Rozmowa ze św. Antonim Pustelnikiem

 

 

– To budzi jego ślepą zawiść. Podobnie jak to, że Bóg dał całego siebie człowiekowi, że zwyciężył śmierć i moc piekła jako Bóg Wcielony. Odtąd diabeł z jeszcze większą zazdrością i nienawiścią usiłuje niszczyć, unicestwiać ludzi, stosując różne formy szatańskich ataków.

– Przybierając choćby postać dzikich bestii, które i Ciebie tratowały?

– Tak. Czasem demony zjawiały się jako szkaradne mityczne satyry, podrygując koło mnie w hipnotycznym tańcu. Wrzaskliwym głosem drwiły ze świętości i z cnoty. Stwory piekielne czepiały się mnie, raniły ciało pazurami, szarpały…

– Zastanawia mnie, jakim sposobem z tak ogromnego anielskiego piękna zostało w upadłych duchach ledwie tyle, co darowana im na początku inteligencja, a reszta to taka obrzydliwość?

– Wskutek zdecydowanego wypowiedzenia posłuszeństwa, zbuntowani aniołowie zostali pozbawieni przez Pana Boga ich lśnienia. Stwórca odebrał im swój blask, swoje boskie światło, którym emanowali jako duchy wolne. No i… sczernieli, spłonęli, skarłowacieli, upadli w beznadziejną, nieodwracalną otchłań! Zamiast z jasności w jasność, zaczęli przechodzić z ciemności w ciemność…

– A srebrzysta biel ich skrzydeł stała się smoliście czarna!

– Raczej brzydko spopielała, jak resztki wygasłego żaru. Spłonęli w blasku Boga, którego odrzucili. Jego światło oślepiło ich, przestali nim jaśnieć z powodu swojego stanowczego „nie!” wobec Stwórcy. Zmartwieli, bo Bóg cofnął z nich swoją obecność, bez której nie ma życia. Światło Boga spaliło ich, bez Niego przestali istnieć. Są wyblakli jak wypalony żar, nieciekawie szarzy jak resztki z popielnika, nijacy, martwi…

– Wciąż trudno mi pojąć, że pycha zbuntowanych aniołów wzięła górę nad ich inteligencją. Rozum im nie podpowiedział, że bez Boga są niczym, giną?

– W odpowiedzi zacytuję ci słowa bł. Henryka Suzo z Konstancji, z jego „Księgi prawdy”: „Stworzenie rozumne, zamiast pogrążyć się w kontemplacji Jedynego, kieruje się w sposób nieuporządkowany ku rzeczom zewnętrznym, a otrzymane istnienie uważa za swoją własność – oto źródło, z którego pochodzi diabeł i wszelkie zło”. Zbuntowanym duchom zabrakło pokornej i ufnej miłości, która jest źródłem szczęścia i wyzwala postawę adoracji wobec Najwyższego.

– Dlaczego ten poszarzały buntownik, ta nędzna resztka z popielnika, tak lubił Cię kusić? Ciągnął do tego, co skłonne mu ulec?

– Nie drażnij mnie, bo ci natrę uszu! Chyba mi nie suponujesz, że go do siebie zapraszałem?! Godnego mieszkania u mnie by nie znalazł!

– Ależ nie unoś się. Po prostu ciekawi mnie, czemu tak wiele wysiłków czynił, aby złamać w Tobie ducha pokory, całkowitego oddania Bogu. Ponosił fiasko i to go drażniło tak niesamowicie, że rozsiewał wokół Ciebie nienawiść, strach, niepokój…

– Jego postępowaniem rządzi zawiść, zazdrość i strach. Ma świadomość, że jest przegrany, ale nie zna czasu ostatecznej klęski, więc usiłuje przed swoim końcem zasiać jak najwięcej zła i śmierci. Niepowodzenia, faktycznie, wściekle go irytują, co odczułem na własnej skórze.

– Zofia Kossak, poświęcając Ci rozdział w „Szaleńcach Bożych”, przedstawiła kusiciela gwałtem wdzierającego się w Twoją wrażliwość, wyobraźnię i pamięć.

– To jedna z jego metod. W sposób przewrotny podsycał moją wyobraźnię, próbował mnie zniechęcić do drogi powołania, dniem i nocą dręczył i usiłował wzbudzić we mnie żądze cielesne. Ta kłamliwa bestia czepiała się mnie, szarpała wściekle, przerażała… Wytrzymałabyś?

– Coś Ty? Z choinki się urwałeś? A któż mi każe coś takiego wytrzymywać?! Przecież wystarczy „stanąć w szranki, oblekłszy pełną zbroję Bożą, by się ostać wobec podstępnych zakusów diabła” i…

– O, widzisz ją! Jaka mądra! A cóż to się stało, że cytujesz list do Efezjan tego samego św. Pawła, który tak Ci podpadł w kwestii praw niewieścich?

