Książka „Cuda i łaski Królowej Różańca”

Piąty cud Matki Bożej Różańcowej w Pompejach

W połowie kwietnia 1876 r., ksiądz Antonio Varone z Neapolu, który liczył sobie 56 lat, zachorował na dur brzuszny połączony z krwawą biegunką. Nogi do kolan, twarz, język i ręce były pokryte zmianami skórnymi. Doktor Vincenzo Marsilia i inni przyjaciele chorego czynili wszystko, aby przynieść kapłanowi ulgę w cierpieniach. Ale 23 kwietnia lekarze rozłożyli bezradnie ręce. Profesorowie Raphael Valieri i Clemente del Gaudio orzekli, że wiedza medyczna nie jest zdolna go uratować, a przed pewną śmiercią ocalić go może tylko cud.

Kapłan ten był powszechnie znany i szanowany, parafianie nieustannie dopytywali się o jego stan. Pewien zaprzyjaźniony z chorym kapłan, ojciec Federico Caprioli, usłyszał o łaskach, których dostąpili w Neapolu ofiarodawcy na potrzeby kościoła w Pompejach. Poprosił on moją żonę, aby jeszcze tego samego dnia – a była to niedziela – udała się do chorego i nakłoniła do złożenia zobowiązania ku czci Matki Bożej Pompejańskiej. Moja żona spełniła to życzenie. W mieszkaniu chorego zastała kilka nieznanych jej osób. Byli to m.in. Vincenzo Barone, Errico Sorrentino, Vincenzo Marzano oraz kapłani Vincenzo Varriale, Raphael Guglielmi i Pasquale Barone. Trwali oni w smutku oczekując śmierci przyjaciela. Moja żona zbliżyła się do łóżka, w którym leżał chory. Miał opuchniętą twarz i sine usta, z trudnością łapał oddech i wszystko wskazywało, że to jego ostatnie chwile. Strach, a nawet przerażenie opanowały ją na ten straszny widok. Lecz nie tracąc odwagi spytała:

– Ojcze, Królowa Różańca czyni cuda dla Swojego kościoła w Pompejach. Czy obieca ojciec wspierać słowem i piórem to dzieło?

Na te słowa umierający zaczął płakać i wyszeptał słabym głosem:

– Wykonam wszystko, do czego mnie zobowiążecie.

– Złożył ręce, a inni obecni zaczęli odmawiać Pozdrowienie anielskie ku czci Matki Bożej Pompejańskiej. Wszyscy płakali. Moja żona dodała mu jeszcze odwagi, mówiąc:

– Niech ojciec zaufa Matce Bożej, Ona udzieli ojcu swojej łaski.

Już wieczorem tej niedzieli stan chorego uległ poprawie, a gorączka zaczęła spadać. Wkrótce całe ciało zaczęło pokrywać się nowym naskórkiem i odrosły paznokcie. Gdy już całkiem doszedł do zdrowia, miał sen, w którym widział jakąś panią mówiącą o kościele powstającym w Pompejach. Myślał, że wystarczy okazać wdzięczność przez odprawienie mszy dziękczynnej w kościele w Tolentino, w którym czczono Maryję w Lourdes. Sądził, że Lourdes i Pompeje to jedno i to samo, więc nie myślał o pielgrzymce do Doliny. Lecz Królowa Nie ba pragnęła odbierać cześć w tym szczególnym, wybranym przez Boga miejscu. Oto co dalej nastąpiło.

Na wieść o cudzie postanowiliśmy odwiedzić uzdrowionego. Udaliśmy się do niego 12 czerwca, aby go poprosić o pisemne świadectwo i odebrać oczekiwane składki. Z wielkim zdziwieniem dowiedzieliśmy się, że kapłan znów leży w wysokiej gorączce i odczuwa wielkie cierpienie. Nikt nie umiał wytłumaczyć przyczyn nowej choroby. Zapytaliśmy go o wypełnienie zobowiązań związanych z kościołem w Dolinie Pompejańskiej. Gdy powiedział, że nic nie uczynił, przypomnieliśmy mu o danym przyrzeczeniu i upomnieliśmy, by go dotrzymał jeżeli chce znowu odzyskać zdrowie. Kapłan zaczął się tłumaczyć, ponownie obiecał, że ogłosi cud publicznie, a po odzyskaniu zdrowia przyjedzie do Pompejów dać świadectwo przed biskupem i wszystkimi ludźmi.

Jeszcze tej samej nocy spodziewano się nawrotu duru, ale gorączka zupełnie ustała, Następnego poranka chory wstał i odprawił mszę świętą. W uroczystość Matki Bożej Różańcowej ksiądz Antonio Varone przybył do Pompejów, gdzie odprawił mszę i ze łzami w oczach opowiedział o swoim cudownym uzdrowieniu.

Historia Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Pompejach (fragmenty)

Do świątyni Królowej Różańca można dojechać koleją łączącą Neapol z Doliną Pompejańską, która wiedzie przez starożytne Pompeje. To podróż przez piękną okolicę, którą poeta nazwał „niebem na ziemi”. Podróż wzdłuż wybrzeża błękitnego morza trwa niewiele ponad godzinę. Po lewej stronie widać piękne Portici i Resinę, starożytne Herkulanum, a w tle Wezuwiusz wzbija w niebo potężne kłęby dymu.

