście ja mam mocniejszych bogów”,  po czym zaczął się szyderczo śmiać. Dziś już wiem, co to byli za bogowie, prawdopodobnie demony bóstw indyjskich, jako, że był znawcą tamtejszej kultury oraz odprawiał rytuały wedyjskie, miedzy innymi Agnihotra. Wszystko ułożyło mi się w jedną całość. Człowiek ten mówił, że medytuje kilka godzin dziennie i śpi po dwie godziny lub wcale. Dodatkowo posiadał nadludzką wiedzę, mówił bardzo szybko, jakby był pod wpływem narkotyków oraz doskonale poruszał się we wszystkich dziedzinach wiedzy. Potrafił spojrzeć na człowieka i znać jego wszystkie choroby, co potwierdził na moim przypadku. Byłam wtedy zdumiona.


Nasze intencje modlitewne: