Pragnienie powrotu do Boga

Byłem wychowany w wierze katolickiej. W szkole podstawowej rówieśnicy wyżywali się na mnie, gdyż byłem najmniejszy i najsłabszy. Chcąc się na nich zemścić, zacząłem szukać siły w świecie złych duchów. Próbowałem je wywoływać. Kupiłem sobie nawet amulet śmierci, aby ściągać, kiedy zechcę, jakieś nieszczęścia. W tym czasie stawałem się coraz bardziej impulsywny, nadpobudliwy, kłótliwy, wręcz nie do wytrzymania. Byłem zadufany w sobie i zawsze chciałem mieć rację. Stałem się wielkim buntownikiem przeciwko wszystkiemu, co nie było po mojej myśli. Powoli odchodziłem od wiary.


Na polecenie rodziców, abym poszedł do kościoła, stawałem się agresywny. W końcu przestałem do niego chodzić. Na dobre oddaliłem się od Boga, mając pewność, że żyję, jak ja chcę. Zaczęło mnie pociągać życie nocne: imprezki, alkohol i wszystko, co się z tym wiąże. Było ze mną coraz gorzej. Po pewnym czasie zacząłem popadać w silne stany lękowe, myśli samobójcze, pojawiły się natręctwa seksualne. Jednak Bóg o mnie nie zapomniał. Któregoś dnia zachorowała moja pedagog, a ja bardzo chciałem, żeby wyzdrowiała.

Po raz pierwszy od wielu lat tknęło mnie, by wziąć różaniec, choć nie bardzo wiedziałem, jak się na nim modlić. Czułem wielkie opory przed modlitwą, które objawiały się nagłą sennością, a nawet omdleniem. Mogłem wypowiadać słowa modlitwy, jednak ich kompletnie nie rozumiałem. Towarzyszyły mi duże rozproszenia, to potęgowało we mnie ogromną niechęć, a nawet narastającą irytację. Ale mimo trudności, podjąłem walkę.

Pewnej nocy miałem sen, że spadam w dół, a Pan Jezus mnie łapie. Po tym śnie poczułem ogromne pragnienie powrotu do Boga i uświadomiłem sobie, jak daleko od Niego odszedłem. Zacząłem szukać ratunku, ale powrót nie był taki łatwy. Otwarcie na Złego ma swoje konsekwencje. I te wiązały się z nagłymi lękami, burzą sprzecznych myśli, takich, które mnie oskarżały, odsuwały od pragnienia zrozumienia tego, co się ze mną w danym momencie dzieje. Miałem wrażenie, jakbym prowadził wewnętrzny dialog z własnym myśleniem. To stawało się uporczywe. Wraz z tym przyszło nagłe poczucie jakiejś niewidzialnej obecności, która przeszywała mnie niezrozumiałym strachem. To potęgowało silne stany depresji, koszmary senne, a dalej niezrozumiałą wewnętrzną nienawiść względem innych ludzi, aż do całkowitego opanowania przez myśli samobójcze.

Najbardziej zdumiewające było to, że kiedy któregoś dnia wracałem do domu, ktoś na domofonie w moim bloku niewidzialną ręką wycisnął trzy szóstki, które jak wiadomo oznaczają liczbę diabelską. Wtedy w mojej głowie pojawiła się uporczywa myśl: „Nie śpij, ja czuwam”. Było coraz gorzej. Miałem tego wszystkiego dość! Koleżanka poradziła mi wizytę u księdza egzorcysty, który – jak twierdziła – jej też pomógł. Opowiedziała mi o swojej historii i dziwnych stanach psychicznych, jakie miała. Kiedy jej wysłuchałem, zrozumiałem, że wiele z tego dotyczy mnie.

Poczułem wewnętrzną ulgę, że jest wreszcie ktoś, kto mnie zrozumie i mi pomoże. Rzeczywiście, dopiero po kilku spotkaniach z tym księdzem, z których jedno zakończyło się modlitwą uwolnienia, po raz pierwszy poczułem prawdziwy pokój w sercu. Kolejnym kołem ratunkowym, rzuconym przez Boga, było zaproszenie na weekend rekolekcyjny. Tam przeżyłem osobiste spotkanie z Panem Jezusem i w konsekwencji zawierzyłem Jemu całe życie. Nigdy nie zapomnę tej radości i wolności, jaką wtedy poczułem. Ustąpiły natręctwa, złość, gniew, pragnienie zemsty, niszczenia ludzi i całe to zło, wtedy we mnie tkwiące. Moje życie zaczęło się z dnia na dzień zmieniać. Następnie trafiłem do wspólnoty ewangelizacyjnej, gdzie dziś mówię innym o Chrystusie i przyprowadzam ludzi do Niego, mówiąc, że to Jezus jest moim jedynym Panem i Zbawicielem na wieki.

Darek

Świadectwo ukazało się w „Królowej Różańca Świętego„, numer 6.