Świadectwo zgubnej medytacji, joggingach, okultyzmie i grzechach nieczystych oraz o mocy jałmużny

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Mam na imię Michał i chciałem wam opowiedzieć o moim życiu i walce duchowej, jaką przeszedłem.

Urodziłem się w Mławie 1985 roku. Byłem słabym, chorowitym chłopcem. Chorowałem na astmę, skazę białkową i alergię, co spowodowało, że jako małe dziecko sporo czasu spędziłem w szpitalach. Choć dużo z tamtego okresu mojego życia nie pamiętam, prócz jednego dramatycznego zdarzenia, gdy bez narkozy zrobioną mi gastroskopię, to jednak pozostawiło to we mnie wiele lęków i zranień.

Jako dziecko byłem grzecznym chłopcem, wychowanym w wierzącej rodzinie, dbającej o to, abym był co niedziela w kościele. Choć niechętnie podchodziłem do odmawiania modlitwy i chodzenia do kościoła, to jednak od pierwszej Komunii św. do siódmej klasy byłem ministrantem. Główną przyczyną zaniedbywania modlitwy i niechęci chodzenia do kościoła było to, że nikt nie umiał mnie do nich zachęcić, a także to, że od małego dziecka interesowałem się filmami grozy, grami komputerowymi, które oddalały mnie od Pana Boga.

Pierwszy raz z okultyzmem i spirytyzmem spotkałem się jako dziecko. Z moją siostrą i jej przyjaciółką wywoływaliśmy duchy. Na nasze szczęście tylko raz i nic się w tedy nie wydarzyło.

Innym razem moja ciocia wróżyła mi za pomocą obrączki i nitki. Wróżba ta miała na celu ukazanie nam ile będziemy mieli dzieci i jakie po kolei. W życiu Cioci wróżba się sprawdziła, pokazała jej ile i jakie dzieci będzie miała po kolei. Sama obrączka z nitką tworzyła jakby prymitywne wahadełko i była poruszana przez jakąś siłę. Po tym jak się poruszała, ciocia stwierdzała, czy będzie to chłopiec czy dziewczynka.
Z wiekiem coraz bardziej oddalałem się od Pana Boga. Już w czwartej klasie szkoły podstawowej pojawił się narastający chaos wewnętrzny i pierwsze zniewolenia grami komputerowymi, a także pierwsze bluźnierstwa przeciwko Bogu, niechęć do własnego życia i jego negacja.

Przyczyną były zranienia w domu i nadwrażliwość na własnym tle. Za wiele z tych zranień oskarżałem Pana Boga i Go nienawidziłem, że mnie stworzył i że muszę cierpieć. Czasem coraz bardziej pogrążałem się w grzechu. Kłamałem, obniżyłem się w nauce, stawałem się coraz bardziej leniwy, a za wszystko oskarżałem innych nie siebie. Zacząłem popisywać się na lekcjach, pyskować nauczycielom.
Gdy byłem mniej więcej w szóstej klasie rodzice kupili antenę satelitarną i wtedy uzależniłem się od programów pornograficznych, które sprawiły, że zacząłem się od młodego wieku masturbować. Pojawiły się pierwsze kradzieże w sklepie i podkradanie rodzicom pieniędzy, a w czasie liceum także gościom, którzy odwiedzali nasz dom, szczególnie, kiedy Tata był starostą jednego z średnich miast Polski.
W 7-8 klasie pojawił się alkohol i muzyka rockowa, coraz bardziej się buntowałem, pomimo że Rodzice dawali mi i mojej siostrze dobry przykład. Od małego troszczyli się o nas wychowując według swoich zasad.

Potem przyszły czasy liceum, trafiłem do bardzo fajnej klasy, w której byli sami dobrzy uczniowie. Zaprzyjaźniłem się tam ze wszystkimi, a w szczególności z grupą dziewczyn i dwoma przyjaciółmi. Z jednym z nich zacząłem regularnie chodzić do barów, nadużywać alkoholu, a z byłym chłopakiem mojej siostry zacząłem palić marihuanę, zaniedbując się przy tym coraz bardziej w nauce – do średniej 2,2 w pierwszym semestrze drugiej klasy.

