89. Działania diabła sprawiające ból
Diabeł rozpoczął swoje ataki na chrześcijan zaraz po Zmartwychwstaniu. Św. Paweł pisze: „Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie (…)” (2 Kor 12, 7–8)
Św. Antoni Pustelnik (251 – 356) cierpiał męki z rąk diabła będąc zaledwie w wieku osiemnastu lub dwudziestu lat. Rozdzielił swój spadek pomiędzy biednych i udał się na pustynię, aby szukać doskonałości i wieść ascetyczny żywot. Diabły wpadły we wściekłość z powodu jego decyzji i „kusiły go dzień i noc” myślami o mieniu, które rozdał i luksusie, który za sobą zostawił. Podsuwały mu myśli o pieniądzach i sławie i ostrzegały go, że osiągnięcie cnoty jest trudne i może odbić się na jego zdrowiu. Gdy te i inne kuszenia się skończyły, demony przeszły do poważniejszych działań. Św. Atanazy (zm. 373), który był pierwszym biografem świętego, pisze w przedmowie do swojej książki: „Spieszyłem się, aby pisać o tym, co sam wiem, bo widziałem go często i o tym, czego mogłem się od niego nauczyć; bo byłem jego pomocnikiem przez długi czas”. Św. Atanazy pisze, że św. Antoni na początku swojego ascetycznego życia, kiedy miał około trzydziestu pięciu lat:
poprosił jednego ze swoich znajomych, aby przynosił mu od czasu do czasu chleb, po czym wszedł do jednego z grobowców; przyjaciel zamknął za nim drzwi i święty pozostał sam wewnątrz. Tego wróg nie mógł znieść, gdyż bał się, że Antoni stopniowo będzie wypełniał pustynię mnichami. Pewnej nocy przyszedł z hordą demonów i tak pobił świętego, że ten leżał na ziemi nie mogąc wydać głosu z powodu bólu. Gdyż, jak powiedział, ból był tak ostry, że ciosy zadane ludzką ręką nie mogły spowodować takich mąk. Dzięki Boskiej Opatrzności następnego dnia przyszedł jego przyjaciel przynosząc chleb i kiedy otworzył drzwi i zobaczył go leżącego jak martwy na ziemi, podniósł go i zaniósł do wiejskiego kościoła, gdzie położył go na ziemi. Wielu krewnych i mieszkańców wioski czuwało przy Antonim, tak jak się czuwa przy zmarłym.
Około północy św. Antoni obudził się i widząc, że wszyscy są pogrążeni we śnie, skinął na swojego przyjaciela, który go podniósł i zgodnie z życzeniem świętego ponownie zaprowadził do grobowca nikogo przy tym nie budząc. Po przybyciu do grobowca, drzwi znowu były zamknięte. Św. Atanazy mówi dalej: „Nie mógł stać z powodu obrażeń, lecz modlił się na leżąco”. Diabeł widząc, że fizyczny uszczerbek nie odwiódł Antoniego od modlitwy, odwiedzał go tej nocy pod postacią różnych zwierząt, które ryczały i szykowały się do ataku. Antoni rzekł im wtedy: „Gdybyście mieli w sobie jakąś moc, wystarczyłoby, że przyszedłby tylko jeden z was; lecz Pan odebrał wam waszą siłą i dlatego próbujecie przestraszyć mnie, jeśli to możliwe, waszą mnogością. Oto znak waszej bezsilności, że przybraliście kształty potworów (…) nasza ufność w Panu jest jak pieczęć i jak mur obronny”.
Św. Antoni znosił wiele pokus. Można przede wszystkim wspomnieć o wizji powabnej kobiety, a także o pojawieniu się złota, które było tylko złudzeniem. Lecz Antoni przezwyciężył wszystkie pokusy i wykonał wiele dobrej pracy, włączając w to uzdrawianie, a także duchowe kierownictwo nad odwiedzającymi go wiernymi. Przyczynił się poważnie do zwycięstwa nad herezją ariańską i do organizowania luźno związanych wspólnot, które w końcu stały się początkiem życia zakonnego w Kościele. Najbardziej artystycznie udane obrazy przedstawiające św. Antoniego ukazują go w walce ze straszliwymi demonami, które go smagają, biją i gryzą. Mimo tych ataków i ogromu pracy oraz pokut, zmarł w wieku 105 lat.
