„Aniołowie i demony”

Diabeł obchodził się okrutnie także ze św. Katarzyną Tomŕs (1533 – 1574), która jako dziecko była tak religijna, że kilka zgromadzeń zakonnych chciało ją przyjąć w swe szeregi. W wieku 20 lat zdecydowała się przystąpić do kanoniczek św. Augustyna w ich klasztorze Św. Marii Magdaleny w Palma. Dzięki swej pokorze i słodyczy szybko zyskała szacunek. Obdarzona łaską przeżywania uniesienia po przyjęciu Najświętszego Sakramentu, doświadczyła też pokus i srogich ataków diabła, które przysparzały jej bólu i siniaków. Chociaż inne siostry nie mogły zobaczyć napastników, jednak mogły usłyszeć przeraźliwe jęki i krzyki.

Rozmiar tych ataków ukazuje zdarzenie, w którym demon złapał św. Katarzynę, kiedy szła do refektarza. Na oczach swoich towarzyszek została uniesiona w powietrze i wrzucona do cysterny wypełnionej błotem i wodą, z której z najwyższym trudem udało się ją wyciągnąć. (Przypomina to doświadczenie bł. Krystyny Stommeln, o którym wspomniano wcześniej). Uznana już za życia za świętą, św. Katarzyna Tomŕs umarła w wieku 41 lat i została kanonizowana w 1930 roku.

Również św. Maria Magdalena Pazzi (1566 – 1607) doznawała fizycznych cierpień podczas ataków demonów, którzy czasami przybierali „postać jadowitych żmij, które pokrywały jej ciało i kąsając sprawiały jej wielki ból”. Innymi razy diabły biły ją „tak wściekle, że wydawało jej się, iż jest torturowana rozgrzanymi do czerwoności szczypcami, że odcinają jej kończynę za kończyną (…) tak boleśnie, że myślała, iż na pewno umrze”.

Rówieśnik i przyjaciel św. Ignacego Loyoli (1491–1556) pisze, że: Pewnej nocy, kiedy Ignacy spał, diabeł przyszedł i usiłował go udusić. Próbował go udusić ściskając go za gardło tak mocno, że Ignacy nie mógł w żaden sposób wezwać świętego Imienia Jezus. Lecz gdy diabeł, zdawało się, że opanował już duszę i ciało, odpowiadając na siłę siłą, Ignacy w końcu zdołał wypowiedzieć Imię Jezusa i tym samym odparł atak. Po tej walce (co później zauważyliśmy i zanotowaliśmy) miał nieco ochrypły i przyciszony głos. O ile dobrze pamiętam, to wydarzenie miało miejsce w roku 1541.

Ten sam biograf odnotował jeszcze jeden przypadek ataku na św. Ignacego. Miał miejsce, kiedy młody mężczyzna imieniem Jan Paweł, który przez długi czas był towarzyszem świętego, spał w małym pokoju przylegającym do izby św. Ignacego. Obudził się on w nocy i słyszał odgłosy ciosów, tak jakby silni mężczyźni bili Ignacego, który jęczał przy każdym zadawanym mu razie. Natychmiast pobiegł do jego pokoju i zastał go siedzącego na łóżku i przyciskającego do piersi pierzynę. Kiedy spytał, co się dzieje, święty polecił mu jedynie wrócić do łóżka. Jan Paweł zrobił, co mu kazano, lecz wkrótce ponownie usłyszał te same odgłosy. Tym razem zastał świętego oddychającego ciężko, jak po bardzo wyczerpującej walce. Podobno św. Ignacy nigdy nie widział diabłów, które go dręczyły i ani trochę się ich nie bał.

Św. Ignacy Loyola był kiedyś duszony przez diabła. Podobne wydarzenie przytrafiło się Janowi od św. Samsona, który był niewidomym, świeckim bratem karmelitą (zm. 1636). Nie tylko był często kuszony i dręczony przez diabła, lecz aby zniweczyć jego wysiłki, diabeł także próbował go udusić. Według świadków demony pojawiły się pod postacią przeraźliwych bestii, które drapały go, wydając przy tym mrożące krew w żyłach wrzaski; ślady po pazurach i sińce były dobrze widoczne na jego rękach i twarzy, co zostało sprawdzone przez jego towarzysza, ojca Mateusza Pinault. Brat Jan wyśmiewał często diabły i szydził z nich, zanim z powrotem odesłał je do piekła, aby zostały ukarane przez ich władcę: „ponieważ pozwoliły pokonać się przez słabą istotę ludzką”.

