Są to gwiazdy o zbyt małej masie, aby wartość ciśnienia i temperatury w ich wnętrzu mogła zainicjować reakcję fuzji termojądrowej, czyli spalania wodoru w hel. Szacuje się, że ich masy mogą sięgać max. 0,05 – 0,06 masy Słońca. Ze względu na to, iż moc ich promieniowania jest bardzo niska, bezpośrednio widma takich gwiazd możemy wykryć przez silne teleskopy w najbliższej okolicy Słońca. Ok. 80 procent „klasycznych” gwiazd stanowią natomiast małomasywne, chłodne gwiazdy, tzw. „czerwone karły” (red dwarfs). O gwieździe znajdującej się w najbliższej odległości od Słońca (Proxima), która również jest „czerwonym karłem”, była już mowa wcześniej. Z tych 119 gwiazd (poza Słońcem) jedynie 22 z nich możemy dostrzec okiem nieuzbrojonym, a tylko 3 z nich świecą wyraźnie jaśniej, niż Słońce. Są nimi: Syriusz w Wielkim Psie, Procjon w Małym Psie, Altair w Orle, zaś kolejne trzy świecą z mocą promieniowania zbliżoną do słonecznej. Jeśli byśmy powiększyli promień sfery do 100, 200 czy 500 lat świetlnych od Słońca, w sferze takiej znajdą się już dziesiątki tysięcy, miliony, a nawet dziesiątki milionów gwiazd. A im dalej (głębiej) sięgamy, tym bardziej będzie rosła ilość słabo świecących gwiazd, których przy pomocy naszych instrumentów nie potrafimy dostrzec. Zaś pośród tych, które potrafimy dostrzec, głównym problemem staje się rozdzielenie, a następnie zidentyfikowanie ich widm, gdyż wiele z nich, po rzutowaniu na sferę , nakłada się na siebie, często wielokrotnie, gwiazdy przesłaniają się nawzajem, itd. itp. Oczywiście, filtrowaniem i selekcją takich danych zajmują się wysokowydajne obliczeniowe programy komputerowe oraz serwery informatyczne o potężnych mocach. Z powyższego naszkicowania wynika, iż ze względu na olbrzymie odległości między gwiazdami oraz faktem, że olbrzymia większość gwiazd to chłodny, żarzący się żużel gwiezdny, a także z najważniejszego powodu, czyli „rozszerzania się” czasoprzestrzeni, możemy w ogóle obserwować niebo i gwiazdy. W przeciwnym wypadku całe niebo świeciłoby jednorodnym blaskiem, niczym lampa kwarcowa. Nie byłoby zatem dnia i nocy, ani na Ziemi ani na dowolnych innych planetach, nie byłoby także wody w stanie ciekłym, nie byłoby więc warunków do powstania i rozwoju życia, czyli nie byłoby żadnych obserwatorów, ani nie mogli by istnieć astrolodzy oraz układacze horoskopów.
Pozostaje nam jeszcze bliższa ciału koszula, czyli ewentualne oddziaływanie właśnie ciał naszego Układu Słonecznego, tj. Słońca i planet. Ostatnio, na mocy decyzji Międzynarodowej Unii Astronomicznej, status planety utracił Pluton, mniejszy wyraźnie od większości dużych księżyców obiegających planety Układu. Otóż w Słońcu skupia się 99,9 procent łącznej masy całego Układu Słonecznego. Natomiast w przypadku mas samych tylko planet około 94 procent ich masy ogółem przypada na planety Jowisz i Saturn. Oczywistym jest, że cały moduł astrologii powiązany z odniesieniami planetarnymi nie uwzględnia tego rodzaju zmian i faktycznych wielkości. Gdyby bowiem je uznano, trzeba by wszystkie wypracowane przez pokolenia ze sporym mozołem, sprytem ale także pomysłowością, powiązania znaków zodiakalnych ze wszystkimi aspektami życia pojedynczych ludzi, czy rodzin albo nawet narodów i państw, nie wyłączając świata w całości, wrzucić między bajki . Jeśli tylko pomyślimy o tych niezliczonych tytułach filmowych czy literackich, które swoją fabułę opierają na wymienionych „zależnościach”, wówczas straty spowodowane tak znacznym uszczerbkiem tematycznym i fabulacyjnym, które poniesiono by w przemysłach kreowania i zaspokajania tzw. kultury masowej, okazały by się niewyobrażalnie wielkie. Toteż nic w tym dziwnego, że mało kto jest zainteresowany tym, jak to bywało, a także jak jest obecnie z ową astrologią naprawdę, skoro w każdej epoce najlepiej sprzedają się złudzenia.