Męczyłam się tak kilka lat

 

„Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś;
jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę. ” (psalm 139, 8)

Kilka lat temu, gdy byłam jeszcze nastolatką, prosiłam Boga o to aby zesłał na mnie cierpienie przez które będę mogła odpokutować za grzechy moje i mojej rodziny. Nie miałam wątpliwości co do tego że Bóg mnie wysłucha. Wierzyłam w to z całego serca i chciałam aby Bóg się mną posłużył(było to tuż po moim nawróceniu, więc byłam zakochana w Bogu). Mimo mojej wielkiej miłości do Niego zaczęłam interesować się mantrami – nawet je odmawiałam.
Doszło w końcu do tego że odprawiłam rytuał satanistyczny (jak się po latach dowiedziałam od księdza egzorcysty). Wtedy dosłownie poczułam jakbym połączyła się z jakimiś mocami i nie były to moce Boże. Nad ranem, o godz. 3 zobaczyłam jak podchodzi do mnie jakieś stworzenie- coś co z wyglądu nie przypominało żadnego konkretnego zwierzęcia; było ciemne i budziło we mnie ogromny lęk. Od tego czasu zaczęły dziać się w moim życiu dziwne i napawające lękiem wydarzenia.

Pewnego dnia, gdy przechodziłam koło bramy klasztornej już jako siostra nowicjuszka, zobaczyłam tam grupkę dzieci z jakimś mężczyzną. Pozdrowiłam ich po Bożemu a one w tym samym momencie zamieniły się w małe diabły. Wyzywały mnie i pluły na mnie, przeklinały i groziły. Przerażona pobiegłam do sióstr i im wszystko opowiedziałam. Siostry zaczęły podejrzewać u mnie chorobę psychiczną, jednak lekarz psychiatra po późniejszym badaniu nie stwierdził choroby. Jednak ze mną było coraz gorzej…

Po tych męczarniach duchowych jakie przezywałam, opuściłam klasztor. To był dopiero początek tego co się miało wydarzyć.

Skracając powiem, że męczyłam się tak kilka lat. Nadal kochałam Boga, jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego, że oddałam się pod panowanie złego ducha. Do tego wszystkiego doszły jeszcze bluźniercze myśli i chęć wyplucia Ciała Pana Jezusa podczas Komunii Świętej. Apogeum tych wydarzeń nastąpił miesiąc przed rekolekcjami z o. Jamesem Manjackalem. W tym czasie zły duch zdwoił swoje siły i zaczął mnie atakować nie przebierając w przebiegłości i nienawiści.

Pewnego wieczoru przemówił do mnie grobowym pełnym nienawiści głosem. Pierwszy raz w życiu miałam nogi „z waty” i trzęsłam się ze strachu. Nie mogłam się modlić, każda próba modlitwy kończyła się niepowodzeniem. Czułam jakby stał nade mną i chciał powiedzieć” nie możesz się modlić, należysz do mnie”. Takie myśli dręczyły mnie do dnia rekolekcji. Spałam przy włączonym świetle, chociaż on potrafił tak robić że gasił wszystkie. Bałam się. Byłam przerażona. W tym czasie brałam też leki na uspokojenie(bardzo silne), które i tak nic nie pomagały, ponieważ zły duch i tak atakował, co słyszał również mój chłopak.

Było również tak, że zły duch groził mi we snie, że mnie opęta. Pokazywał mi co mógłby zrobić z moim ciałem gdybym była opętana,; rzucał mną o ściany i groził mi, że jeśli będę służyć Bogu to on zrobi ze mną co zechce. Budziłam się tez nad ranem i dopadał mnie jakby paraliż: nie mogłam się ruszyć, ani nic powiedzieć, nie mogłam krzyczeć, chociaż bardzo chciałam, ponieważ czułam jego obecność w pokoju. Nadszedł dzień rekolekcji. Trzeciego dnia były modlitwy o uwolnienie. Jedna z nich trafiła prosto w moje serce. Wśród wielkich wrzasków i odczucia piekła Jezus mnie uwolnił. Płakałam, szlochałam. To było jakby moje powtórne narodzenie do życia z Bogiem. Teraz to Jezus jest moim Panem. Czuję że jestem wyzwolona i …kochana przez Jezusa. Moja miłość do Niego została odwzajemniona:) Chwała Mu za to, że jest naszym Bogiem, że nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych, że jest z nami zawsze.

W.


Nasze intencje modlitewne: