Chyba nie ma świętych, którzy nie czciliby aniołów, nie zauważali ich obecności w swoim życiu i nie podkreślali tej szczególnej opieki, jaką daje nam anioł stróż. Nie inaczej było z błogosławionym Bartolem Longiem, wielkim czcicielem aniołów. Choć to postać stosunkowo mało znana w Polsce, warto ją przybliżyć czytelnikom „Któż jak Bóg” z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że Anielska pielgrzymka nieraz wstępuje do sanktuarium różańcowego w Pompejach, miasta nierozerwalnie związanego z Bartolem, ale też przede wszystkim ze względu na wielką cześć, jaką oddawał on św. Michałowi Archaniołowi.
Zacznijmy jednak od początku. Bartolo Longo urodził się w 1841 r. we włoskiej, katolickiej rodzinie i odebrał wykształcenie w kolegium pijarów. Pod wpływem prądów epoki porzucił jednak wiarę na rzecz pozytywistycznych poglądów, które – warto przypomnieć –łączyły się często z ateizmem, kultem rozumu, a także z antyklerykalizmem. Neapol, w którym Bartolo studiował prawo, był stolicą tych nowych poglądów i zarazem wylęgarnią ruchów wrogich Kościołowi. Tam też zdobył olbrzymią popularność spirytyzm, uważany wtedy za nową, oświeconą religię, zalążek dzisiejszego New Age.
Kapłan szatana
Młody Bartolo dał się zwieść tym fałszywym poglądom w przekonaniu, że odkrywa jakąś nową, prawdziwą wiarę. Częste uczestnictwo w seansach spirytystycznych, wypytywanie duchów o tajemnice świata nadprzyrodzonego stało się elementem jego codziennego życia. Ta jego duża aktywność spowodowała, że był wciągany coraz bardziej i bardziej w wąski krąg czcicieli szatana. Kulminacyjnym etapem tej działalności był mroczny rytuał, w którym Bartolo został wyświęcony na kapłana satanistycznej grupy. Wspominał po latach, że była to przerażająca noc, a nastrój grozy potęgowała potężna burza. Po tym, kiedy „biskup” sekty namaścił Bartola na przewodnika grupy, ten wrócił do swojego mieszkania i przez kilka dni trwał w dziwnym letargu, pełnym koszmarów. Mimo to nadal prowadził liczne antyklerykalne akcje, zebrania i teatrzyki, wieczorami zaś jako medium uczestniczył w seansach i spotkaniach sekty.
To nie mogło skończyć się dobrze. Bartolo zdradzał oznaki opętania i tracił kontrolę nad swoim życiem. Zwierzył się ze swojego stanu przyjacielowi z rodzinnego miasta, który był gorliwym katolikiem. Ten ostrzegł go, że skończy w domu dla obłąkanych. Adwokat wziął sobie te słowa do serca.
Boża Opatrzność postawiła na drodze Bartola aniołów w ludzkiej postaci, którzy modlitwą, dobrym słowem i czynem wyprowadzili go z sekty. Wielu z nich – jak Caterina Volpicelli, o. Ludovico z Casorii, Giuseppe Moscati – zostało po latach wyniesionych do chwały ołtarzy. Dzięki nim dokonywał sie zwrot w duszy Bartola – wojujący antyklerykał nawrócił się i z różańcem w dłoni, publicznie, zachęcał członków swojej dawnej sekty do nawrócenia, potępiając swoje błędy.
