Marianna Marchocka – Autobiografia Mistyczna
Podawał mi się ten sposób, żeby albo klasztor zapalić, a w tym rozruchu wyniść i na świecie się obaczyć. Bo mi się tak zdało, iż gdybym tylko była przed furtą stanęła, że mnie miała ta tęskność minąć i już w pokoju zostać w klasztorze. I ile razy szłam imo cele w nocy ze świecą (które były z płótna grzebnego i z rogóż, bochmy jeszcze klasztoru murowanego nie miały) obyjmowała mię wielka pokusa przytchnąć świeczkę do której celi, żeby się zajęło. Także chodząc imo dzwonek klasztorny, który pod dachem wisiał, obaczyłam powróz u niego rozpleciony i skonopiały. Idąc z świecą po jutrzni objęła mię ciężka pokusa zapalić on powróz, toby zaraz płomień na dach buchnął i zgorzałby, a niewielka szkoda, bo już był stary i pokwiękany, a ja bym była w tym rozruchu wyszła i pokusy pozbyła. […]