Bł. Bartolo Longo i jego nawrócenie

Duszą adwokata zaczęły targać silne rozterki. „Ktoś tu się myli! Kim jest ten licealny profesorek wobec tylu akademickich autorytetów?” – podsycał wątpliwości zły głos. Za chwilę na myśl przyszedł obraz matki i wspomnienie tego błogiego spokoju, jakiego doświadczał przy odmawianiu z nią różańca.

 

Bartolo Longo - biografia

Połowa XIX wieku to trudny czas dla Kościoła i księstw włoskich. Polityczne zawirowania, które w końcu doprowadziły do zjednoczenia Włoch, stały się pożywką dla odnowienia dawnych urazów i wszczynania nowych waśni. Nie dość, że nie oszczędzały Włochów polityczne rozgrywki, doszło do konfliktu z Namiestnikiem Chrystusa. Istniejące wówczas Państwo Kościelne zostało w 1870 roku włączone do Królestwa Włoch pod rządami króla Wiktora Emanuela II. Niezgoda papieży na ten stan rzeczy miała trwać dziesiątki lat. Dopiero w 1929 roku traktaty laterańskie zagwarantowały istnienie niezależnego Państwa Watykańskiego. 

(…) Ta atmosfera udzielała się zarówno studentom uniwersytetów, jak i ulicznym prostaczkom. Nie dziwiły jawne nawoływania do zniszczenia Świętego Kościoła i wygnania papieża z Włoch. Podważano papieską nieomylność, bo to antyklerykałowie byli przecież nieomylni w swojej nienawiści. Kapłanom odmawiano pełnienia ich misji w społeczeństwie, a to prowadziło do ograniczenia możliwości głoszenia Dobrej Nowiny.

Znakiem czasu było, że wiele pierwszoplanowych postaci tego niesformalizowanego ruchu antykościelnego wcale nie było ateistami, ale wyznawcami nowej religii, która za sprawą masonerii zaczynała zdobywać poklask na całym świecie. Religii nowej, choć czerpała ona z wielu innych. Wiary, która nie uznawała  papieża i dogmatów, ale miała jednak swoje święte księgi, reguły i nabożeństwa.

Dla wielu nieprzyjaciół Kościoła Słowem Bożym nie było Pismo Święte, lecz przekazy płynące z ust mediów. Trzeba tu zaznaczyć, że seanse spirytystyczne były tak rozpowszechnione w XIX-wiecznym Neapolu, że w niektórych domach przeprowadzano je każdego wieczora. Podczas nich wypytywano byty z zaświatów o wielkie i małe sekrety niematerialnej rzeczywistości.

29 maja 1864 roku kilka osób zebrało się na seans spirytystyczny, który prowadził Federico Verdinois, znany dziennikarz i tłumacz, do którego dorobku należy przetłumaczenie „Quo Vadis” na język włoski. Pisarz z nabożeństwem przystąpił do mrocznego rytuału. Zgaszono wszystkie świece oprócz jednej, dającej skąpe światło. Na okrągłym stoliku splatały się dłonie uczestników seansu. Verdinois zaczął intonować wezwania po łacinie, prosząc o przybycie ducha Wergiliusza. Po dłuższej chwili jego oczy nagle obróciły się w przerażający sposób, tak że w ciemności widać było tylko ich białka. Stolik zadrżał.

Kiedy pisarz wpadł w trans, nastąpiła dalsza część ceremonii. Ktoś wzywał zmarłego krewnego, aby uregulować sprawy spadkowe. Pewna kobieta szlochając, rozmawiała z dzieckiem przedwcześnie odeszłym z tego świata. Jakiś mężczyzna wypytywał o przyszłość świata. Duchy powoli, z powagą, ale i nieco tajemniczo odpowiadały na pytania. Ich odpowiedziom towarzyszyły nienaturalne znaki i muzyka, dobiegająca jakby z bardzo daleka.

Pytań nie ubywało. W końcu przyszła kolej na młodego studenta prawa. Wyróżniał się spośród innych manierami i elegancją, mimo że niezwykłe wychudzenie i kościste palce nadawały jego ruchom jakiejś grozy. To wrażenie potęgowała wypielęgnowana bródka, którą ktoś nazwał mefistofelesową. Studenta nurtowały nieco głębsze sprawy, stąd też pierwsze pytanie, jakie zadał, dotyczyło bóstwa Jezusa – czy jest Bogiem czy tylko był człowiekiem? Duch odpowiedział przez usta medium szybko i stanowczo:

– Jest… jest Bogiem!