Po prawej stronie drogi, w oddali widoczne jest pasmo gór ciągnące się aż po zatokę w Castellammare. Sięga ono aż do zachwycających wybrzeży Sorrento i kieruje ku Punta di Minerva, by gdzieś za horyzontem rozpłynąć się w błękicie nieba i morza. Dalej mijamy miasto Torre del Grecco, które Wezuwiusz zalewał lawą aż dwadzieścia razy. I tyleż razy mieszkańcy spłoszeni gwałtowną wściekłością odwiecznego wroga powracali, aby odbudować swoje domy. Następnie miniemy miasteczko handlowe Torre Annunziata i dojedziemy do starożytnych Pompejów. Chociaż myśli pobożnego pielgrzyma krążą wokół wspaniałej świątyni Matki Bożej, to jednak na głos konduktora obwieszczającego Pompeje, mimowolnie wyjrzy on przez okno wagonu.

Pompeje! Ta nazwa przyciąga uwagę niezliczonych badaczy i uczonych wszystkich krajów. Było to najpiękniejsze spośród miast Etrurii, których stolicą była Kapua. Seneka,Tacyt, Tytus, Liwiusz i Florus pisali o mieście położonym przy stokach góry ziejącej ogniem; chwalili jego ożywiony handel, położenie i szerokie stosunki ze światem. Fale żeglownej wówczas rzeki Sarno odbijały się o jego mury i nawadniały okoliczne ogrody i pola. To urocze miasto spustoszył Wezuwiusz w roku 79 po Chrystusie. Deszcz kamieni i popiołu okrył jakby całunem jego urok, bogactwo i wielkość.

Dziś pielgrzym w miejscu dawnego miasta widzi kamieniste wzgórze, z którego archeologowie odgrzebują starożytną cywilizację. Jadąc pociągiem zobaczy resztki murów, zrujnowane domy, połamane filary, kolorowe ściany, a dalej amfiteatr, miejsce krwawych igrzysk. Oczyma wyobraźni ujrzy codzienne życie w mieście, zaludni puste przestrzenie żyjącymi istotami. Jego wyobraźnia będzie poszukiwać śladów życia na tych pustych i wypalonych uliczkach, gdzieś pod kamieniami, nad którymi strumień czasu przepłynął osiemnaście wieków. Wyboiste drogi z kamieni wulkanicznych, progi domów wytarte nogami przechodniów, koleiny wyżłobione przez koła wozów, domy, skały, świątynie – wszystko to zdaje się pozostawać okryte żałobą po minionym życiu. Studnie, posągi, pałace, pomniki, grobowce, muzea i teatry noszą na sobie ślad wielkości i potęgi Rzymu, który niegdyś rządził światem. Ale daremnie przywołujemy w duchu mieszkańców tego miejsca. Bezpowrotnie skończyła się ta pogańska cywilizacja, dla której życie ludzkie miało wartość tylko do śmierci. Resztki wspaniałych budowli leżą opustoszałe, podobne do olbrzymich kościotrupów.

Nie minie pięć minut rozmyślania nad tym szczególnym miejscem, kiedy głośny gwizd zapowie kolejną stację, Nowe Pompeje. Tu widok jest zupełnie inny. Z daleka widać smukłą kopułę kościoła, której czarno-biały dach lśni w świetle słonecznym. Obok świątyni mieści się długi budynek: to sierociniec i obserwatorium meteorologiczne. Prosta ulica obsadzona platanami i eukaliptusami prowadzi do drugiej wspaniałej budowli, do przytułku dla dzieci więźniów, i dalej do koszar królewskich. A na okrągłym placu stoi rzymski kamień milowy z marmuru z wyrytym napisem Via Sacra, Droga święta.

Tak więc przybyliśmy do Doliny Pompejańskiej. Uroczyste brzmienie dzwonów nowej świątyni dociera aż do starożytnych ruin. Te mosiężne zwiastuny Bożej miłości pozdrawiają pielgrzyma i wywołują w nim dziwnie poruszenie. Na tej duchowo wyjałowionej ziemi szybko wykiełkowało nowe życie. Świątynia żywej wiary poświęcona Najświętszej Pannie stoi w pobliżu splamionego krwią amfiteatru. Obok miasta upadłego w pogańskiej rozwiązłości, wzrasta i rozkwita osada zbudowana na fundamentach czystej, świętej, chrześcijańskiej moralności. – To Nowe Pompeje.