W pierwszej klasie zauroczyłem się, a w drugiej już zakochałem w mojej przyjaciółce, która mnie nie chciała i od tego momentu zaczął się najciemniejszy okres mojego życia. Walczyłem o nią ponad rok, coraz bardziej nienawidząc siebie i Boga, że nie mogę z nią być, ani się odkochać. Dopiero w trzeciej klasie, gdy powiedziano mi, że przyczyną tego, że mnie nie chce, jest inny chłopak, zrozumiałem, że jeśli kogoś się prawdziwie kocha, to stawia się taką osobę przed sobą i postanowiłem, że to ja będę cierpiał, a jej dam spokój.

W tamtym okresie zwróciłem się w stronę muzyki satanistycznej głównie Kata. Choć na początku bardzo się bałem słuchać takiej muzyki, szczególnie był to strach przed rodzicami, dla których wiara i miłość do Boga była czymś bardzo ważnym, i nie do pomyślenia było, aby syn mógł pomyśleć o tym, aby być satanistą. A ja byłem w coraz większym mroku, coraz dalej do Boga, w coraz większym grzechu myśląc już o śmierci. Zwróciłem się wtedy do szatana, aby mnie opętał, abym mógł odebrać sobie to żałosne życie – jak wtedy myślałem, pogrążając się w coraz większym chaosie.

Teraz, gdy patrzę z perspektywy czasu, dostrzegam przeogromne miłosierdzie Boże, jakim Bóg mnie obdarzył. Byłem wówczas grzesznikiem: od wielu lat masturbującym się, pijącym w ogromnych ilościach alkohol, palącym marihuanę, pyskującym rodzicom, nauczycielom, zwracającym się do szatana, aby go opętał, zabił i zniszczył. I ja, taki grzesznik, w momentach, kiedy myślałem o samobójstwie, dostawałem myśli pocieszenia, że inni mnie kochają, że życie ma sens. Głos, który w mojej duszy to mówił, był pełen miłości i współczucia. Nie wiem czyj był to głos Boga Ojca, Ducha Świętego, Pana Jezusa, czy też anioła stróża jednak ratował mi życie. Jednak szatan sprowadzał inne myśli, a moja dusza pogrążona w chaosie nie umiała rozpoznać Boga i nawrócić się.

Co niedziela byłem w kościele, ale nienawiść do Boga rosła i przyszedł czas, że nie umiałem słuchać Mszy świętej lecz zacząłem słuchać muzyki satanistycznej w kościele. W zeszytach rysowałem gwiazdy satanistyczne, odwrócone krzyże i coraz bardziej oddawałem cześć diabłu pisząc mroczne wiersze pełne zagubienia. Jakby tego było mało, znajomi postawili mi karty Tarota i wylosowałem swoją kartę – był nią pajac i do tego zacząłem sobie wróżyć z papierka od gumy. Co gorsza wróżby się sprawdzały i określały mój stan emocjonalny. Zły miał mnie już w swoim ręku.

Pewnego dnia, gdy wracałem po wagarach do domu, moja Mamusia dostała telefon ze szkoły, że znowu w niej nie byłem. Choć kilka miesięcy wcześniej za wagary bardzo dostałem od mojego Taty, to wtedy wywołało mój jeszcze większy gniew. Jednak tym razem zamiast batów zobaczyłem łzy mojej Mamusi, które uświadomiły mi, że nie tylko ja cierpię i postanowiłem się zmienić.

Moja Mamusia cały czas w tamtym okresie modliła się za mnie na Różańcu. Wiedziała, że jestem bardzo daleko od Boga i dzięki niej przestałem słuchać muzyki satanistycznej. Na szczęście przyszła trzecia klasa. W trakcie trwania tego roku szkolnego poznałem swoją byłą dziewczynę, która przyniosła mi wiele światła. Zakochałem się na nowo, choć od początku mnie nie chciała, gdyż był inny chłopak, który jej się w tedy bardzo podobał, to jednak jej nie chciał i tak powoli się ze sobą zaprzyjaźniliśmy.

Dla niej obciąłem długie włosy, które na studiach jeszcze dwa razy zapuszczałem. Choć sama była niewierząca, w tamtym okresie przyniosła mi na nowo Pana. Uwierzyłem w Boga, lecz do mojego nawrócenia i życia w czystości było jeszcze bardzo daleko. Rozmowy z nią, a także pełne zaufanie, przyniosło mi wiele radości i oczyszczenia. Nadal jednak nie wiedziałem, jak poważnie zostałem zniewolony przez złego, że ma aż taki duży wpływ na mój umysł, który był poważnie chory, lecz nie zdawałem sobie z tego sprawy.

