Z analizy przedstawionych w poprzednim rozdziale aspektów antropologicznych wyraźnie wynika, że istotną cechą satanizmu jest absolutne wywyższenie ludzkiego "ja" połączone z radykalnym buntem przeciw wszystkiemu, co boskie, a zwłaszcza przeciw Bogu objawionemu w Biblii; ważnym czynnikiem jest tu też odrzucenie wszelkich powszechnie przyjętych zasad etycznych. Odniesienie do kontekstu biblijnego jest niezbędne, a życia wewnętrznego satanistów nie sposób zrozumieć inaczej, jak tylko przyjmując za punkt wyjścia silnie konfliktową relację z Bogiem tradycji judeochrześcijańskiej.
Spróbujmy na początek wyobrazić sobie możliwe konsekwencje błędnie rozwiązanego kryzysu wiary, zakładając, że jego najważniejszą przyczyną była nieumiejętność akceptacji cierpienia fizycznego oraz przyjęcia norm moralnych, które wyznaczają drogę chrześcijanina ku Bogu. Taka sytuacja występuje niestety dość często i choć zazwyczaj nie prowadzi na szczęście do podjęcia praktyk satanicznych, jej analiza może nam pomóc w zrozumieniu mentalności tych, którzy posuwają się do takiej skrajności. Punktem wyjścia naszej refleksji jest spostrzeżenie, że w większości przypadków ostra faza kryzysu wewnętrznego nie trwa wiecznie i zwykle przechodzi on w jakiś sposób w fazę stabilizacji, możemy zatem rozważyć różne hipotezy rozwoju sytuacji, teoretycznie możliwe, aby dojść do tej, która nas interesuje.
Pierwszą możliwością wyjścia z takiego kryzysu wiary jest pełne nawrócenie do Chrystusa, które pozwala przyjąć Jego "słodkie jarzmo" i prosić o przebaczenie za chwilowe odejście. Inna możliwość polega na tym, że człowiek wychodząc z kryzysu wewnętrznego odrzuca nawet wszelką myśl o Bogu (ateizm teoretyczny i praktyczny), uważając, że ten Bóg – gdyby istniał – byłby odpowiedzialny zarówno za stworzenie świata, w którym istnieje cierpienie, jak i za ustanowienie zasad etycznych, które zdają się tak bardzo utrudniać życie. Kolejne hipotetyczne rozwiązanie może przybrać postać tak zwanej "wiary po swojemu": człowiek wierzy wówczas w boga przez siebie wymyślonego, kształtuje go sobie na własny użytek, tak aby pozwalał na wszystko, czego on chce, a zabraniał tylko tego, co on gotów jest uznać za zabronione; z takim bogiem można rozmawiać, jeśli się chce, jak się chce i kiedy się chce; jest to w każdym razie bóg inny od Tego, którego głosi Kościół. Tą drogą można iść indywidualnie albo też wstępując do jednej z licznych sekt, które są swoistym "supermarketem sacrum". Ostatnią możliwością jest droga satanizmu w ścisłym sensie: konsekwencją przedstawionego wyżej kryzysu religijnego nie jest wówczas nawrócenie ani jakaś mniej lub bardziej wyraźna forma agnostycyzmu czy ateizmu, ale radykalny bunt przeciwko Bogu Biblii. Człowiek wyraża czasem ten bunt przez otwartą adorację szatana, pojmowanego jako istota osobowa, czasem ogranicza się do przywoływania go, aby uzyskać od niego jakieś korzyści, lub tylko do mniej lub bardziej symbolicznego wykorzystywania satanicznych doktryn i obrzędów, aby uwolnić się od resztek swojej wiary czy choćby tylko od pozostałości chrześcijańskiej kultury.
