Przeklęcie dziecka przez rodzica niesie bardzo silne konsekwencje zniewolenia, do opętania włącznie. Złorzeczenie, rzucanie uroków i odprawianie czarów według przedziwnych rytuałów ma również skutek efektu bumeranga. Posługiwanie się mocą Szatana jest jednoczesnym zaproszeniem go do swego życia. Oto dwa ciężkie przypadki z Włoch.
Niedawno, podczas cotygodniowego spotkania ze wspólnotą im. bł. Jana Pawła II, którą prowadzę w Rzymie, przyszła do mnie starsza kobieta i poprosiła o modlitwę. Od dłuższego czasu korzystała z posługi znanego na całym świecie egzorcysty, ks. Gabriele’a Amortha.
Przeklęta przed narodzeniem
Zaraz po rozpoczęciu modlitwy wydała z siebie okrzyk o takiej barwie głosu, której człowiek sam z siebie wydać nie może. W tej samej chwili drzwi od zakrystii zatrzasnęły się z wielkim hukiem. Nie przestałem jednak modlić się nad nią, pomimo że demonstrowała ogromną siłę, zmieniał się jej wyraz twarzy, a także oczy. Jak zaw-
sze w takich sytuacjach, bardzo prosiłem o pomoc Matkę Bożą. Po modlitwie kobieta czuła się dużo lepiej, ale powiedziała, że chciałaby przychodzić na nasze modlitewne spot-
kania, ponieważ – jak to określiła – jest wyjątkowym przypadkiem. Jej matka przeklęła ją w okresie płodowym. Przez kilka lat korzystała z egzorcyzmów, które odprawiał nad nią ks. Amorth, i została całkowicie uwolniona. Jednak po wielu latach, jak przyznała, zły duch do niej wrócił. Ale nie ujawnia swego imienia. Zdaniem Amortha jest to „duch milczący”. Ksiądz Amorth wysłał ją do mnie, gdyż uczestnictwo w odprawianych modlitwach przynosi jej na jakiś czas dużą ulgę. Zły duch jest obecny, lecz jej nie dręczy.
Dlaczego tak się dzieje? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Jezus uwalniał od złego ducha albo kazał mu milczeć. Wydaje się, że dla niektórych modlitwa wspólnotowa przed Najświętszym Sakramentem, połączona z modlitwą o uwolnienie, jest jak Chrystusowe słowo: „milcz!”. Człowiek nie zostaje uwolniony całkowicie, ale dzięki mod-
litwie lżej mu dźwigać krzyż, jakim jest noszenie w sobie demona.
Poszła za radą wróżki
23 listopada 2012 r. w jednym z kościołów w centrum Rzymu przewodniczyłem modlitwie o uwolnienie i uzdrowienie. Uczestniczyło w niej około 2 tys. ludzi, którzy przyjechali z różnych stron Włoch. Na Mszy św. obecnych było dwóch kardynałów i ks. Amorth, z którym miałem możność przeprowadzenia dłuższej rozmowy. Pomodliliśmy się wzajemnie nad sobą. Gabriele Amorth z całą wiarą zwracał się do Jezusa o uwolnienie, zwłaszcza że dzisiaj zły duch bardzo atakuje rodzinę; chce zniszczyć jej miłość i jedność. Podczas tamtego spotkania zdałem sobie sprawę, że dla wielu był to moment uwolnienia, dla innych – umocnienia. Zachęcam więc do brania udziału w takich nabożeństwach, które coraz częściej są organizowane w kościołach także w Polsce.
Potwierdzeniem jest przypadek 43-letniej Franceski. Gdy miała 22 lata, chłopak zostawił ją dla innej dziewczyny. Chcąc się zemścić, poszła do wróżki, która stała się jej przewodniczką w inicjacji w świat okultyzmu. Nauczenie się praktyk wiele ją kosztowało, zapłaciła wróżce ponad milion starych lirów. Jak na tamten czas (20 lat temu) były to bardzo duże pieniądze. Zresztą i dziś spotkania z wróżkami są kosztowne. Francesca dokonała świadomego aktu przekleństwa dziewczyny, z którą związał się jej były chłopak. Robiła to, co nakazywała jej wróżka: m.in. zabijanie zwierząt, zakopywanie niektórych części tych zwierząt w wyznaczonych miejscach, zwłaszcza na terenach konsekrowanych (kościołów). Opowiadała mi, że wiele razy musiała nocą skradać się pod świątynie. Wspominała, że gdy to robiła, czuła obecność Złego. Po pewnym czasie, kiedy świat koło niej zaczął się walić, zorientowała się, że całe zło wróciło do niej. Pojechała do Medjugorje i tam nagle dostrzegła, że zły duch zdewastował całkiem jej wnętrze i jest w niej obecny. Ale po powrocie, zamiast podjąć działania zmierzające ku uwolnieniu, związała się z mężczyzną, który zatrudnił ją u siebie. Zapewniał, że z własną żoną nic go nie łączy; ma dzieci, lecz nie mieszka z rodziną. Zakochała się w nim, a on dłuższy czas ją oszukiwał. Po pewnym czasie wyznał jej, że ma niezwykły dar: często w nocy widzi zmarłych i czuje, że sam jest wtedy lodowaty.
Zaczęły się widzenia Złego
Kobieta nagle zaczęła mieć widzenia złego ducha – pokazywał się jej w postaci węża, bestii lub mężczyzny w czarnym stroju, bez widocznej twarzy. Popadła w całkowite osamotnienie, czuła bezsens życia i zamknęła się w sobie. Kochanek ją porzucił.
Podczas minionego Bożego Narodzenia nie wyszła już
z domu. Piła tylko wodę, nic nie jadła. Tuż po świętach, prawie ostatnim tchem zadzwoniła do mnie. Numer miała od koleżanki. Powiedziała: Ja już w nic nie wierzę, moje życie straciło sens. Zaproponowałem spotkanie. Przyszła zniszczona i wychudzona… Rozpłakała się i zwierzyła, że chce popełnić samobójstwo. Już nawet upatrzyła sobie most,
z którego chce skoczyć, albo stację metra, gdzie ma zamiar rzucić się pod pociąg. – On wciąż za mną chodzi i chce, żebym to zrobiła. Ta bestia jest wciąż obok mnie. Czy jest dla mnie ratunek?, pytała Francesca.
Ratunek w Chrystusie
Tak, ratunkiem jest Chrystus. On zwyciężyłśmierć i Szatana. Tylko uwierz w to. Zacznijmy od nowa, powiedziałem. Rozpoczęła się spowiedź, a później modlitwa. Wiele razy wołała – oczywiście nie ona, lecz zły duch: – Zostaw mnie tutaj, ona do mnie należy! Im częściej demon wypowiadał te słowa, tym usilniej w moim sercu prosiłem Jezusa: Panie, ona tylko do Ciebie należy, bo to jest Twoje dziecko. Ratuj jà, pomóż jej. Po modlitwie Francesca wzięła udział w prowadzonym przeze mnie nabożeństwie wieczornym w Rzymie. Poczuła się dużo lepiej. Jest przed nią jeszcze długa droga. Droga w ciemnym tunelu, do którego sama chciała wejść. Ale największym zwycięstwem jest to, że zaczęła wierzyć, iż w tym tunelu jest światło. Że warto na nowo obudzić w sobie chęć życia, że śmierć i pustkę, którą niesie zły duch, można zwyciężyć tylko z Chrystusem.