Dźwięczne brzmienia dzwonów rozpraszają grobowe milczenie cmentarzyska, jakim te okolice były przez osiemnaście stuleci. Smutek i dawna żałoba ustępują wesołym, dziecięcym głosom. To sieroty różańca, które w Domu Bożym śpiewają na chwałę Pana. Oto nowe życie na ruinach życia starego. Nowa sztuka obok gruzów sztuki starożytnej. Rozwijające się chrześcijaństwo nad zrujnowanym pogaństwem. Te przeciwieństwa uwidaczniają się szczególnie na progu świątyni. Tu nowożytna sztuka chrześcijańska odnosi swoje najpiękniejsze tryumfy. Mistrzowska obróbka kolorowego marmuru, malowidła na sklepieniach, suficie i zewnętrznych ścianach kościoła, stanowią znak firmowy włoskiej sztuki. Wszystkie środki, których użyto do upiększenia tego Domu Bożego, silnie oddziałują na każdy wrażliwy umysł. Tu nowa sztuka odnosi zwycięstwo nad sztuką starożytną, tu chrześcijaństwo tryumfuje nad zwodniczą wspaniałością świata pogańskiego.

I pomyśleć, że jeszcze piętnaście lat temu nie było tu nawet śladu życia. Wszystko to powstało dopiero w ostatniej deka dzie. Kto nie chciałby wiedzieć, jak do tego doszło. Lecz aby to dokładnie opisać, trzeba cofnąć się do początków tego niemal cudownego ciągu wydarzeń. Muszę podkreślić, że dzieło to jest Dziełem Bożym, a Najświętsza Maryja Panna kieruje nim dla Swojej chwały i wspiera je licznymi cudami. Plany Opatrzności muszą się dopełnić bez względu na wolę ludzi. Nie można zaprzeczyć, że w tym dziele objawił się tajemniczy Plan Bożego Miłosierdzia.

Początkowo nie rozumieliśmy znaków, jakie otrzymywaliśmy z nieba. Myśleliśmy, że ten Plan odnosi się tylko do ubogich mieszkańców okolicy, że ma charakter lokalny. Dlatego zamierzaliśmy najpierw zbudować niewielki kościółek na potrzeby miejscowej ludności. Z czasem jednak mnożyły się cudowne przejawy łask Maryi. Odbieraliśmy liczne pisma ze wszystkich krajów od ludzi, którzy za naszym pośrednictwem pragnęli oddać Najświętszej Pannie uwielbienie za otrzymane łaski albo prosić ją o nowe. Napływało coraz więcej pielgrzymów, wśród nich dostojnicy kościelni i państwowi. Ledwo byliśmy w stanie udźwignąć nawał obowiązków. Dzieło to rozszerzało się coraz bardziej i bardziej. W końcu rozpoznaliśmy wolę Bożą. – To dzieło realizuje Plan Miłosierdzia nie tylko dla Doliny Pompejańskiej, ale dla całego świata.

Każde dzieło Boże musi napotykać na przeciwności. Pismo święte uczy, że Jezus Chrystus był tym, któremu przeciwstawiali się inni, i to doświadczenie dotknie także Jego uczniów. Signum in quo contradicetur, Znak, któremu sprzeciwiać się będą. Wszystkie Boże dzieła noszą znamię przeciwieństwa. Największy człowiek naszych czasów, papież Leon XIII, powiedział do nas te słowa: „Najpewniejszym znakiem, że dzieło wasze pochodzi od Boga jest właśnie to, że natrafiacie na tyle przeciwności. Ale Maryja zawsze pokieruje Swoim dziełem ku Swojej chwale.” Potwierdziło się to wielokrotnie, bo żaden tryumf tego świętego miejsca nie obył się bez walki, a żadne zwycięstwo bez poprzedniego upokorzenia. Sam przeczytasz, Czytelniku, jak wspaniałe pociechy następowały dopiero po wielkim utrapieniu. A we wszystkich ciężkich doświadczeniach wspierała nas Królowa Zwycięska.

W dziele pompejańskim uwidacznia się potęga Opatrzności, którą w naszych czasach tak bardzo się neguje. Bez regularnych dochodów, bez zaliczek, bez funduszy, bez stałego wsparcia ze strony władz wydajemy tygodniowo 8–10 000 franków. Codziennie żywimy ponad 300 rodzin, około 100 urzędników i robotników, 200 dzieci w przytułku, 150 sierot, 40 nauczycieli i 60 dzieci więźniów. Pod koniec tygodnia nie znajdujemy w kasie złamanego grosza, ale już tydzień później trafią do niej potrzebne pieniądze. Powtarza się to już od wielu lat. W ten sposób wydaliśmy przeszło pięć milionów franków. Czyż można więc wątpić w istnienie Opatrzności?

Wydarzenia, które opowiem w tej książce, a które sam przeżyłem i które obserwowałem własnymi oczami, przekonają wszystkich, że każdy grzesznik, nawet najbardziej upadły, może znaleźć ocalenie w różańcu. Każda dusza może zerwać pęta złego, chociażby była nimi najbardziej związana. Każdy może uchwycić się liny ratunkowej, którą Królowa Niebiańskich Róż zrzuca z nieba rozbitkom tonącym na wzburzonym morzu tego świata. Nie potrzeba bogactw, potęgi ani mądrości, aby dokonać najtrudniejszych dzieł podjętych ku chwale Bożej. Jeśli wszystko wykonujemy według otrzymanych wskazówek i z głęboką ufnością, to potrzeba tylko jeszcze jednej rzeczy: czystej intencji, która sprowadza z nieba nadprzyrodzoną pomoc.

Możliwość komentowania została wyłączona.