W swoim "akcie wiary na opak" satanista wyraża wiarę w destrukcyjną moc kosmiczną, której człowiek jest jednocześnie panem i niewolnikiem. Frustracja kogoś, kto nie potrafi się zrealizować w społeczeństwie, które pragnie kierować się zasadami prawa i sprawiedliwości (a więc wartościami całkowicie zgodnymi z mentalnością judeochrześcijańską), może wyrazić się w sposób niekontrolowany i skrajny. Ludziom sfrustrowanym lub chorym na jakąś ostrą formę "egolatrii" satanizm jawi się jako alternatywa i jako możliwość szyderczego zanegowania religii panującej, w której upatrują przyczyny swojego nieszczęścia: odwołują się do przeciwnika Boga, skoro ten Bóg wiary nie potrafi zapewnić im szczęścia ziemskiego, do jakiego dążą, przynajmniej nie w takiej postaci, jakiej pragną, i nie wtedy, kiedy go oczekują.
W takim kontekście łatwo jest zrozumieć pragnienie zdobycia mniej lub bardziej absolutnej władzy nad samym sobą, nad innymi ludźmi i nad rzeczami. Dlatego satanizm wiąże się z wiarą w jakąś formę magii obrzędowej, która pozwala zjednać sobie przychylność tajemnych mocy, utożsamianych bezpośrednio i jednoznacznie z biblijnym szatanem albo też pojmowanych w sposób bardziej nieokreślony i nieosobowy, ale zawsze związanych z "mroczną" stroną kosmosu i życia, czy też po prostu z mocami kosmicznymi i witalnymi jako przeciwieństwem ładu i "światłości" (czyli tego, co w wizji judeochrześcijańskiej reprezentuje Bóg, Stwórca nieba i ziemi).
Na zakończenie chciałbym przedstawić kilka uwag krytycznych zarówno na temat wszelkich form pogoni za sensacją, typowych zwłaszcza dla środków przekazu (które czasem wykorzystują instrumentalnie temat diabła i satanizmu – mówiąc o nich z sensem lub bez sensu – tylko po to, by zwiększyć zainteresowanie odbiorców), jak i pod adresem tych autorów, którzy nadmiernie zawężają granice fenomenologiczne zjawiska, twierdząc, że o satanizmie w sensie ścisłym można mówić tylko w przypadku jawnego oddawania czci szatanowi, rozumianemu jednoznacznie jako przeciwnik Boga Biblii, i w konsekwencji nie zaliczają do satanistów nawet tych, którzy przywołują szatana, aby się nim posługiwać, a nie żeby mu służyć. Jest oczywiste, że w ten sposób pojmowany satanizm w praktyce niemal by nie istniał, nie można by też nazywać satanistami nawet założycieli pewnych sekt, które same określają się jako sataniczne. Nade wszystko zaś trudno jest zrozumieć powód, dla którego tak usilnie próbuje się uwolnić od zarzutu satanizmu wielu spośród tych, którzy bynajmniej nie zwracają się do szatana w sposób bezpośredni i jednoznaczny. Z drugiej strony poszukiwanie sensacji przez media oraz postawa tych, którzy wszędzie dopatrują się obecności diabła, tworzą niepotrzebne zamieszanie w umysłach ludzi i uniemożliwiają dostrzeżenie w zjawisku satanizmu tego, czym ono jest w istocie: skrajnego przykładu tego, że osoby ubogie w wartości religijne i ludzkie mogą uciekać się nawet do kontaktów z Księciem Ciemności (rzeczywistych, domniemanych czy choćby tylko pozornych), aby wywyższyć swoje "ja" i przypisać sobie absolutną władzę nad dobrem i złem.
Wydaje się, że w kategoriach antropologicznych można uznać radykalny bunt, o którym mówiliśmy wyżej, za wystarczająco znamienny wspólny element różnych form satanizmu, zarówno wówczas, gdy bunt ten wyraża się w otwartym oddawaniu czci szatanowi i służeniu mu, jak i wówczas, gdy jest środkiem służącym osiągnięciu tych doczesnych celów, które biblijny szatan wskazuje ludziom jako ostateczny cel życia, a także wówczas, gdy szatan jest traktowany jako symbol w swoistym psychodramacie, który ma wyrażać całkowity bunt przeciw Bogu Biblii i podtrzymać złudzenie, że w ten sposób człowiek może lepiej korzystać z dóbr ziemskich.
