Spotkałem Jezusa Miłosiernego

Moje życie zawierzyłem Bogu i wiem, że to On mnie prowadzi. Moja droga jednak nie zawsze była prosta

Wychowałem się w pobożnej rodzinie. To rodzice byli moimi pierwszymi nauczycielami wiary. Jednak jako nastolatek pogubiłem się i popadłem w grzechy, które są udziałem wielu młodych osób. Przez długi czas nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Kiedy miałem 16 lat rodzice często musieli wyjeżdżać, żeby pomóc mojej chorej wówczas siostrze mieszkającej za granicą. Kiedy zostawałem w domu sam, nadużywałem wolności. W zasadzie próbowałem wszystkiego. Ale Jezus cały czas o mnie walczył. Pojawiały się wyrzuty sumienia, które próbowałem zagłuszyć chodzeniem do kościoła. To jednak nie było prawdziwe spotkanie z Bogiem.

Pierwsze ze zdarzeń, które przyprowadziły mnie do Jezusa Miłosiernego, miało miejsce pod koniec pierwszego roku moich studiów. Pewnego dnia wybrałem się na wycieczkę rowerową. Na krzyżówce wpadł na mnie rozpędzony samochód. Patrząc po ludzku, nie powinienem tego wypadku przeżyć. Tymczasem ja nie miałem nawet żadnych poważnych obrażeń. Jestem przekonany, że Bóg dał mi wtedy drugą szansę. Moja dusza była wówczas martwa – trwała w stanie grzechu śmiertelnego.

Rok później, w 2002 r., nastąpił kolejny przełomowy moment. Mój schorowany ojciec trafił do szpitala. Wcześniej, przez moje dzieciństwo i młodość patrzyłem jak cierpi. Dokuczały mu różne choroby, stracił też wzrok. Zapamiętałem jednak, że nigdy nie skarżył się na swój los. Wtedy, gdy leżał w szpitalu, nagle uświadomiłem sobie, że od lat nie powiedziałem mu, jak bardzo go kocham. Zaraz do niego pojechałem i to zrobiłem. Wtedy z jego usta padły słowa, które mną wstrząsnęły. Wyznał mi, że całe swoje cierpienie ofiarowuje w mojej intencji. Dwie godziny później tata zmarł.

I tak stopniowo postępował proces naprawy stanu mojego ducha, aż kiedyś trafiłem na Mszę św. z modlitwą o uzdrowienie. W totalnej bezsilności, przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, oddałem wszystko Jezusowi prosząc, aby przemienił moje życie. To wtedy przeżyłem pierwszy w życiu spoczynek w Duchu Świętym, z którego pamiętam tylko postać stojącego przede mną Jezusa Miłosiernego. Pan wszedł wówczas w moje życie z wielką mocą. Potwierdzeniem tego była spowiedź święta, jaką odbyłem kilka miesięcy później, w wigilię Miłosierdzia Bożego. Postanowiłem wtedy raz jeszcze wyznać wszystkie grzechy z przeszłości. Siedzący w konfesjonale dominikanin, po chyba ze 2 minutach ciszy, ze wzruszeniem przekazał mi słowa od Pana: „Ja już dawno tobie wybaczyłem…”.

Potem Jezus wielokrotnie pokazywał mi, że jest blisko, jak chociażby podczas kursu ewangelizacyjnego „Filip”. Przeżywałem go razem z narzeczoną i ona także zawierzyła wówczas Bogu swoje życie. W 2008 r. pobraliśmy się, urodziły nam się dwie córki. Bóg zresztą nieustannie wylewa na naszą rodzinę zdroje łask.

To wszystko zawdzięczam Jezusowi, który jest moim Przyjacielem i Panem. Chwała Mu za to!

Mateusz

33 lata

mąż i ojciec 2 dzieci

 


Nasze intencje modlitewne: