Koniec świata doczesnego – o. Armijon

Człowiek został stworzony, aby poznać Boga, kochać Go oraz służyć Mu. Gdyby pewnego dnia nie udało mu się Go posiąść i nieodwołalnie z Nim się połączyć, plan Stwórcy, pozbawiony racjonalnego celu, byłby tylko potwornością i szaleństwem. Ludzkość, sfrustrowana w swojej miłości, dążeniach i aspiracjach, okazałaby się nowym Syzyfem, rodzajem przypadkowej maszyny poruszającej się w pustce, skazanej na wieczne kręcenie się po kole ślepej i fatalnej konieczności. Gdzie byłaby zatem sprawiedliwość, moralność, bezpieczeństwo rodzin i władzy publicznej – w świecie, w którym wszystko byłoby niejasne, niepewne i pełne sprzeczności, gdzie ideał nie stałby się nigdy rzeczywistością, gdzie dobro nie zostałoby nigdy oddzielone od zła, w świecie, który nie podawałby żadnych zasad i nie podkreślałby wagi życia moralnego i prawdziwej kary za ludzkie czyny?

Historia – powiedział pewien sceptyk naszych czasów – jest sędzią ludzi i jej sąd, który odbywa się w czasie, czyni Sąd Ostateczny niepotrzebnym i zbytecznym. Jednakże – powiedzmy sobie – sąd historii nie jest sądem publicznym, podczas gdy zło czynione z arogancją jest publiczne, staje się zgorszeniem dla ludzi i bezustanną zniewagą wyrządzaną Bogu. Sąd historii jest również niepełny, ponieważ wszystkie czyny dobre lub złe są źródłem dobra lub zła w człowieku, nasieniem życia lub śmierci, których owoców i wszystkich rezultatów sprawca nie mógł ani przewidzieć, ani przeczuć. Dlatego też, jeśli Sąd Ostateczny nie byłby nam zapowiedziany, powinniśmy się go domagać, potwierdzać jego konieczność, jako niezbędną konsekwencję, jako ostatni krok tej Bożej Opatrzności, która kieruje biegiem historii przez wieki, jako ostatni element dopełniający i wieńczący Jej dzieło.

Sąd powszechny jest tylko ostatnim obrazem całego dramatu ludzkiej historii, realizacją wszystkich częściowych sądów wypływających z Boskiej Sprawiedliwości. Tylko pod tym warunkiem, że historia stanie się jasna i zrozumiała, zobaczymy ją nie taką, jaką wyobrażają ją sobie rozum i niepełne widzenie człowieka, ale taką, jaka jest naprawdę, jak księgę otwartą i widoczną dla wszystkich1.

W naszych czasach głosi się pogląd, że historia nie jest jeszcze spełniona i dopełni się w dolinie Jozafata. W chrześcijańskim rozumieniu, jak i w powszechnej świadomości ludzi, istnieje przekonanie, że świat musi się skończyć i nastanie nowy porządek. Tę prawdę potwierdzają fakty i nauka. Prawem natury i pewną zasadą jest to, że wszystko, co podlega zmienności, rozkładowi, upływowi czasu, co posiada swoje granice, musi ulec zniszczeniu, starzeniu się i osiągnąć swój kres, znikając i ginąc. Każda siła życiowa, każda istota stworzona ma moc, aby rozwinąć swoją energię i działać tylko w ograniczonym czasie i w ramach swoich stworzonych możliwości. Nauka dowodzi, że granice te nie mogą być przekroczone. Najdoskonalsze i najbardziej rozwinięte organizmy nie mogą działać w nieskończoność. Słowem: wszystko, co się zaczyna, musi mieć też swój koniec.

Każdy ruch, nawet ruch nieba, dąży do spowolnienia. Wybitni astronomowie zaobserwowali na Słońcu i na gwiazdach ubytki ciepła i światła, co prawda niedostrzegalne, jednakże po upływie długich wieków wpłyną one niewątpliwie w sposób destrukcyjny na nasz klimat i pory roku. Jakkolwiek będzie, pewne jest, że ziemia nie jest już tak żyzna, ani nie ma tej samej siły wegetacyjnej, jaką miała w pierwszych wiekach historii ludzkości. Tak samo jak świat miał swoją młodość, tak samo mieć będzie swój koniec, gdyż zmierza nieustannie do swego kresu i przeznaczenia.

Jedynie chrześcijaństwo z niezbitą pewnością potwierdza tę prawdę, wynikającą z obserwacji i badań naukowych, a którą umysł otwarty łatwo pojmuje:

To właśnie jest to – powiedział pewien protestancki myśliciel – co bardzo różni naukę chrześcijańską od doktryn filozoficznych. Twierdzi ona, iż po tym życiu na człowieka czeka nowe istnienie. Aby to nowe istnienie stało się faktem, jest absolutnie konieczne, aby natura, która przemija i staje się dla człowieka niezrozumiała, osiągnęła pełnię i w przyszłości jednoczyła to, co widoczne i niewidoczne, ulotne i trwałe, osiągnęła harmonię między materią i duchem. Tylko w takiej przyszłości, w takim zakończeniu ludzkiego istnienia sumienie człowieka może znaleźć spokój. Zawdzięczamy tę nadzieję Chrystusowi. Jego obietnica pozwala nam oczekiwać, po ostatecznym kataklizmie, na nową ziemię i nowe niebiosa: I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma (Ap 21,1)1.

Świat będzie zatem mieć swój koniec.