– Bo przyznaj, że Pismo św. pomaga przemóc wszelkie pokusy złego?

– Przyznaję i dodam, że jest ono wielkim darem. Im silniejsze ataki szatańskie, tym dogłębniej można poznać moc Biblii, przez którą Bóg do nas mówi. Słowo Pańskie ma ogromną siłę! Wyzwalającą!

– Twoje utarczki z demonami raczej nie dały Ci odosobnienia i spokoju na pustyni, na którą uciekłeś.

– O, nie! Już ci mówiłem, że pustynia to nie miejsce ucieczki, lecz walki! To na niej toczysz ciągłe zmagania o zwycięstwo dobra w sobie i wokół ciebie. Pustynia uczy pokory, oczyszcza z uśmiercających człowieka ciemności grzechu, a to pomaga nie ulec pokusie.

– No i nie uległeś! Pokazałeś diabłu figę na jego kusicielskie zabiegi. Wściekły, stawał w chwilach niepowodzeń w cieniu Twojej groty, łączył te swoje przypalone i spopielałe skrzydła upadłego archanioła, no i… planował jak tu założyć Ci nelsona, abyś go nie znokautował. Pieklił się niesamowicie na Twoją nieugiętość, w końcu zastosował perfidne rękoczyny i nieźle posiniaczył Twoje zacne ciało.

– A dlaczego poturbował moje nędzne członki? Bo duszy nie mógł okaleczyć! A ona jest mu jeszcze bardziej nienawistna niż ciało ludzkie.

– To dlaczego traci czas na ciało?

– Z tej samej nienawiści. Nie mogąc zabić duszy, chce chociaż ciało człowieka zniszczyć, okaleczyć, okrutnie zeszpecić. Przecież wiesz, że kalectwo, choroba, ułomności fizyczne nie są darami Pana Boga, jedynie Jego dopustem, czego sens nie zawsze pojmujemy. Szatan atakuje ciało człowieka i traci na to czas, gdyż wie, że jest ono siedzibą znienawidzonej przez niego duszy ludzkiej. Jego nienawiść powoduje fakt, że dusza człowieka to miejsce spoczynku Boga, niebo Trójcy Świętej, świątynia Stwórcy.

– Powoduje nim zawiść, że dusza ludzka emanuje duchowym światłem, tą świetlistością, wlaną jej przez Boga w chwili stworzenia? Tą samą świetlistością, którą Stwórca odebrał szatanowi i wszystkim upadłym aniołom?

– Tak, stąd dusza ludzka jest spopielałemu przeciwnikowi Boga tak nienawistna, że nie mogąc jej zabić, usiłuje usidlić i posiąść dla piekła, aby całkowicie odebrać ją Bogu.

– Od sideł szatańskich ratuje nas i chroni, jeśli tego chcemy i prosimy o to, miłująca obecność Syna Bożego. Przekonuje nas o tym św. Paweł, który w liście do Hebrajczyków pisze o Jezusie: „W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom” (Hbr 2,18). Zaczynam już trochę rozumieć, że zmagania z szatanem to trudna próba dla chrześcijan i dlatego Duch Pański wyprowadził Jezusa na pustynię…

– A czemu to uczynił? W pierwszym odruchu, i słusznie zresztą, odpowiemy: „aby był kuszony przez szatana”. De facto powinniśmy ewangeliczny tekst oddać bardziej trafnymi słowami: „aby został tam poddany próbie”. Pustynia, czyli samotność, jest straszną próbą, bo odsłania człowiekowi prawdę o nim samym i pozwala dostrzec wszystkie demony swojego wnętrza.

– Dlaczego tylko na pustyni (na samotności) możemy je dostrzec?

– Bo świat realny skutecznie te demony przesłania, zagłusza je zewnętrznymi wrażeniami i człowiek nie słyszy ich w swoim wnętrzu. Pójście na pustynię, zanurzenie się w samotność pozwala odkryć w sercu zarówno te demony, jak i całą naszą duchową nędzę. A jeśli poznajesz przeciwnika i widzisz zagrożenia z jego strony, możesz ustalić właściwą strategię walki z nim.

– Chodzi o taki decydujący bój o wyrwanie się ze zniewolenia grzechem i o powtórne przylgnięcie do Boga?

– Samotność staje się okazją do takiej właśnie, decydującej walki, jeśli stojący w prawdzie o sobie człowiek pojmie, że Bóg jest jego jedynym ratunkiem i że On działa wśród ludzkiej słabości, w której doskonali się moc. Wówczas pękają skuwające człowieka kajdany zniewolenia i odkrywamy, że pośród najgłębszej nocy naszej słabości i nędzy, Duch Święty stoczył w nas zwycięską walkę z mocami zła.