W biografii św. Dominika (1170 – 1221) czytamy, jak ściśle bracia przestrzegali wszystkich reguł nowego zakonu, którego był on założycielem. Następujący przykład ich posłuszeństwa ujawnia siłę niektórych demonów i ich wściekłość skierowaną przeciwko tym, którzy kroczą ku świętości.
Pewnej nocy jeden z braci przebywał w prezbiterium zatopiony w modlitwie, kiedy „został schwycony przez niewidzialną rękę i gwałtownie przeciągnięty przez cały kościół tak, iż głośno krzyczał o pomoc”. Wspomina się, że takie incydenty zdarzały się bardzo często w początkach istnienia zakonu dominikańskiego. „Usłyszawszy krzyk, ponad trzydziestu braci zbiegło się do kościoła, aby pomóc cierpiącemu, lecz na próżno; oni również byli brutalnie łapani i jak on ciągnięci i bezlitośnie rzucani”. W końcu przybył brat Reginald, przyprowadził pierwszego z braci przed ołtarz Św. Mikołaja i odprawił demona precz. Warto zauważyć, że śluby milczenia złożone przez braci zostały zachowane, ponieważ „pomimo oszołomienia i grozy wydarzenia nikt z obecnych, których zebrała się znaczna liczba, nie odważył się powiedzieć jednego słowa ani nawet wydać z siebie dźwięku”, oprócz pierwszego z braci, który krzyknął, kiedy został zaatakowany.
W Kwiatkach św. Franciszka napisano, że św. Franciszek z Asyżu (1181–1226) został kiedyś w trakcie modlitwy zaatakowany przez demony, podczas gdy jego towarzysze byli pogrążeni we śnie. Napisano tam, że: „ogromna liczba najstraszliwszych diabłów przybyła z wielkim hałasem i zamętem, i zaczęły go niepokoić i atakować. Jeden złapał go tu, drugi gdzie indziej. Któryś ciągnął go w dół, inny w górę. Jeden czymś mu groził, drugi za coś złorzeczył. I tak próbowali mu na różne sposoby przeszkodzić w modlitwie”. Gdy święty przemówił do demonów, te „schwyciły go jeszcze mocniej i z większą wściekłością i zaczęły ciągnąć go po całym kościele, zadając mu wiele ran i dręcząc go jeszcze mocniej”. Podczas tego wydarzenia święty zwracał się do Pana mówiąc, że jest gotów wycierpieć każdy ból z miłości do Niego. Przekaz dodaje: „Demony upokorzone i pokonane przez jego wytrwałość i cierpliwość odeszły”. Następnie święty opuścił kościół i udał się do pobliskiego lasu, gdzie oddał się łzami zroszonej modlitwie.
O innej konfrontacji z diabłem dowiadujemy się od Tomasza z Celano, towarzysza św. Franciszka. Pisze on, że święty przebywał w Rzymie na prośbę kardynała Leona od Świętego Krzyża. Św. Franciszek, jako odosobnione miejsce na modlitwę wybrał wieżę, która była podzielona dziewięcioma łukowatymi sklepieniami, co sprawiało, że pomieszczenia wyglądały jak cele dla pustelników. Podczas pierwszej nocy, kiedy chciał odpocząć: „przybyły diabły i czyniły przygotowania do wrogich działań… Biły go bardzo mocno przez długi czas i w końcu zostawiły na pół żywego. Gdy odeszły i święty odzyskał oddech, zawołał śpiącego w innym pomieszczeniu towarzysza, i powiedział do niego: «Bracie, chciałbym, abyś został przy mnie, gdyż boję się pozostać sam, bo diabły przed chwilą mnie biły»”. Tomasz z Celano kontynuuje: „Święty drżał i trząsł się jak osoba cierpiąca od wysokiej gorączki”.
Bł. Rajmund z Capui, spowiednik i biograf św. Katarzyny z Sieny (1347–1380), podaje kilka przykładów, kiedy diabeł niepokoił tę świętą, ale jedno szczególnie godne odnotowania wydarzenie miało miejsce, kiedy wracali do Sieny. Bł. Rajmund podaje, że święta siedziała na ośle.