Św. Małgorzata Maria Alacoque (1647 – 1690), której zostały przekazane modlitwy do Serca Jezusowego, nie została pominięta przez Szatana, który często sprawiał, że upadała i tłukła to, co niosła. Sama święta przekazuje nam: „Kiedyś, gdy niosłam garnek pełen rozżarzonych węgli, sprawił, że spadłam na sam dół ze szczytu schodów. Żaden z węgli nie został rozsypany i nie stała mi się najmniejsza krzywda; świadkowie zajścia myśleli, że musiałam sobie złamać obie nogi. Ale ja czułam przy sobie mojego wiernego Anioła Stróża, gdyż często otrzymywałem łaskę jego obecności”.

Kiedy św. Paweł od Krzyża (1694 – 1775), założyciel Zgromadzenia Księży Pasjonistów, odbywał podróż dla posługi miłosierdzia lub cierpiał z powodu fizycznych dolegliwości, diabeł atakował go tak wściekle, że jego towarzysze w wierze mogli zauważyć sińce. Wydaje się, że diabeł zdecydował się również przerywać mu czas odpoczynku i często go niepokoił. Pewnej nocy, kiedy usiadł na łóżku, poczuł jak jego głowę łapią jakieś niewidzialne ręce. Uderzono nią z taką siłą o mur, że zakonnik, który spał w pokoju obok, obudził się. Następnego ranka, kiedy spowiednik św. Pawła spytał go, jak się czuje, święty odpowiedział słowami pełnymi humoru: „Bóg nie pozwala, aby działania diabła uczyniły komuś jakąś wielką krzywdę; lecz mimo wszystko, wielkiej przyjemności też nie sprawiają”.

Diabeł, który dręczył bł. Annę Marię Taigi (1769 – 1837), zaczął działać po tym, jak pomogła niesfornemu bratu swojego przyjaciela, monsignore’a Natali. Ten młody człowiek nosił się z zamiarem popełnienia samobójstwa po tym, jak zamężna kobieta, z którą współżył, zmarła nagle bez przyjęcia sakramentów Kościoła. W nocy następującej po jego wizycie w domu bł. Anny Marii, diabeł dręczył fizycznie tę świętą gospodynię, a potem próbował ją udusić. Monsignore Natali, który był tam obecny, przeraził się hałasem z piekła rodem. Rady i modlitwy bł. Anny Marii zaowocowały ostatecznie przemianą młodzieńca. Niestety, niedługo potem zachorował i wiedząc, że wkrótce opuści ten świat, wezwał księdza. Wyspowiadał się i umarł w objęciach Kościoła. Jak powiedziała bł. Anna Maria: „Bóg złapał go za włosy”.

Męczarnie, które wycierpiała z powodu tego młodzieńca, nie były jedynymi doświadczonymi z rąk diabła. Ponieważ łagodne metody nie były w stanie zmienić jej postępowania i skłonić by zaprzestała czynienia dobra, diabeł przeszedł do bardziej radykalnych działań. Dowiadujemy się, że diabły zaczęły wyć jak dzikie bestie, podczas gdy zwierzęta „rodem z Apokalipsy” nawiedzały jej dom. Słychać było pukanie do drzwi i okien. Meble zostały poprzewracane. Bł. Anna Maria była uderzana, bita i kopana po głowie i ramionach. Kardynał Pedicini opowiada: „Złapały ją za szyję, stratowały ją nogami, poddały ją straszliwym męczarniom i próbowały złamać jej czystość zmysłowymi obrazami”. Na szczęście owe wydarzenia miały miejsce w nocy, kiedy jej dzieci spały i nieświadome były tego, co się dzieje, a jej mąż Dominik nie wrócił jeszcze z pracy.

Pan Natali, który mieszkał w mieszkaniu nad Beatą i jej rodziną, był świadkiem wielu tych diabelskich czynów. W swych Wspomnieniach Msgr. Nataliego, prałat podaje szczegóły tych i różnych innych konfrontacji bł. Anny Marii ze złymi duchami. Wiele z nich zrelacjonował także podczas jej procesu beatyfikacyjnego. Wspomniany wcześniej kardynał Pedicini również zaświadczył, że „widział Annę wiele razy płaczącą jak dziecko z powodu okrutnego traktowania, którego doświadczała”. Oprócz kardynała Pediciniego i pana Natali świadkami owych ataków było trzech kardynałów, trzech biskupów, trzech markizów, angielski lord, trzech duchownych, dwie księżne, rodzina Anny, służący oraz sąsiedzi.

W biografii Proboszcza z Ars, św. Jana Marii Vianneya (1786 – 1859) czytamy, iż był on wiele razy budzony w nocy przez diabły i ich okropne hałasy. Jednak nie zadawalały się one przeszkadzaniem w trakcie tych zaledwie kilku godzin snu, na które pozwalał sobie w ciągu każdej nocy. Kładły ręce na wątłe ciało kapłana, przez co demonstrowały swoją frustrację wywołaną licznymi nawróceniami dokonanymi dla Kościoła i wieloma duszami, które pojednały się ze swoim Odkupicielem. Nie jeden raz święty wyczuwał rękę muskającą jego twarz lub miał wrażenie, że szczury przebiegały po jego ciele. Czasami diabeł próbował zrzucić świętego z łóżka.

