Lamentacja piąta
Puchaczu w stroje odęty, mówisz
Co to po całych nocach nieszczęsne uganiasz sowy,
com się nakłaniał, to nakłaniał, com się karków nałamał
to nałamał, całonocnych szyldwachów naodprawiał;
Com na ustawicznych pokątnych konferencyjach
usta wyszeptał, tom wyszeptał,
alem przecię tego ptaszka złapał,
z pierza cnoty i kandoru oskubał.
Cieszysz się niezmiernie, żeś ptaszka złapał?
A czemuż się nie smucisz,
że diabeł złapał ciebie, a wiecznie….
Melancholia święta trzecia
Byłeś w kościele osobą a całym tobą
u amatorki nieszczęsnej
siedziałeś w sercu za pazuchą.
Trzepały usta nabożne litery,
a po całym świecie latały próżne affekty.
Pan Jezus w Przenajświętszym Sakramencie
przed tobą stał,
tyś się z powagą po ławkach rozwalał.
Bóg na ciebie patrzał, tyś nic na Pana Boga,
ale na siebie, jeżeliś się ładnie ubrał, poglądał.
Wąsyś sztychował, czuprynę kartował,
miny dziwackie wyrabiał, pasa poprawiał,
abyś się junacko pokazał, szedłeś przez kościół
z cudną fantazyją, Bogu prymu, chwały nie oddawał,
aleś pierwej świeckie, niż święte ołtarze witał.
I na tę i na inną stronę fig, mig,
i tej, i innej faramusce, niziusińki dyg.
Nie widziałeś;
szedł za tobą diabeł i śmiał się niezmiernie.
O to, choć lada co katolik, ale polityk, pik
Obaczysz tam,
Lizandrze słodkiej hypokryzyi:
że z każdym pięknie, z nikim szczerze nie postępował.
Jedwabne były słówka, rzetelność zgrzebna.
Ściskałeś przyjaciela w poły, nie żebyś ukochał,
ale jeżeli nie ma czegoś dobrego w zanadrzu, macał.
Niskoś się kłaniał…
Obaczysz tam, przy śmiertelnej wizyi i rewizyi,
paszkwilancie cudzej sławy bigosy,
obaczysz na języku, jak na rożnie
spaloną inwidyją gorącą,
cudzą obrażającą się niewinność, wilczku rozkoszny,
stanie ci w oczach cudze miąsko, na któreś dybał,
osysku swawolny,
stanie nie jedna z cudzej owczarni owieczka,
którąś z kandoru wyssał.
szyldwach – warta,
faramuska – kobieta,
Lizander – dowódcz wojsk spartańskich, który w 404 r.p.n.e. zwyciężył ateńczyków i zdobył Ateny,
inwidyja – łac. invidia, zazdrość.