Znajdowaliśmy się niedaleko miasta, kiedy nagle została wyrzucona z siodła i spadła jak długa w głęboki rów. Wezwałem Matkę Bożą i ujrzałem Katarzynę jak wesoło się śmieje leżąc na ziemi. Powiedziała, że to był jeden z ciosów „złodzieja” [diabła]. Wsiadła na osła i znów ruszyliśmy w drogę, lecz kiedy przeszliśmy odległość około strzału z łuku, zły duch zrzucił ją ponownie i znalazła się w błocie przywalona zwierzęciem. Wydobyłem ją z błota i nakłoniłem, aby nie siadała ponownie na grzbiet osła, bo byliśmy dość blisko miasta, więc kontynuowała podróż idąc między nami pieszo. Lecz stary wróg nie uznał się za pokonanego i popychał ją raz w jedną, raz w drugą stronę tak, że gdybyśmy jej nie podtrzymywali, nie wiadomo ile razy by się przewróciła. A cały czas śmiała się z niego, traktując go z pogardą i nie szczędząc szyderstw.
Bł. Krystyna Stommeln (zm. 1312) poczuła w młodym wieku pociąg do życia jako beginka (kobieta, która, wraz z innymi świeckimi kobietami, wiodła pobożne życie w przylegających do siebie domach). Jej życie było tak niepospolite, że Butler wskazuje na nie, jako jedno z najbardziej niezwykłych w hagiografii i przyznaje, że gdyby jej doświadczenia nie były widziane przez naocznych świadków i notowane przez ojca Piotra z Dacii, można by podejrzewać, że błogosławiona była ofiarą psychicznej choroby lub halucynacji. Od dziesiątego roku życia doznawała objawień i przeżywała ekstatyczne wizje, a także doświadczyła strasznych ataków diabła. Ojciec Piotr pisze, że pewnego razu znaleziono Krystynę w pełnym błota dole, a ona sama nie potrafiła powiedzieć, jak do tego doszło. Ojciec Jan z Kolonii, ksiądz z parafii, podaje, że diabeł trzykrotnie wyciągał ją z łóżka, a raz porzucił na dachu domu. Innym razem zostawił przywiązaną do drzewa w ogrodzie. Ojciec Jan osobiście ją rozwiązał w obecności jej matki i innych osób. Diabeł dręczył ją też przytwierdzając do jej ciała gorące kamienie, które mogli zobaczyć i dotknąć świadkowie.
Ojciec Piotr podaje również szczegółową listę zdarzeń, w czasie których Krystyna, jej goście, ojciec Piotr i inni dominikanie, duchowni i osoby świeckie, zostawali oblani pomyjami, które pojawiły się nie wiadomo skąd. Miały miejsce również różne inne formy diabelskiej aktywności, np. demon gryzł ją niewidzialnymi zębami i wyrywał z jej ramion kawałki ciała. Błogosławiona była nękana przez Szatana przez wiele lat, jednak dożyła wieku lat 70 z reputacją wielkiej świętości. Papież Pius X zatwierdził jej kult w 1908 roku. Żywoty Butlera odnotowują: „Stolica Apostolska przekonała się, że dowody dotyczące osobistej cnoty błogosławionej Krystyny usprawiedliwiają jej lokalny kult trwający kilka wieków”.
Uważa się, że kiedy demony po raz pierwszy ukazały się św. Kolecie (1381–1447), nie dotknęły jej, lecz później traktowały ją tak brutalnie, że jej ciało było nieludzko posiniaczone. Raz została tak okrutnie potraktowana, iż półżywa leżała na podłodze swojej celi.
Podobnie było w przypadku służebnicy Bożej Marii od Jezusa, która jest bardziej znana jako Maria z Agredy (1602 – 1665). Na początku jej religijnego życia Jezus Chrystus, dla oczyszczania swojej służebnicy wybrał jako jej źródło ekspiacji ataki Szatana.
Mdłości stały się częste i bolesne, do tego doszły cielesne udręki wywołane przez Szatana, który kusił ją też wstrętnymi słowami i obrazami. Uczyniła szybki postęp w cnocie, lecz Szatan wpadł w taki gniew z powodu jej umacniania się w doskonałości, że kontynuował swoje ataki na jej ciało z jeszcze większą siłą, tak że wydawało się, iż połamie jej wszystkie kości. Raz nawet jej życie było w niebezpieczeństwie. Ataki te czasami były przerywane objawieniami Maryi i Jezusa Chrystusa, które ją bardzo inspirowały i umacniały. Później Maria z Agreda często podlegała bilokacji, podczas której pojawiała się w Ameryce, gdzie nauczała Indian wiary katolickiej, i fakt ten został stwierdzony ponad wszelką wątpliwość.