Piekło istnieje!

O pewnym zdarzeniu opowiadano przełożonemu pewnego znakomitego zgromadzenia zakonnego. Jest to rzecz przerażająca, ale nie bardzo mnie ona dziwi. Wypadki tego rodzaju nie są tak rzadkie, jak się zdaje. Tylko ludzie, przez wzgląd na sławę nieboszczyka lub swej rodziny, pilnie starają się, by nie były one rozgłaszane. Co do mnie – dodał ów kapłan – dwa lub trzy lata temu słyszałem o podobnym wypadku od bardzo bliskiego krewnego osoby, której się to wydarzyło. W tej chwili (Boże Narodzenie 1859 r.) pani ta jeszcze żyje i ma nieco ponad czterdzieści lat. Owa pani bawiła w Londynie w zimie 1847 roku. Była to młoda wdowa, około trzydzieści lat, bardzo światowa, majętna i wielkiej urody. Wśród elegantów, którzy bawili w jej salonie, odznaczał się pewien młody lord, znany ze złego prowadzenia się, którego częste odwiedziny narażały ją na posądzenie o zakazane z nim stosunki.

Pewnego razu, już po północy, czytała w łóżku jakiś romans, czekając aż jej sen sklei powieki. Na zegarze wybiła właśnie pierwsza. Zdmuchnąwszy świecę zaczęła zasypiać, gdy wtem spostrzegła, iż jakieś dziwne bladawe światło, które zdawało się wyłaniać z drzwi salonu, zwolna coraz bardziej się rozszerzało i rozjaśniało w jej pokoju. Z wielkim zdumieniem otworzyła oczy i patrzyła, nie rozumiejąc, co to może znaczyć. Strach zaczął ją ogarniać, gdy nagle powoli otworzyły się drzwi salonu i ukazał się w nich ów młody lord, wspólnik nierządu. Nim zdołała przemówić stanął przy niej, uchwycił za lewe ramię i głosem, przenikającym do szpiku kości, zawołał po angielsku: „Piekło istnieje!!!”

Boleść, którą uczuła w ramieniu była tak wielka, iż straciła przytomność. Gdy w pół godziny potem przyszła do siebie, zadzwoniła po swoją pokojówkę. Ta, wszedłszy do pokoju, uczuła mocny zapach spalenizny, a zbliżywszy się do pani, która ledwo mogła mówić, spostrzegła na jej ręce ranę tak głęboką, iż kości było widać, a ciało prawie zupełnie było wypalone. Rana owa była wielkości męskiej ręki. Co więcej: spostrzegła jeszcze, że od drzwi salonu aż do łóżka i od łóżka z powrotem do drzwi znać było na dywanie ślady męskich stóp, wypalone na wylot na tkaninie. Na rozkaz pani otworzyła drzwi salonu, lecz tam już żadnego śladu nie było znać na dywanie. Nazajutrz nieszczęśliwa pani dowiedziała się ? łatwo domyślić się, z jakim przerażeniem ? że tejże nocy około godziny pierwszej, owego lorda znaleziono pijanego bez przytomności pod stołem. Służba wyniosła go do sypialni i tam skonał.

Nie wiadomo mi – dodał przełożony – czy ta przerażająca nauka przysłużyła się nawróceniu owej niewiasty. Wiem jednak, że żyje jeszcze, i że dla zakrycia przed ludzkimi oczyma piekielnej spalenizny, nosi na lewej ręce szeroką, złotą przepaskę, w kształcie bransoletki, której nie zdejmuje ani we dnie, ani w nocy. Powtarzam raz jeszcze, że cała ta relacja pochodzi od bliskiego krewnego, prawego chrześcijanina, którego słowa traktować można jako całkowicie wiarygodne. W ich rodzinie nigdy się o tym wypadku nie wspomina, a ja sam powierzam go tobie, całkowicie zatajając nazwiska. Mimo tajemnicy, jaką przypadek ten był otoczony, sądzę, że nie sposób wątpić o jego prawdziwości. Z pewnością, owej pani z bransoletką nie trzeba już dowodzić, że piekło rzeczywiście istnieje.

 

Świadectwo pochodzące z książki pt. „Piekło”.