Świadectwo zgubnej medytacji, joggingach, okultyzmie i grzechach nieczystych oraz o mocy jałmużny

Poszliśmy do banku i okazało się, że wróżba okazała się prawdziwa, a dwukrotnie wyciągnąłem kartę, która się sprawdziła. W nocy wsiadłem do pociągu i wróciłem do siebie. Tam nadal ćwiczyłem, lecz teraz coraz bardziej, silniej doświadczałem fizycznych cierpień. Zacząłem bluźnić na Ojca w Niebie, za to, że doznaję bólu.

Tak mijał czas wakacji i powoli przygotowałem się do piątego roku studiów. Nie dostałem się do akademika i zamieszkałem z dwoma kolegami z liceum. Oni bardzo dużo pili i nadużywali narkotyków, głównie marihuany, a ja mając mało zajęć na piątym roku miałem bardzo dużo czasu na medytację i ćwiczenia, po których prowadziła mnie wtedy jeszcze nie zdefiniowana siła.

Zacząłem bardzo dużo pościć przez kilka dni nie jeść i nie pić, aby jak najwięcej doświadczać mocy, a także doświadczyłem obsesji na punkcie mojego zdrowia. Straciłem kontrole nad moim ciałem i umysłem. Potrafiłem wyczuwać to, co się stanie. Chodząc na uczelnię byłem ciągle w transie.

Coś mnie ciągle prowadziło, byłem jakby oderwany od ciała. Było to moje ciało, a jednocześnie nie było pod moją kontrolą. Potrafiłem bez zatrzymania iść i bez patrzenia na światła ruszać, wiedząc, w którym momencie pojawi się zielone światło, w sklepie trafiać na towary, których wcześniej nie widziałem, a potrzebowałem, coś mnie do nich prowadziło. Także idąc do kolegi na mecz nie wiedząc, gdzie on mieszka, jakaś siła mnie do niego zaprowadziła. U siebie, w czasie połowów, wyczuwałem, w których miejscach znajdują się ryby, które odławiałem podbierakiem. Zabijając je czerpałem z nich moc. Byłem w obsesji, ciągle pobudzony, opętany diabelską mocą.

Na uczelni, w mieszkaniu, ciągle oddawałem się ćwiczeniom, które ukazywał mi mój przewodnik duchowy, choć go nie widziałem, to ciągle on miał pod kontrolą moje ciało i mój umysł. Ćwiczenia te miały na celu otwarcie czakramów, było to stanie na głowie i inne fizyczne ćwiczenia, a także w dużej mierze panowanie nad oddechem, zatrzymywanie go i bardzo gwałtowne oddychanie.

Jednocześnie spotykałem się z moją byłą dziewczyną, zacząłem jej mówić, że chyba jestem opętany. Ona widziała, że coś bardzo złego się z moją osobą dzieje, a jednocześnie nie umiała mi pomóc. Potem, gdy odjechała, zapaliłem z kolegami, z którymi mieszkałem szałwię boską – najsilniejszą roślinę halucynogenną. Wtedy głosy mówiły mi, że jestem archaniołem Michałem i tak osiągnąłem totalne dno. Później nie mogłem się ruszać, coś jakby wgniotło mnie w podłogę.

Mijały dni, a ja ciągle do końca nie umiałem sobie uświadomić tego, że potrzebuję pomocy Pana Boga, a jednocześnie cierpiałem coraz bardziej fizycznie i psychicznie. Byłem już dawno oderwany od łaski Bożej, pogrążony w śmiertelnych grzechach. Czytałem niewłaściwe książki, głównie o pseudo duchowości, a w zasadzie o duchowości demonicznej, o tematyce szamanistycznej, a także o religiach indiańskich i Dalekiego Wschodu.

Mojej byłej dziewczynie kupiłem książkę ze skrótem 50 książek o duchowości i z niej zacząłem czerpać tytuły do czytania i autorów, których chciałem przeczytać. W zasadzie głosy, które do mnie mówiły, chciały abym się z tymi książkami zapoznał. W tej książce nie było nawet jednego tytułu chrześcijańskiego, wszystkie były orientalne, a ja nawet nie zwróciłem na to uwagi i chłonąłem jak gąbka ich treść. Jeszcze bardziej się gubiąc duchowo, jeśli jeszcze było można.

Zacząłem również medytować do tapet w laptopie, które przedstawiały Buddę i Mahawire. W Internecie czytałem i medytowałem na wszystkie postacie z innych religii, a moje oczy wywracały się albo do dołu albo do góry. Na szczęście Pan podał mi swoją rękę i coraz bardziej myślałem o tym, by poprosić o pomoc księdza egzorcystę.

