Przełom nastąpił półtora roku po pierwszej modlitwie, a po niespełna roku po rekolekcjach.
Pięknym wiosennym popołudniem, w niedzielę Miłosierdzia Bożego, we wspólnotowej kaplicy w Częstochowie trwały modlitwy nade mną. Ksiądz Cyran, wzywając Miłosiernego Boga i wstawiennictwa świętej Faustyny przyłożył do mego ciała Jej relikwiarz. Wewnętrzna siła, nie należąca do mnie, zaczęła wyginać moje ciało, traciłem oddech, dusiłem się, nie panowałem nad sobą, nad swymi reakcjami, by po dłuższym czasie z mego gardła powoli zaczął wydobywać się przerażający i nieludzki głos, którego nie potrafię porównać do żadnego innego naturalnego, który znam. Rozpoczął się straszliwy wrzask, krzyki, które powodowały ciarki na ciele. Jakby odbywał się sąd nad bytem, który zawłaszczył moje ciało. Demony nie potrafiły ukryć się przed Bożym Miłosierdziem, były już zbyt osłabione po wielu modlitwach i sakramentach, a teraz nastał etap, w którym zostały ujawnione w sposób zdecydowany i to przyczyniło się do jeszcze zacieklejszej walki mojej, a zwłaszcza cierpliwych księży egzorcystów, którzy nie darzyli ich sympatią i litością.
Po kolejnych ośmiu miesiącach modlitw i czekania, duchom rozwiązały się języki i u stóp księży zaczęły w płaczu wyjawiać swoje imiona, czym zajmują się i sposoby, w jakie weszły. Było ich całe mnóstwo, lecz kilka było wyjątkowo silnych i upartych: od czarów i magii, przekleństw, jakimi byłem związany, okultyzmu i ezoteryki, sztuk walki oraz używek. Przez ponad trzy lata trwały regularne modlitwy i rozmowy z kapłanami. Zdarzało się, że ksiądz Michał przyjeżdżał do naszego domu, by omadlać go, a ksiądz proboszcz sprawował w nim Najświętszą Ofiarę, ponieważ życie było nam uprzykrzane poprzez zjawiska, których nie sposób racjonalnie wytłumaczyć.
Moje życie polegało na wytężonej walce i czujności, czasem byłem wyczerpany, pozbawiony sił i ochoty do życia. Niekiedy płakałem, pytając Boga dlaczego stworzył taki świat, oparty na tak przedziwnych prawach. Musiałem uważać na siebie, gdyż modląc się bywało, że ujawniały się demony, czyniąc popłoch pośród ludzi. Przeszkadzały mi w modlitwie w domu i w świątyni. Tak było np na Jasnej Górze, w 2007 r., w kaplicy Cudownego Obrazu, gdzie uczestniczyłem w Eucharystii. Schowałem się w przejściu do zakrystii i tam przyjąłem Pana Jezusa. Wtedy to spotkałem księdza biskupa Wiktora Skworca, którego miałem łaskę spotkać będąc w Wieczerniku pod Tarnowem. Ojciec odwiedził nas wtedy. Był to dla mnie znak, łaska od Boga – bo kiedy nawracałem się, był przy mnie pasterz, a teraz, kiedy ten proces znacznie postąpił, był znów. Mogłem porozmawiać, opowiedzieć o sobie, o tym, co przeżywam. Otrzymałem błogosławieństwo dla całej rodziny.
Drugim razem do wielkiego ujawnienia doszło w kaplicy mojego patrona św. Rafała Kalinowskiego w Czernej. Modliłem się nad sarkofagiem wielkiego świętego, prosząc, by mnie egzorcyzmował. Nagle zacząłem zwijać się w niemocy, a z gardła wydobywał się demoniczny ryk. Ludzie uciekali w popłochu, gdyż takie sceny nie należą do codziennych i zwyczajnych.
Po wyczerpujących modlitwach, które trwały trzy i pół roku, upadłem, i to z hukiem, który rozbrzmiewał przez kolejne trzy i pół roku. Demony wykorzystały pewną sytuację, mszcząc się na mnie. Spotkałem kolegę z dawnych czasów i to spotkanie zaważyło na mojej przyszłości. Zapaliłem marihuanę. Dałem się zwieść, lecz trwałem w przekonaniu, że poradzę sobie, wyspowiadam się
i pójdę dalej. Jakby wyległo całe piekło, odezwały się dawne przyzwyczajenia, wróciła przeszłość. Wokół mnie tworzyła się realna wizja walki dobra ze złem. Widziałem oczyma wyobraźni aniołów Bożych i upadłych, walczących o mnie. Wiedziałem, że popełniam błędy, lecz nie potrafiłem skutecznie przeciwstawić się im. Modlitwa i sakramenty przestały być regularne. Obok mnie dosłownie „wyrastali” starzy znajomi, brnąłem świadomie w zło, zagłuszając sumienie, uciekając przed nim. Topiłem się w grzechach. Pogubiłem się. Bywało częstokroć, że wychodząc z kościoła, po spowiedzi i Komunii Świętej, natychmiast spotykałem kogoś, kto proponował narkotyki – najróżniejsze oraz alkohol, albo, że pożyczy mi pieniądze jeśli chcę! Rozdzwaniał się telefon, gdy wychodziłem z Eucharystii. To dodatkowo mnie osłabiało, wiedziałem, że diabliska mają teraz swój czas, a mnie brakowało siły i determinacji, byłem zbyt osłabiony, atakowany sytuacjami. Zażywałem najróżniejsze narkotyki, jak niegdyś, słuchałem tej samej muzyki, odżyły dawne znajomości i zawiązały się nowe.