Często słyszano jak święty Proboszcz mówił, że kiedy ataki na jego ciało nasilały się, był to znak, że „jutro będzie dobry połów”. Innymi razy mówił: „Diabeł nieźle mnie wytrząsł ubiegłej nocy, jutro będziemy mieli ogromną liczbę ludzi”. Święty powiedział, że: „Dręczy mnie w rozmaity sposób. Czasami łapie mnie za stopę i ciągnie po pokoju. Robi tak, bo nawracam dusze dla dobrego Boga”. Bardziej przerażające były odgłosy wydawane przez diabły, słyszane i poświadczone przez wielu parafian. Opisy piekielnych dźwięków można znaleźć w następnym rozdziale tej książki (rozdz. 90).

Św. Antoni Maria Claret (1807–1870) przebywał przez pewien czas w Vichyi pewnego ranka nie zjawił się na śniadaniu. Domownicy myśląc, iż jest chory, zapukali do jego drzwi i spytali, czy mogą w czymś pomóc. Ponieważ nie byli przyzwyczajeni do narzekania świętego, mocno się zdziwili, gdy powiedział: „Bardzo boli mnie bok”. Lekarz i chirurg wezwani, żeby go zbadać, znaleźli straszną ranę w boku „tak, jakby jego ciało zostało poszarpane przez pazury dzikiej bestii”. Obrażenie było tak duże, iż można było zobaczyć kilka żeber. Św. Antoni Maria nigdy nie wspomniał, co było jego przyczyną, lecz każdy, kto ją widział, nie miał wątpliwości, iż była to sprawka diabła.

Kilka dni później lekarze wrócili, aby ponownie zbadać swojego pacjenta i stwierdzili, że w ranę może wdać się gangrena. Postanowili następnego dnia przeprowadzić operację chirurgiczną. Jednakże gdy nazajutrz przybyli, pacjent przywitał ich z uśmiechem na twarzy. Wyjaśnił, że w nocy uleczyła go Błogosławiona Maryja, ale lekarze nalegali, aby pozwolono im obejrzeć ranę. Jakie było ich zdumienie, gdy nie znaleźli niczego oprócz jasnej, nieskażonej skóry, bez najmniejszego śladu blizny! Doktorzy zaskoczeni swoim odkryciem stwierdzili, że uzdrowienie nie było naturalne, natomiast inni określili je mianem cudu.

Ojciec Paweł z Moll (1824 – 1896), flamandzki benedyktyn, znany jako „cudowny robotnik dziewiętnastego wieku”, wycierpiał niemało z ręki diabła, który bardzo brutalnie się z nim obchodził. Dobry ksiądz powiedział kiedyś pewnemu farmerowi: „Diabeł nagle wyciągnął mnie z łóżka i rzucił z całej siły o podłogę”. Farmer spytał, czy go ten atak nie przestraszył. Ojciec Paweł odrzekł: „Tym, czego znacznie mocniej powinniśmy się obawiać jest świat, w którym roi się od diabłów i gdzie diabeł sprawuje władzę”.

Wiele z ataków skierowanych na Teresę Helenę Higginson (1844 – 1905) odbyło się przy świadkach, podczas gdy inne były słyszane z pokoju przylegającego do jej sypialni. Ona sama pisała o nich do swojego spowiednika. W jednym z listów czytamy: „Zawsze kiedy nasz drogi, dobry Bóg wysłuchał moich skromnych modlitw za biednych grzeszników, on, diabeł, zwykł był wpadać w szał, bić mnie, szarpać i prawie udusić”. Innym razem napisała, że „przyczyną, dla której diabeł pluł i rzucał we mnie potwornie śmierdzącymi, obrzydliwymi nieczystościami, był fakt, iż zdecydowałam się wtedy surowiej umartwiać swoje zmysły”.

Jedna z przyjaciółek panny Higginson, nauczycielka i później zakonnica, panna Susan Ryland, dzieliła z nią kiedyś pokój i była świadkiem wielu niezwykłych wydarzeń i ataków na tę mistyczkę. Panna Ryland opowiada, że często słychać było pukanie do drzwi. Gdy Teresa podchodziła, aby je otworzyć, otrzymywała nagły cios w twarz zadany niewidzialną ręką. Kiedy szła otworzyć panna Ryland, nikogo nie było. Pewnego razu panna Higginson po otwarciu drzwi wróciła ze znaczną opuchlizną z jednej strony twarzy, która stopniowo przechodziła w okropnego sińca. Wiele razy goście słyszeli, jak panna Higginson była w swoim pokoju przewracana i bita, a jej głową uderzano z całej siły o drzwi. W takich wypadkach biegli do jej pokoju, lecz ona zawsze odpowiadała, że to był diabeł, który nie potrafi uczynić im krzywdy.