Zły duch wciąż jednak niepokoił młodego adwokata. Kilka lat po nawróceniu, kiedy w celu uporządkowania spraw administracyjnych Marianny de Fusco, swojej późniejszej żony, udał się do Pompejów, poczuł tak silne przygnębienie, że bliski był samobójstwa. Powodem tego była myśl, którą sączył w jego umysł zły duch – myśl, że kapłaństwo na służbę szatanowi, tak jak kapłaństwo Boże, jest wieczne, z czego zdawał się wynikać wniosek, że Bartolo skazany jest na potępienie. Kiedy z tą upiorną refleksją błąkał się on po pompejańskich bezdrożach, kiedy rozpacz zalała jego prawniczy umysł, jak błysk z nieba przyszła myśl: „Kto szerzy różaniec, ten będzie zbawiony!”. Ta obietnica, którą dała Maryja św. Dominikowi, w jednej chwili natchnęła Bartola do podjęcia dzieła propagowania modlitwy różańcowej w zdziczałej Dolinie Pompejańskiej, której mieszkańcy wyznawali dziwną wiarę, łączącą pogańskie przekonania z elementami chrześcijaństwa.
Najważniejsza obietnica
Bartolo niemal od razu zaczął wcielać swoją obietnicę w życie. Chodząc od chaty do chaty uczył chłopów modlitwy. Z czasem zawiązał bractwo różańcowe i podjął się zadania, jakie powierzył mu biskup, aby w miejsce małego, rozsypującego się kościółka, zbudować większy. Adwokat nie zdawał sobie sprawy, że kryje się za tym wielka misja, jaką zleciła mu sama Matka Boża. Kto był w Pompejach i widział wspaniałą bazylikę różańcową, wie zapewne, że powstała ona dzięki zapałowi i pracy Bartola. Ale to ledwie część aktywności ewangelizacyjnej, jakiej Bartolo Longo poświęcił całe swoje życie.
Z tym nowowybudowanym kościołem wiąże się też nasza opowieść o aniołach. Otóż kiedy biskup zaplanował uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego na niedzielę 7 maja, Bartolo zaproponował przesunięcie jej na dzień następny z racji liturgicznego wspomnienia św. Michała Archanioła. Uważał, że tak jak „Książę Niebieski wypędził buntownika Lucyfera z nieba, tak też wypędzi go z tej pogańskiej okolicy, w której panuje już zbyt długo”.
Adwokat uznawał bowiem tego Archanioła za patrona całej Doliny Pompejańskiej. Wiązał to z jego objawieniem na górze Gauro, która okala Dolinę od południa. Zdecydowana większość turystów nie zwraca na nią jednak uwagi, wpatrując się na malowniczą panoramę Wezuwiusza, który znajduje się z drugiej strony, na północ od Doliny.
Historia objawienia św. Michała Archanioła, jaką za swoim przyjacielem księdzem przytacza bł. Bartolo w książce „Cuda i łaski Królowej Różańca Świętego w Pompejach”, jest praktycznie nieznana. Góra wiązana z objawieniem nosiła w starożytnych czasach nazwę Gaurus, co wiązano ze słowem aureus, tzn. złoty, złota góra. W czasach chrześcijańskich nazwano ją Górą Świętego Anioła wskutek wydarzenia, o którym wspominało oficjum kościelne przypadające na uroczystość św. Castellusa w dniu 17 stycznia.
Jak podaje Bartolo „wydarzenie to miało miejsce w VII wieku, gdy św. Castellus był biskupem miasta Castellammare. Ten pobożny kapłan często spotykał się na nocnej modlitwie w górskich jaskiniach ze św. Antonim, opatem klasztoru benedyktynów w Sorrento. Gdy pewnego razu byli pogrążeni w modlitwie, Castellusowi ukazał się św. Michał i polecił mu, aby na szczycie góry, w miejscu, w którym ujrzy płomień, zbudować kościół na jego cześć. Płomień ten ukazał się na najwyższym z trzech szczytów góry Gauro.
Po wielu trudnościach i nawet oszczerstwach, które doprowadziły do jego uwięzienia w Rzymie, biskup dokończył misję zleconą przez Archanioła. Na szczycie góry wybiło źródło czystej wody, które okazało się bardzo pomocne przy budowie kościoła. Później poiło ono pielgrzymów, którzy corocznie we wrześniu w wielkiej liczbie oddawali cześć św. Michałowi w miejscu jego objawienia. Kościół św. Castellusa i tradycja pielgrzymkowa istniały do około 1860 r., kiedy na górze osiedliły się bandy rozbójników. By zapobiec rozbojom wojsko zburzyło stary budynek kościoła. Biskup z Castellammare, ksiądz Sarnelli, zdołał uratować z niego tylko cenny, marmurowy posąg Archanioła, który biskup Castellus 1200 lat wcześniej sprowadził z Rzymu. Ten starożytny posąg ustawiono w nowej katedrze, w pięknie ozdobionej kaplicy.”
