Moja droga do świętości wiodła przez grzech i bałwochwalstwo. Ale niesprawiedliwość nie została mi przekazana genetycznie. Nie zawdzięczam tego wychowaniu, bowiem wychowywano mnie w dobrym zdrowym katolicyzmie.
Mając lat 16 bez pamięci zakochałem w pewnej czternastolatce, którą kochałem przez 6 lat – do dnia, gdy okazało się, ze się jej znudziłem. Samotność, nostalgia i chęci samobójcze sprawiły, ze przyciągnąłem do siebie zło. Ono zawsze pojawia się w chwili emocjonalnego kryzysu. Przez 3 lat czytałem dużo i wszystko, co miało wartości okultystyczne. Magia stała się moim nowym życiem. Wkrótce zacząłem stawiać tarota (8 lat) i robić amulety. Spodobało mi się to do tego stopnia, ze nie robiłem sobie nic z nieszczęść, które za mną podążały. Wśród nich było tyle operacji – w tym nowotwór – ile lat się babrałem magia. Po 3 latach teorii doszedłem do wniosku, iż nadszedł czas na wprowadzenie w praktykę tego, co już wiedziałem. A wiedziałem dużo. Znalem magie Piktów i Celtów. Miałem szczęście, bowiem poznałem osoby mające dojście do starodruków i papirusów z owych czasów sprzed narodzenia Chrystusa. A jakby tego było mało, teksty były przetłumaczone. Po owym okresie teorii uważałem się za co najmniej adepta wiedzy tajemnej.
Pycha i pewność siebie wzięły górę nad rozsądkiem i wychowaniem. Z wolna stawałem się zły, choć nie do szpiku kości. Nienawidziłem kościoła, księży, i w ogóle wszystkiego, co miało z ta instytucja wspólnego. Obcowałem z istotami astralnymi, tworzyłem tzw. elementale – larwy astralne w różnych celach (również niemoralnych). W moim pokoju „mieszkał” duch, a moce magiczne z niego nie wychodziły. Dobro miało mimo wszystko duży wpływ na mnie, przez co rozwój „raka” postępował powoli. Przez 10 lat babrania się w bagnie głupoty brnąc droga do Pandemonium (stolica Piekła) wielokrotnie wykorzystywałem wiedze tajemna. Wpływałem na ludzkie decyzje, na kobiety, zmieniałem niektóre – być moze – biegi wydarzeń. Magia dawała mi władzę nad ludźmi, ale jednocześnie oddalała mnie od Boga, Który niewiele dla mnie znaczył. Z czasem jednak z wolna zaczął do mnie docierać. Efektami były gwałtowne metamorfozy (2 x 21 dni), które przeistaczały mnie w gorliwego apostola. W owych dniach przystępowałem do spowiedzi i przez 3 tygodnie uczęszczałem na Eucharystie „walcząc ” o dusze samobójców. Ale po 21 dniach cud znikał równie szybko jak się pojawiał. I tak działo się do 1998 roku, do 1 sierpnia. Oczywiście każdorazowe metamorfozy pozostawiły w mojej podświadomości przyczółek, który pod wpływem 7 lat modlitw 2 osób rozrósł się do rangi nawrócenia. A było ono bolesne.
Pozwoliło mi jednak udowodnić tezę ze wybaczyć oprawcy jest lepiej niż go ścigać. Było to dla nich gorsze niżbym się mścił. I tak owego dnia, w którym im wybaczyłem narodziłem się na nowo. Proces nawróceniowy trwał 4 miesiące, dokładnie do 28 listopada, do mojego pierwszego czuwania. Owego wieczora dokonało się całkowite moje oderwanie od zła – magii. Pod wpływem Boga rzucilem palenie (6 lat). Zniszczyłem (paląc) wszystkie materiały. Zacząłem spotykać się z grupa ludzi, co dzień adorując godzinę Miłosierdzia Bożego. Potrzeba zapłaty i odwdzięczania była silniejsza niż wszystko inne. Ale jakby tego było mało, Bóg dwukrotnie uratował mi życie. Od otrucia – w dniu rzucenia na kolana (20 tabletek psychotropowych na sen) – i kilka miesięcy później, gdy okazało się, ze mam krwiaka na mózgu (efekt rzucenia na kolana). Pośrednikiem była Matka Boska Gidelska (Mała Bazylika Dominikańska w Gidlach, 9 km od Radomska). I tak oto stałem się chrześcijaninem z krwi i kości. Przez 4 lata umacniałem się w wierze podążając droga, która – do dziś – wiedzie mnie Pan. Od mego duchowego zmartwychwstania zajmuje się nawracaniem zaślepionych – jak niegdyś ja – okultystów (…) Nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są od Boga.(…) Każdy duch, który uznaje ze Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga 1J. 4-1,2 – odsłaniając im podstępy złego ducha. Jestem rycerzem Armii Najdroższej Krwi Chrystusa i członkiem Bractwa Prawej Ręki – opartego na Pwt.17,10-14 i zbiorze cytatów z Nowego Testamentu – zajmującym się infiltrowaniem i krzewieniem wiary w środowiskach satanistyczno – okultystycznych. Ponieważ zadanie jest trudne jest nas nie wielu, ale wspierających nas modlitwa – setki „Wielka moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego”; Jk 5-16 Dzięki Bożej pomocy z łatwością wyodrębniamy z naszych szeregów naszych złych odpowiedników. Grzech z łatwością przychodzi każdemu człowiekowi, ale modlitwa i służba Bogu jest obca satanistom, dlatego zawsze będziemy mieli nad nimi przewagę.
„Nie znajdzie się pośród ciebie nikt kto by przeprowadzał przez ogień(…), uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary: nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. (…) Lecz tobie nie pozwala na to Pan, Bóg twój.” Pwt.17,10-14 Sadze, ze warto zagrać w I lidze Bożej i wyciąć w szeregach sług szatana wiodący do Zbawienia szlak dla tych z pośród wyznawców zła, którzy zdecydują się uratować życie i wieczność. Nie mamy prawa ich zostawiać na pastwę losu. Pamiętajcie, ze nasza wieczność zależy od tego ile uratujemy dusz. Nie możemy pozwolić sobie na staniecie przed Bogiem z pustymi rękami. (…) Jeśliby ktoś z was zszedł z drogi prawdy a drugi go nawrócił, niech wie, że kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi dusze jego od śmierci (…); Jk 5,19-20 Od tego ile zrobimy dla innych za naszego życia zależy to, ile od Boga dostaniemy po śmierci. „Dlatego weźcie na siebie pełna zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawda i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarcze, dzięki której zdołacie zgasić rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest Słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania.” Ef 6,13-18 „Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie.” Jk1,22
Paweł