Siostra Józefa Menendez (1890 – 1923), której proces beatyfikacyjny już się rozpoczął, doświadczyła wielu objawień diabła. W końcu nie tylko ukazywał się jej, lecz często chwytał ją i zabierał w różne części klasztoru, gdzie ją bez przerwy bił. Nawet zapalił na niej ubranie, co spowodował rany, których wyleczenie zabrało dużo czasu. Jej towarzyszki nie widziały demona, gdyż jak czytamy:

Mnóstwo ciosów, zadawanych przez niewidzialną pięść, spadało na nią w dzień i w nocy, zwłaszcza kiedy się modliła. Innymi razy była nagle porywana z kaplicy albo nie mogła do niej wejść. Pod czujnym okiem przełożonych nagle znikała i po długich poszukiwaniach znajdywano ją na którymś ze strychów pod ciężkim meblem lub w jakimś rzadko odwiedzanym miejscu. Jej towarzyszki były świadkami owych udręk, które trwały, dopóki nie interweniowała Boża Matka.

Bł. ojciec Pio (1887–1968) również często walczył z diabłem, począwszy od najwcześniejszych lat swego pobytu w klasztorze. W liście do ojca Agostino z 18 stycznia 1913 r. ojciec Pio opisał diabelski atak, podczas którego słyszał piekielne odgłosy, lecz niczego nie widział. Ale potem dużo demonów ukazało się „w najbardziej odrażającej postaci”. Ojciec pisał: „Rzuciły się na mnie, przewróciły na podłogę, okrutnie mnie zbiły i rzucały w powietrzu poduszkami, książkami i krzesłami, i przeklinały mnie nadzwyczaj obscenicznymi słowami”. Znacznie później ojciec Pio ponownie napisał do ojca Agostino: „Moje ciało jest całkiem posiniaczone z powodu ciosów, którymi nasz wróg mnie zasypuje”. Ojciec Pio wyjawił nawet, że wiele razy demony zrywały z niego nocną koszulę i bezlitośnie go biły, gdy był nagi i okropnie cierpiał z zimna. Napisał: „Nawet gdy mnie zostawiały, pozostawałem przez długi czas rozebrany, gdyż nie miałem sił ruszyć się z powodu zimna. Te złe istoty rzuciłyby się na mnie, gdyby słodki Jezus mi nie pomógł”.

Ojciec Pio przeżył wiele ataków demonów, lecz przytoczymy tu jeszcze tylko jeden, który miał miejsce pewnej nocy, kiedy modlił się o sukces egzorcyzmów. Nowy przełożony, ojciec Carmelo, i ojciec Eusebio „usłyszeli trzask i gdy wbiegli do pokoju ojca Pio, znaleźli go na podłodze w kałuży krwi. Jego twarz była opuchnięta, a z nosa i głębokiego rozcięcia nad brwiami sączyła się krew. Nie było żadnych śladów włamania i nic w pokoju nie było połamane ani poprzewracane. Tylko poduszka, która zwykle leżała na fotelu ojca Pio, była lekko wsunięta pod krwawiącą głowę rannego mężczyzny”. Kiedy ojciec Eusebio poszedł zadzwonić po lekarza, ojciec Carmelo spytał ojca Pio, kto położył poduszkę pod jego głową. Osłabiony odparł: „Madonna”.

Jeszcze jeden raz Najświętsza Panna ujawniła swoją troskę o jej ukochanego syna. W tym czasie diabeł, przemawiając przez usta opętanej dziewczyny, przyznał, że udał się „zobaczyć starca, którego tak nienawidzę, bo jest źródłem wiary. Uczyniłbym więcej, ale powstrzymała mnie Biała Pani”.

Św. Mikołaj z Tolentio (1245 – 1305) cierpiał takie tortury, że często zostawał pół żywy. Pewnego razu miał miejsce tak wściekły atak, iż do końca życia pozostał chromy. Św. Teodor z Aleksandrii (V wiek) nierzadko był pokryty ranami spowodowanymi przez diabelską wściekłość. Wielu innych świętych cierpiało również do pewnego stopnia z powodu działalności złych duchów, między innymi: św. Małgorzata z Cortony (1247 – 1297); św. Weronika Giuliani (1660 – 1727); służebnica Boża Anna Katarzyna Emmerich (1774 – 1824); św. Róża z Limy (1586 – 1617); św. Ryta z Cascii (zm.1457); bł. Angela z Folinio (zm.1309) oraz wielu innych.