Anielskie Pompeje
Bartolo nigdy nie wątpił, że Książę Anielskich Zastępów ma do spełnienia w Dolinie wielkie dzieła Boże, że jest opiekunem i stróżem tej okolicy, którą zaszczycił swoim objawieniem. Wspominał po latach, że „Wódz Wojsk Niebieskich nieraz osłaniał nas potęgą swego opiekuńczego ramienia. Niezliczone są tryumfy, jakie odniósł nad nieprzyjaciółmi, którzy jawnie i skrycie stawiali przeszkody naszemu dziełu. Jego objawienie się w VII wieku było jakby przygotowaniem do panowania Maryi w tej opuszczonej i nieznanej dolinie. Zwycięski Anioł założył obóz w krainie pogaństwa szykując walkę przeciw szatanowi. Nadchodził czas łaski i Bożego Miłosierdzia.”
„Od dnia” – pisał dalej Bartolo – „kiedy położono kamień węgielny pod budowę kościoła Matki Bożej Różańcowej, dzień 8 maja zawsze poświęcamy czci świętego Michała. Mamy w tym dniu na uwadze dwie szczególne sprawy – że największy z aniołów wybrał szczyt naszej góry na miejsce swoich cudów, i że Królowa Aniołów, jego Królowa, przeznaczyła tę ubogą dolinę na miejsce Swoich szczególnych łask.”
I rzeczywiście, różańcowe dzieła, jakie wyrosły w Pompejach, wspaniały kościół, szkoły, ochronka dla sierot, dom wychowawczy dla dzieci więźniów, warsztaty, zakłady pracy są wspaniałym świadectwem Bożego Miłosierdzia, chwały Maryi i opieki aniołów. Wobec licznych niebezpieczeństw, ataków złego ducha, jawnej wrogości nawet ze strony niektórych dostojników kościelnych, dzieła te rozkwitały i były wymownym znakiem Bożej łaski. Przez kolejne lata ósmy dzień maja był dniem szczególnie uroczyście obchodzonym w pompejańskim sanktuarium. Także i współcześnie w dniu tym, jak też w październikowe święto Królowej Różańca Świetego odbywa się tu Noc Modlitwy, podczas której wierni łączą się na wspólnym czuwaniu i różańcu.
Kult, jakim darzył Bartolo Longo aniołów, ma potwierdzenie nie tylko w jego licznych pismach. Kiedy rozejrzymy sie po pięknych freskach, zdobiących wnętrze sanktuarium, zauważymy wiele anielskich motywów. A zaznaczyć trzeba, że przed przemalowaniem kościoła w drugiej połowie XX wieku, aniołowie ozdabiali całe sklepienie. Wystarczyło spojrzeć w górę, a wspaniały widok nieba dawał przedsmak wieczności. Później niektóre z tych fresków zastąpiły sceny z życia Błogosławionego, niemniej można śmiało powiedzieć, że bazylika różańcowa w Pompejach, najważniejsze miejsce dla czcicieli różańca, jest też bazyliką anielską.
Osoby zainteresowane życiem bł. Bartola Longa zapraszam na stronę www.bartolo-longo.pl, gdzie znajdują się zdjęcia z życia Błogosławionego oraz jego modlitwy, a także modlitwa o jego kanonizację. W lipcu ukazała się też biografia „Bartolo Longo. Od kapłana szatana do apostoła różańca” w cenie 20 zł, którą można nabyć w Księgarni Maryjnej oraz na rosemaria.pl (tel. 61 86 87 345).