Nie będę się długo rozpisywał ale mam nadzieję że historia, którą tu przedstawię wpłynie pozytywnie na każdego czytelnika i być może utwierdzi go w wierze że Bóg i Jezus Chrystus naprawdę żyją, a szatan ciągle chce naszego zniszczenia. Tak naprawdę to pochodzę z rodziny, która nie jest zbytnio religijna tak więc wcześniej podchodziłem do „tych” spraw bardzo sceptycznie i z dużym dystansem. Nie wiem dlaczego ale nagle zacząłem słuchać muzyki tzw. metalowej.
Na początku było spokojnie ale z czasem słuchałem coraz cięższej muzyki. Z jednej strony było wszystko w porządku ale gdy tylko tego nie słuchałem robiło mi się jakoś pusto, głucho. Po jakimś czasie raczej dłuższym robiłem się coraz bardziej wulgarny, zacząłem „nie lubić” swoich przyjaciół i co najgorsze swojego życia. W tej muzyce szukałem sam nie wiem czego? Z czasem oczywiście na moje nieszczęście rozumiałem słowa. Nie wiem ale zacząłem izolować się od kolegów i żyć sam jak palec. Szkoła – dom, szkoła – dom. Czułem się fatalnie. Ale ten mój ówczesny upadek nie powstał tylko z muzyki. Czułem jakąś pychę tak sam z siebie że jestem lepszy, a innych po prostu prawie znienawidziłem kolegów.
Pewnego dnia pomyślałem skończę z tym po co dłużej żyć w tej marnocie. Nie mam żadnych przyjaciół, przyszłości. Ale gdzieś tam w głębi wiedziałem jednak że coś tu nie gra. Nie można przecież tak się stoczyć. Jedna myśl: może poczytać Biblię? Ale nie wiem czy sam na to wpadłem czy ktoś mi to powiedział. Z tego względu że w domu mieliśmy Pismo Święte zacząłem sobie czytać tak nie robiąc sobie żadnych nadziei. Czytałem sobie co wieczór tak po prostu z ciekawości że przecież musi być coś innego jak tylko ten cały mój tzw. „śmietnik” Po kilku dniach tak mnie to zaciekawiło, że „murem” czytałem każdej nocy wybrane rozdziały. Pamiętam że pewnej nocy po prostu się rozpłakałem jak dziecko przy zdaniu: „Nawróćcie się do Boga a i on do was się nawróci.” Poczułem ulgę i totalne odprężenie. Wtedy tylko byłem zaszokowany że jak ja mogłem wcześniej myśleć o tak głupich sprawach, jak mogłem tak się zachowywać. Totalnie się zmieniłem. I pomyśleć tylko że przez czytanie Pisma Świętego można się uleczyć samoczynnie. Czułem się jak nowo narodzony człowiek, byłem wesoły i bardzo pozytywnie nastawiony do każdego człowieka. Czułem się silny i wolny.
Niestety…….. nie trwało to zbyt długo. Dosłownie po miesiącu lub nawet krócej miałem wrażenie że ktoś mówi do mnie ale tak jakbym to ja sobie sam wymyślił. Nawet do tego stopia że myślałem że że jestem chory psychicznie. Tak jakby moje własne myśli mnie nie słuchały. Co gorsza myśli te były przeokropne. Nie chce tu tego pisać bo włosy dęba stają. Chodzenie do Kościoła do spowiedzi nic nie dawały. Nasilało się to i łagodziło. Dodatkowo ogarniał mnie przeraźliwy strach, a o snach lepiej nie wspominać. Czułem się strasznie tak jakbym walczył wewnętrznie z samym sobą. Modlitwa, czytanie Pisma Świętego nic nie dawało.
Wmawiałem sobie że wszystko jest w ok, że to przejdzie ale nic z tego. W owym czasie a trwało to prawie…….. rok widziałem inne osoby, które też tak cierpią (np. jadąc pociągiem czy autobusem) wcześniej nie dostrzegałem takich ludzi. To znaczy widziałem w ich twarzach strach, cierpienie itp. Sam oczywiście też czułem się fatalnie. Czasami myślałem że jestem chory psychicznie ale myślałem także że gdybym był chory to bym o tym nie myślał. Generalnie było kiepsko ale czułem także że trzymam to wszystko pod kontrolą. Któregoś dnia siedząc po prostu w domu zdałem sobie sprawę że jestem słaby……………… ciągle słaby. Postanowiłem (pomyślałem), że ja decyduję o własnym życiu i że ja jestem odpowiedzialny za to co zrobie i nikt nie może mi mówić co mam robić! Od tej chwili poczułem ulgę już nie taką samą jak zaraz po nawróceniu, ale zawsze. Poczułem że „złe” myśli nagle się skończyły, a ja nie jestem już taki słaby i cisza totalna cisza i spokój. Strach zniknął. Jeszcze długo po tej całej „sprawie” czułem się niezbyt dobrze, ale z czasem było coraz lepiej. Od tamtego czasu ciągle o tym myślę. Mam oczywiście gorsze dni ale wiem że nie mogę znowu upaść.
Jedno już wiem na pewno: Bóg przejmuje się nami i chce naszego dobra. Nawet gdy cierpimy, chorujemy ma to duże znaczenie. Wtedy rzeczywiście pomaga modlitwa czy czytanie Pisma Świętego. Wierzę w Jezusa Chrystusa, bo tego Imienia panicznie boi się całe zło, a szatan jest słabszy niż nam się wydaje. Myślę nawet że Człowiek + modlitwa (rozmowa) z Bogiem to potęga, która miażdzy zło, a zło wykorzystuje słabości Człowieka i chce go zniszczyć, ale Człowiek zawsze może powiedzieć tylko powiedzieć NIE złu, nienawidzę zła, brzydzę się nim. Cały czas należy pracować nad sobą bo nie ma nic za darmo. Chociaż jestem grzesznikiem to jednak mam nadzieję że Bóg mi kiedyś wybaczy.
Było to bardzo przykre doświadczenie, ale jest i zwycięstwo. Tak że nie ma strachu, Bóg jest zawsze z nami nawet gdy upadamy podaje nam rękę – warto po nią sięgnąć.
Pozdrawiam wszystkich.
JCD