Uwolnienie wolnomularza ze zniewolenia za przyczyną św. Teresy z Lisieux

 

List ks. kanonika B.:

Czcigodna Matko!

Szczęśliwy jestem, że mogę spełnić jej życzenie, posyłając opis nawrócenia pana X, napisany przez niego samego. Zezwala on uczynić z tym listem, co Wielebna Matka zechce, na chwałę św. Teresy. Proszę tylko nie wymieniać żadnych nazwisk.

Mogę poświadczyć, że pan X stał się wzorowym chrześcijaninem, wypełnia nawet rady ewangeliczne. Wyzbył się całego majątku i żyje w ubóstwie, poświęcając się na usługi księży w naszym domu dla emerytów. Buduje nas codziennym ćwiczeniem się w najpiękniejszych cnotach, a zwłaszcza w pokorze, i powtarza z upodobaniem, że to dzieło św. Teresy. Bogu niech będzie chwała!

kanonik B.
Francja, 7 kwietnia 1933 r.

Opowiadanie nawróconego:

Kochany Księże Kanoniku!

Życzył sobie Ksiądz Kanonik opisu faktów, które poprzedziły moje nawrócenie. Aż dotąd nic o tych rzeczach nie pisałem, bo nie uważałem za potrzebne spisywać ich dla pamięci. Tak przepoiły one moją duszę, że będę je z radością przeżywał aż do śmierci, tak jak gdyby wczoraj się zdarzyły. Ale chcę być posłuszny i proszę św. Teresę, aby jeszcze wiele dusz przywiodła do Jezusa i pociągnęła je na swoją ścieżynę dziecięctwa duchowego.

W listopadzie roku 1930 minęło lat 12, jak przestałem odprawiać spowiedź wielkanocną, i nie tylko zaniechałem wszelkich praktyk religijnych, lecz także znienawidziłem i unikałem księży, tak iż nie chciałem wejść do żadnego kościoła. Wyrzekłem się całej swojej katolickiej przeszłości, pociągnięty przez świat i jego bezbożność, a także przez miłość do złota i najhaniebniejsze rozkosze. Żyłem więc, niestety, daleko od Boga, kierowany przez szatana ku zatracie wiecznej.

Od lat siedmiu byłem wolnomularzem. Szatan doprawdy opętał mnie, a skutkiem rozmaitych nadużyć zapadłem na zdrowiu i leczyłem się w klinice prowadzonej częściowo przez zakonnice, w której była kaplica, o czym przed przybyciem tam nie wiedziałem. Z początku nie interesowałem się nabożeństwami, które odbywały się w tym domu, następnie jednak, dla zabicia czasu i gdy pielęgniarz mnie zapewnił, że w kaplicy ładnie śpiewają, niekiedy tam chodziłem. Bywałem też na mszy św. dla przyjemności słuchania muzyki, a potem gawędziłem z kapelanem, świętym i współczującym księdzem. Czułem jakby potrzebę mówienia o religii, nie myśląc oczywiście o zmianie obecnych poglądów.

Pewnego ranka, wychodząc z zakrystii, przechodziłem jak zazwyczaj koło małego balkonu wychodzącego na kaplicę, gdzie wstęp dla publiczności był dozwolony. Klęczała tam młoda osoba cudnej piękności, w czarnym welonie na głowie; jej promienny wzrok skierowany był w górę z wyrazem gorącej prośby. W chwili, gdy obok niej przechodziłem, spojrzenia nasze skrzyżowały się. Byłem tym poruszony w dziwny i niewytłumaczalny sposób.

Nazajutrz po mszy św., podczas mojej zwykłej pogawędki z kapelanem, zapytałem, kim była ta młoda osoba. „Co pan mówi?” – odrzekł. „Od dawna tylko jedna, stara kobieta słucha mszy św. w dni powszednie. Na głowie nosi kapelusz i jestem pewny, że prócz niej nikogo w kaplicy nie było”. Z mojej strony zapewniałem o tym, co widziałem, i dodałem, że potrafię odróżnić piękną, młodą osobę od starej.

