Rozmowa ze św. Antonim Pustelnikiem

 

 

– To jakiej rady udzieliłbyś delikwentowi narażonemu na szatańskie pokusy?

– Zdecydowanie rzekłbym tak: „Karm swoją duszę słowami Bożymi, czuwając, modląc się, a zwłaszcza nieustannie zachowując w pamięci imię naszego Pana, Jezusa Chrystusa, a przez to nauczysz się sztuki zwyciężania złych myśli. Miłość, pokora, przebaczenie, uwielbienie i zawierzenie – oto potrzebne ci cnoty”.

– Dzięki za radę. Szkoda, że nie mogę się niczym odwdzięczyć…

– Możesz, wystarczy, że powiesz mi, gdzie twórca spektaklu poznał moją legendę.

– Przy konstrukcji scenariusza, Krzysztof Zaleski korzystał z „Legendy na dzień św. Antoniego Pustelnika” Jakuba de Voragine i z Biblii Tysiąclecia.

– A myślałem, że z dzieła św. Atanazego, mojego serdecznego przyjaciela.

– On to napisał Twój żywot po znajomości, z wdzięczności za Twoje wstawiennictwo u Konstantyna.

– Och, takie tam wstawiennictwo. Po prostu, pisywałem listy do cesarza zawsze, ilekroć Atanazy skazywany był na banicję. Broniłem go choćby za to, że tak ofiarnie chronił wiarę przed błędami Ariusza.

– Tego, który zaprzeczał bóstwu Zbawiciela oraz równości Ojca i Syna, początkując w ten sposób herezję arianizmu?

– Dokładnie! A na dodatek zyskiwał możnych protektorów. Atanazy musiał zwołać w 318 r. synod biskupów w Aleksandrii, w którym uczestniczyłem, aby potępić błędy Ariusza. Sobór Nicejski w 325 r. jednoznacznie opowiedział się przeciw ariańskim herezjom, formułując „Credo”, w którym uznajemy Jezusa za współistotnego Ojcu.

– Z tego, co wiem, do Aleksandrii poszedłeś znacznie wcześniej, bo w 311 roku?

– Chciałem wówczas podtrzymać na duchu prześladowanych chrześcijan…

– Prześladowania skończył wydany dwa lata później Edykt mediolański. Uczestnicy synodu w Aleksandrii nie musieli już szukać dróg obrony wyznawców chrześcijaństwa, lecz samej wiary. Ty nie od razu włączyłeś się w działania obronne. Najpierw Atanazy dogłębnie wyjaśnił Ci istotę błędów Ariusza. Sam ich nie dostrzegłeś?

– Co nagle to po diable, kobieto! Spiesz się powoli, a kusiciel mniej będzie cię lubił. Wszelkie doktryny i dogmaty formułowane są w ciągu wieków istnienia Kościoła i działania Ducha Świętego, a nie tak na łapu-capu. W tych pierwszych wiekach, w których i ja żyłem, potrzeba było szczególnej mądrości i rozwagi w ocenie ścierających się różnych poglądów…

– I po tę mądrość i rozwagę poszedłeś do św. Atanazego? Aby bezwarunkowo poznać prawdę?

– Nie był to najważniejszy powód. Najpierw musiałem dociec, czy sam nie popełniam błędu, samodzielnie rozstrzygając kwestię sporną. I w tym pomógł mi Atanazy.

– Domyślam się, że podobnej postawy w dochodzeniu prawdy uczyłeś swoich naśladowców, którzy jako Twoi uczniowie zechcieli realizować ideał życia monastycznego. Zyskałeś nawet przydomki „gwiazda pustyni” oraz „ojciec monachizmu”.

– Nie zabiegałem o te tytuły, ale uznano, iż zainspirowałem wschodni i zachodni monastycyzm, dlatego mi je przyznano. Mój żywot, spisany przez Atanazego, św. Grzegorz z Nazjanzu nazwał nawet „regułą życia monastycznego, napisaną w formie opowiadania”. Sam żadnej reguły nie sformułowałem.

– Dlaczego? Przecież pod Twoim wpływem dworzanie cesarscy porzucali życie świeckie. Twojemu kierownictwu duchowemu poddawały się całe rzesze eremitów, którzy utworzyli na pustyni w Egipcie wielotysięczną osadę – pierwsze w chrześcijańskim świecie skupisko monastyczne. Nie należała im się reguła?

– Uznałem, że nie mam prawa narzucać komukolwiek tak surowego życia, jakie sam prowadziłem. Pierwszą regułę zakonną stworzył Pachomiusz. Ja uważałem, że każdy musi znaleźć indywidualną drogę do świętości, w czym dużą pomocą jest stała lektura i rozważanie Biblii.

– Pustelnicy samodzielnie ustalali swój tryb życia i rodzaj ćwiczeń ascetycznych, umartwień?

– Dokładnie. Eremici wokół mnie żyli w osobnych celach, najczęściej były to groby, jaskinie lub komory kamieniołomów.

– Jakim cudem znajdowali tak wielką ich liczbę na pustyni? Przecież skupiłeś koło siebie sześciotysięczną rzeszę!

– Ty uznajesz pustynię za wielką piaszczystą równinę, co jest błędem. Pustynia w Egipcie, o jakiej ja mówię, to spadzista skalna skarpa na brzegu doliny Nilu. Oprócz naturalnych grot, są w niej przez wieki wykuwane przez człowieka korytarze i komory grobowe, często bardzo rozłożyste.

– Prawda, zapomniałam, że pustelnicy lubili grobowce, jak opętany mieszkaniec Gadary…

– Nie przeginaj w swoich sugestiach!

– Ależ nie, wiem, że demoniczny „Legion” w was nie wchodził, tylko kusił, ale mieliście mocny oręż do nokautowania go! Modlitwa, posty, umartwienia…