– I Ty to odkryłeś?

– Tak. W pełni przylgnąłem do Chrystusa i Jego miłującej obecności. Z Jego pomocą sprzedałem wszystko, każdą swoją niemoc i zło, i poszedłem za Nim. Duch Pański całkowicie i niepodzielnie zajął pustynię głębi mojej duszy, opanował moje uczucia i ciało.

– I za to szatan usiłował Cię zmasakrować?

– Dopadał mnie i wściekle walił na oślep, ale krzyczałem, że i tak nic mi nie uczyni bez woli Najwyższego. Zawierzenie siebie bez reszty miłości i woli Pana Boga tworzy tak zwartą fortecę, że zły duch nie jest w stanie jej zdobyć. Brał do pomocy swoje demony, coraz liczniejszą grupę, ale nic mu to nie pomogło…

– Zdarzały się wśród nich także bożki czczone przez opętanych różnymi błędami mieszkańców pustyni jako fauny, hipocentaury. Współcześnie uznajemy je za stwory mityczne lub fantasmagorie, ale mogą być przecież widzialne jako senne majaki na przykład, prawda?

– Pewnie tak. Raz spotkałem w kamienistej dolinie takiego człowieczka o zakrzywionych nozdrzach, z rogami na czole i tułowiu zakończonym kozimi nogami. Prosił, abym modlił się za takimi jak on do wspólnego Pana, bo poznali, że już nadeszło zbawienie świata… Fakt, że bestie mówiły mi o Chrystusie, był dla mnie jeszcze jednym dowodem klęski szatana, co mnie wielce uradowało!

– Za to kusego wprawiło w furię i wściekle uderzał w Ciebie swoimi demonami.

– One mogły bić tylko ciało, tylko ciało… Moją duszą całkowicie władał Bóg!

– Szturmy złego ducha na Ciebie utrwalili artyści malarze i literaci. Masz na obrazach koło siebie pełno diabłów, demonów, centaurów, a nawet świnię. Mówią, że na tym świecie czort właśnie w świniach ma mieszkanie…

– Ale nie w tej przy moim boku! Świnie uważane są za zwierzęta nieczyste, stąd łączone są z diabłem. Pamiętasz opętanego z Gadary, z którego Jezus wypędził rzeszę demonów? Weszły w wieprze i dlatego te zwierzęta do dziś budzą demoniczne skojarzenia.

– Wiesz, ale na grobowce to raczej uważaj, bo jeszcze dopadnie Cię tam jakiś „Legion”, jak tego Gadareńczyka…

– Widzisz ją, jaka troskliwa! Zważ, że uwolniwszy od bestii tego opętanego, Jezus powołał go do głoszenia Królestwa Bożego w całym Dekapolu! Wprawdzie nie znamy jego imienia, ale przecież to jego możemy uznać za pierwszego apostoła pogan, jeszcze przed Pawłem z Tarsu…

– Dobrze, że mi na to zwracasz uwagę, nie omieszkam wspomnieć o tym św. Pawłowi. Szkoda tylko, że wieprzowinę z dwutysięcznej trzody Gadareńczyków szlag trafił w odmętach jeziora!

– Nie omieszkam wspomnieć św. Pawłowi, żeby zwrócił twoją uwagę na piękno słowa mówionego! A oszalałe wieprze to tylko dowód, że demony tak zniewalają duszę ludzką, iż człowiek zaczyna być podobny do bezrozumnej świni galopującej w głąb topieli.

– Skąd jednak prosiak na Twoich wizerunkach? Na pewno żaden wieprz Cię nie kusił?

– Kusić to może i kusił, ale prosiak przy mnie to tylko mój atrybut. Widzisz, świnia symbolizuje zmysłowość, której demona pokonałem i dlatego bywam łączony z tym zwierzęciem.

– Prosiak przy Tobie na obrazie Boscha to raczej wierne psisko przypomina.

– A, ten to może być z hodowli…

– Z jakiej znów hodowli? Przecież nie miałeś żadnej!

– W średniowiecznych wioskach był zwyczaj wspólnego hodowania świń, które przeznaczano na pobożny podarunek dla antonianów (albo antonitów). Tak wspierano ich opiekę nad chorymi i ubogimi, oczywiście w tych krajach, w których zakon istniał.

– Antonici? Antonianie? To i zakon swój miałeś?

– Istotnie, patronowałem im. Bracia szpitalni św. Antoniego nosili czarną szatę spodnią i czarny płaszcz z niebieskim krzyżem „tau” na piersiach. Tworzyli zakon szpitalniczy, założony ok. 1095 r. przez francuskiego rycerza Gastona, wdzięcznego za uzdrowienie syna z ergotyzmu…