Tego samego dnia po południu poszedłem po raz pierwszy odwiedzić jednego pana, który miał pokój obok mojego. Jakież było moje zdziwienie, gdy poznałem na obrazie zawieszonym nad jego łóżkiem tę samą zakonnicę o wyrazie idealnej niewinności, którą ujrzałem w kaplicy. Trzymała w rękach krucyfiks pokryty różami. Nie mogłem powstrzymać okrzyku: „Oto ona!”, i zrozumiałem…

Pierwszy raz widziałem portret św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Zacząłem odtąd się modlić. Kapelan dał mi Ewangelię, której nie miałem w ręku od 17 lat, a po wyjściu z kliniki pierwszą moją czynnością było nabycie „Dziejów duszy”, nad którymi wylewałem łzy rozrzewnienia. Wreszcie jeden z ojców marystów zdjął ekskomunikę, w którą popadłem, należąc do związku wolnomularzy, i powróciłem z radością na łono Kościoła Świętego.

Doznałem w tym czasie wielkich trosk rodzinnych i majątkowych, nawet częściowej ruiny, a żona mnie opuściła. Czułem jednak, że te cierpienia były potrzebne dla mojego oczyszczenia i że kochana święta dopomoże mi w ich zniesieniu. Pojąłem, dlaczego św. Teresa patrzyła w niebo, gdy mi się ukazała. Chciała mi wskazać wyraźnie, że nie powinienem już w niczym przywiązywać się do rzeczy ziemskich, a myśleć jedynie o niebieskich. Tam tylko mogę znaleźć wyłączną i prawdziwą szczęśliwość.

Będąc wolnym, straciwszy już pociąg do pieniądza i do świata, poświęciłem się dziełom Bożym. Chciałbym więcej uczynić, jak Księdzu Kanonikowi wiadomo, ale Opatrzność nie uznała mnie tego godnym.

W pierwszych miesiącach mojego nawrócenia stary człowiek odzywał się jeszcze we mnie i wracałem do dawnych nałogów. Spowiednicy moi z owych czasów, którym powierzałem swoje troski, mówili mi prawie to samo: „Bądź mężnym, walcz, opieraj się pokusom”. Żaden z nich jednak nie zdołał mnie uleczyć.

Dopiero w dniu, w którym rozważając „Dzieje duszy”, pojąłem istotę „drogi dziecięctwa”, dobry Mistrz udzielił mi łaski zwyciężenia pokusy. Już nie próbowałem szukania siły w sobie, lecz pokorne zrozumienie mojej słabości i nicości uczyniło mnie mocnym, bo już nie tylko licha natura, skłonna do grzechu stała wobec kusiciela, lecz także siła samego Boga.

Zdarza mi się jeszcze być kuszonym i upadłbym na pewno, gdybym próbował choć przez chwilę opierać się na sobie. Od 16 miesięcy żyję tak, jak żyć powinienem, jedynie dlatego, że Pan stał się moją zbroją i tarczą.

Wreszcie cenna książka o. Desbonauois SI „Message de Sainte Thérèse de l’Enfant Jésus” dokonała we mnie dzieła uspokojenia i odrodzenia duchowego. Przez nią nabyłem pewności, że miłuję Boga, w co dotąd nie śmiałem wierzyć. Powiedziała mi ona, że wystarczy mieć głębokie poczucie swojej nędzy i zupełnie zaufać miłosiernej dobroci Boga, aby ta miłość w nas królowała, gdyż Bóg nie może nam jej wówczas odmówić. Toteż rozpowszechniam wszędzie tę dobroczynną książkę, aby oświeciła dusze, które zbyt poddają się bojaźni.

O, gdyby mi było wolno wypowiedzieć jedno życzenie: aby wszyscy spowiednicy zrozumieli i pouczyli grzeszników o „drodze dziecięctwa duchowego”, którą kroczy się tak bezpiecznie w głębokim poczuciu swej słabości, opierając się jedynie z ufnością bezgraniczną na łasce Bożej, udzielanej tak obficie pokornym i maluczkim. Ileż razy odczytując życzenie wyrażone przez Piusa XI w homilii wygłoszonej podczas mszy św. kanonizacyjnej św. Teresy: „Gdyby droga dziecięctwa duchowego się rozpowszechniła, jakże łatwo spełniłaby się ta reforma społeczna, którą zamierzyliśmy od początku naszego pontyfikatu”, pomyślałem sobie, że zdobyłem osobiście to błogie doświadczenie za łaską Bożą i pomocą mojej kochanej świętej.

Podpis: X

Pan X odprawił we wrześniu 1933 r. dziękczynną pielgrzymkę do Lisieux i służył z radością do mszy św. w kaplicy Karmelu.

 

Cuda św. Teresy z LisieuxFragment książki „Cuda i łaski św. Teresy z Lisieux”, do nabycia w Wydawnitwie Rosemaria.

 

Od szatana do Boga – Łaska nawrócenia przez św. Teresę