Grzegorz: Żyłem w grzechu

Mam na imię Grzegorz mieszkam w Białymstoku. Mam 37lat, rodzinę, żonę, dwójkę synów.
Jestem osoba wykształconą, inżynierem, ukończyłem dwa kierunki studiów. Miałem taki okres w życiu, że znacznie oddaliłem się od kościoła, wiary, czytać i dyskutować na tematy zaprzeczające, ośmieszające czy wręcz negujące wiarę.


Żyłem w grzechu nieczystości, kłamstwa, pychy itd. Nie zdawałem sobie do końca z tego sprawy. Moja postawa w życiu była przygotowana ciągle do konfrontacji. Ludzi postrzegałem raczej jako swoich wrogów, przeciwników, konkurentów z którymi muszę rywalizować i nie dać się wykorzystać. Tak właśnie, nie dać się wykorzystać, nie być frajerem, postawić na swoim, być góra, to uczucia które mi towarzyszyły. 

1 listopada 2013r. nie pojechaliśmy na groby ani do rodziny mojej żony ani do mojej rodziny, chyba dzieci były chore, nieważne. W każdym bądź razie zostaliśmy w domu. Oglądałem TV, nie pamiętam co konkretnie, i jak zawsze pewnie o czymś myślałem, coś analizowałem, teraz to nie ważne. W jednej chwili całe moje ciało przeszedł jakby piorun,  może raczej to uczucie jakby coś na mnie spłynęło, zdecydowanie, jednostajnie, objęło moje całe ciało od stóp do głów. Dziwne uczucie, nie do opisania, lęku, samotności, przerażenia, otchłani beznadziejności, chyba piekła. Przeraziłem się. Miałem wrażenie jakbym ujrzał wszystkie swoje złe uczynki i nie było dla mnie ratunku. 

Zacząłem analizować, próbować sobie tłumaczyć, ale wszystkie moje starania spełzły na niczym, odebrano mi racjonalne myślenie. Moja dusza była odarta z logiki, pozostały same uczucia, w moim przypadku te złe. 

Trwało to jakiś czas, teraz nie wiem jak długo, czy było to 5-10 min, czy godzina. Zostałem zapytany czy chcę to naprawić, i dostałem wskazówkę, idź i obmyj się, idź do spowiedzi. U spowiedzi nie byłem ponad 2 lata, na chrzcie mojego drugiego syna. 

I wiecie co , poszedłem, na drugi dzień o 6,00 rano. Klęczałem i spowiadałem się, łzy same mi płynęły z oczu. Po spowiedzi poczułem ulgę. Ale to nie koniec mojej historii. To dopiero początek. Zaczęła się walka wewnętrzna w mojej głowie, moim sercu.”

Szczęść Boże.