Dzięki niej przestałem pić w dużej ilości alkohol, przestałem palić marihuanę. Jednak byłem nadal zniewolony masturbacją i grami komputerowymi. Nasz związek zrodzony z czystej przyjaźni, szybko został splamiony moimi nieczystościami. Szybko do głosu doszły moje instynkty i splamiłem ją moimi grzechami. Nie umieliśmy panować nad swoimi namiętnościami. W naszym związku dwa razy ze sobą zrywaliśmy, a okres kilkumiesięczny między naszymi związkami był dla mnie okresem najszczęśliwszym w moim życiu. Łączyła nas w tedy czysta miłość pozbawiona fizyczności, mojego popsutego od masturbacji i innych grzechów charakteru. W tedy zacząłem zbliżać się do Boga i zakochiwać się w Nim. Był to okres intensywnego myślenia i zdawania sobie sprawy z tego, co było złe w moim życiu.

Do dziś pamiętam jej głowę leżącą na moich kolanach i łzy szczęścia spływające po policzkach z radości i bliskości tak głębokiej, że aż nie do opisania oraz dziękczynienia Bogu za taką chwilę. I znowu ze sobą byliśmy, powróciły namiętności i grzech. Im dłużej trwał związek, tym więcej było żądzy i egoizmu z naszych stron. Szatan nas sobą zniewalał, aż do rozpadnięcia naszego związku. A przyczyną było wyjawienie przeze mnie tajemnicy i głębokie przez to jej zranienie. Doszedłem do wniosku, że nie jestem jej wart i przestałem o nią walczyć. Tej lub innej nocy, miałem dwa razy podobny sen, że śpię z nałożnicami, które były demonami, dwa razy zrywały mnie z łóżka. W tedy pierwszy raz od dawana myślałem o czystości i o tym, że to żądze zniszczyły mój związek, że masturbacja jest czymś złym i zwróciłem się do Boga o pomoc, modląc się do Niego.

Po rozpadzie naszego związku przez dłuższy czas nie mogłem dojść do siebie. Było mi bardzo źle i coś w mojej osobie umarło. Działo się to wszystko w listopadzie czwartej klasy liceum. Potem przyszła Wigilia w szkole i życzenia, które składałem były pełne uwielbienia Boga, aż jedna z moich przyjaciółek spytała czy czasem nie wybieram się do seminarium, ponieważ tak pięknie mówiłem o Panu. Jednak wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to dopiero początek walki o uwolnienie się od wpływu szatana i że będzie jeszcze wiele upadków.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałem o tym, że jestem przez niego dręczony, że moje zniewolenia, a w szczególności masturbacja tak bardzo oddalają mnie od Jezusa. W tamtym okresie oddalało mnie jeszcze od Boga czytanie niewłaściwych książek: głównie Paulo Coelho i innych, z którymi zerwałem dopiero w czasie egzorcyzmów, do których była jeszcze bardzo daleka droga.
Dziś wiem, że jest wiele niewłaściwych książek, które kryją się pod pięknymi tytułami, a przynoszą ogromne spustoszenie duchowe, dlatego warto przemyśleć, co się czyta i jacy się szarlatani pod nimi znajdują i sięgać jedynie po duchowość chrześcijańską.

Po maturze dostałem się na studia do Olsztyna, o których marzyłem. Tam oderwałem się od przyjaciół, którzy poszli do innych miast i zostałem sam. Nie umiałem i nie chciałem nawiązywać nowych przyjaźni, szczególnie, że ludzie z mojego roku nadużywali alkoholu i imprez, a ja chciałem wewnętrznego pokoju. Na początku moich studiów nie mogłem za klimatyzować się w nowym miejscu i nowej sytuacji, brakowało mi moich przyjaciół, z którymi miałem głównie kontakt przez telefon. Na uczelni miałem problem z matematyką i fizyką, a wewnętrznie nie dostrzegałem choroby umysłowej i głosów, które słyszałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że toczy się bitwa o moją duszę.

Były momenty, kiedy wielbiłem Boga. Szczególnie w akademiku, wieczorami słuchając pięknej religijnej muzyki, wielbiłem Jezusa i wyznawałem, że jest moim Panem, modląc się i płacząc ze szczęścia. Walczyłem wtedy ze zniewoleniami, a jednocześnie, gdy zapominałem o modlitwie, upadałem i wpadałem w coraz większą ciemność.