Mamy zresztą racjonalne podstawy dla przypuszczenia, że istnieje pewien rodzaj odwrotnej proporcjonalności między jawną wiarą w szatana pojmowanego jako osoba a rozgłosem, jaki dana sekta sataniczna pragnie uzyskać. Nie należy się dziwić, że przedstawiciele satanizmu ludycznego lub racjonalistycznego publikują książki i broszury, występują w telewizji – jednym słowem, robią sobie dużą reklamę (zakładając oczywiście, że ta reklama ukazuje całą prawdę, a nie tylko zewnętrzne oblicze satanizmu, który w ukryciu dąży także do bardziej realnego kontaktu z Księciem Zła). Z drugiej strony nietrudno się domyślić, że grupy sataniczne, których intencją jest wyraźne i rzeczywiste przywoływanie szatana, wolą ciemności niż światło, mrok niż blask reflektorów.
Analiza satanizmu reklamowanego publicznie (łatwiejsza dla badaczy ze względu na większą dostępność źródeł) jest mimo wszystko interesująca, pozwala bowiem poznać także bardziej ukrytą jego postać, ponieważ publikowane teksty wpływają i oddziałują również na tych, którzy posługują się nimi nadając im sens w pewnej mierze odmienny od deklarowanego przez autorów. Możemy wręcz dostrzec pewną ciągłość ideową między radykalnym buntem przeciw Bogu Biblii a buntowniczym pragnieniem odmówienia Mu choćby tej zasługi, że pozwolił nam poznać pojęcie szatana, jako że to właśnie Pismo Święte jest źródłem poznania, które pozwala nam w ogóle mówić o szatanie, opisanym tam jako przeciwnik Boga. Satanista może uznać, że nie ma żadnego długu także w tej dziedzinie, i głosić całkowitą niezależność swojej wizji od wizji biblijnej, mimo iż nadal karmi swoją wiarę i obrzędy elementami zapożyczonymi w rzeczywistości z chrześcijaństwa.
Z drugiej strony wydaje się nam trudne do przyjęcia samo założenie, iż człowiek jest zdolny w pełni zastąpić Boga szatanem i uczynić z niego przedmiot czci nakazanej przez pierwsze przykazanie, ponieważ – jak pisze św. Tomasz (por. Summa Theologiae, l-ll, q. 78, a. 1) – kto wybiera zło, nie wybiera go nigdy "dla niego samego" ani "jako zła", ale zawsze dlatego, że dostrzega w nim (na skutek błędu lub grzechu) jakiś pozór dobra (aczkolwiek jest to dobro fałszywe, zniekształcone, zmaterializowane). Jesteśmy zatem skłonni sądzić, że nawet adoracja szatana, pojmowanego jako istota osobowa, nie jest nigdy w rzeczywistości i niezależnie od mniej lub bardziej szczerych deklaracji czystą adoracją, swego rodzaju kontemplacją niegodziwości szatana jako takiego. Możemy co najwyżej uznać, że jest to przejaw swoistej przewrotności człowieka, który czci złego ducha, ponieważ spodziewa się otrzymać od niego jakieś korzyści albo też uznaje go za wzór buntu przeciw Bogu, który satanista sam chciałby okazać. Właśnie pragnienie takiego buntu jest zatem prawdziwym subiektywnym motorem różnych form satanizmu: zarówno wówczas, gdy pojmuje on szatana jako realną osobę (zdeprawowaną istotę duchową, niszczyciela wiary chrześcijańskiej), jak i wówczas, gdy traktuje go jako rzeczywistość bezosobową, której cechy – materia i energia – czynią z niej przeciwieństwo chrześcijańskiej koncepcji Boga, a także wówczas, gdy wykorzystuje go po prostu jako pretekst, czyniąc z niego umyślnie antychrześcijański symbol wywyższenia ludzkiego "ja". Dla człowieka, który oddaje się praktykom satanicznym, prawdziwym przedmiotem kultu jest zawsze i niezmiennie jego własne "ja", co łączy się z nieuporządkowanym pragnieniem zbudowania sobie wyłącznie doczesnego szczęścia bez uciekania się do Bożej pomocy, ale tylko własnymi przyrodzonymi siłami, a co najwyżej z pomocą kogoś, kto zechce ewentualnie współdziałać w realizacji takiego zamierzenia, które z ludzkiego punktu widzenia jest beznadziejne, a z chrześcijańskiego przewrotne.