Raz widziałem wir, gdzie anioł jasności walczy z aniołem ciemności. Zbliżał się wtedy okres Bożego Narodzenia i postanowiłem iść do Spowiedzi, ponieważ już bardzo dawno u niej nie byłem. Wchodząc do kościoła usłyszałem głos: „Dziękuję Michale, że przyszedłeś”- był to głos pełen miłości. Wyspowiadałem się i przyjąłem Pana Jezusa. Poczułem spokój. Gdy wyszedłem z kościoła usłyszałem głosy, także dostrzegłem, że mam zniszczony umysł. Wiele rzeczy zaczęło wtedy w mojej osobie bluźnić.

Na Święta wróciłem do domu, a na Sylwestra pojechałem do mojej byłej dziewczyny. Tam znowu zgrzeszyliśmy i wtedy głosy, które słyszałem znowu się nasiliły. Zaczęły mnie dręczyć, a jednocześnie chciały mnie doprowadzić do śmierci. A ja biernie spełniałem ich wolę i to, co mówiły wypełniałem.
Byłem również z nią w kościele, ale nie mogłem patrzeć na Ciało naszego Pana, tzn. Eucharystię, bo moje oczy wywracały się do góry i jakaś siła mnie dusiła. Potem kupiłem w Krakowie książkę, która była autobiografią jogina. Zacząłem ją czytać jadąc z Krakowa do Olsztyna, znowu wciągnąłem się w jej treść. Medytowałem na zdjęcia oświeconych joginów, miałem sny z nimi, kiedy zastanawiałem się, czy mogę na nich medytować. Zacząłem medytować także na Pana Jezusa i Królową Nieba. Zły chciał do mnie powrócić, oferując mi moc.

Nadal ćwiczyłem, ale już nic mnie nie prowadziło. Spełniałem jedynie myśli, które podsuwał mi zły. Nadal bardzo dużo się masturbowałem, moje człowieczeństwo było bardzo pogwałcone, niczym się nie różniłem od zwierzęcia. A jednocześnie nieskończenie dobry Bóg walczył o moją duszę.
Kilka razy Zły prawie doprowadził do mojej śmierci: słuchając go, mało co nie wpadłem pod samochód, raz oddychając straciłem przytomność i uderzyłem tyłem głowy o wannę. Zacząłem mieć myśli, że Bóg jest energią. Byłem całkowicie oddalony od Jezusa. Jedynie nie mogłem zapomnieć o Najświętszej Pani.
Zwiększała się moja obsesja na punkcie własnego zdrowia. Głosy mówiły, abym pościł, a ja pościłem strasznie wyniszczając swoje zdrowie. Bardzo schudłem, a jednocześnie po tym, bardzo dużo jadłem i piłem.

Głosy mówiły, że mnie uzdrawiają. Nadal ćwiczyłem medytacje i ćwiczyłem, ale zły duch już nie kierował mym ciałem, jedynie do mnie mówił i chciał znowu mieć kontrolę nad moją osobą. Oferując mi moc chciał do mnie powrócić.

Zacząłem się również modlić, a w zasadzie prosić o pomoc Boga, którego zły przedstawiał jako kosmiczną siłę. Na moje szczęście w mieszkaniu, w którym mieszkałem wisiał obraz Najświętszej Pani i Najświętszego Pana i zacząłem prosić ich o pomoc, bo sam nie wiedziałem, co mam czynić, aby móc się z tego wyplątać.

Tak mijał czas, a ja byłem w biernym punkcie. Przychodziły myśli, że potrzebuję egzorcysty, a jednocześnie za chwilę popełniałem kolejne śmiertelne grzechy. Z domu przywiozłem do Olsztyna do mieszkania obraz Pana Jezusa i Maryi, zacząłem na niego medytować, a jednocześnie z lęków, które opanowały moją duszę, zacząłem z nim chodzić się myć i spać.

Zacząłem również częściej chodzić do kościoła, jednak nie modliłem się, a medytowałem. Pewnego razu w modlitwie i w rozpaczy przyszła do mnie pewna kobieta, która się przy mnie zaczęła kręcić, wydawało mi się, że również jest opętana. Bardzo dziwnie się zachowywała. Patrzyła się na mnie i chodziła dookoła mnie.

Któregoś dnia pojechałem do kolegi ze studiów. Miał on wahadełko i za jego pomocą pytałem się, czy dręczy mnie szatan, ono pokazało, że tak. Kolega kilka lat temu również był u egzorcysty, ale nie u księdza egzorcysty tylko u świeckiego, który był medium, gdyż też miał problem duchowy i od tamtego czasu używa wahadełka.

W tedy jeszcze sobie nie zdawałem sprawy, że w Polsce jest wielu pseudoegzorcystów – to znaczy świeckich, którzy podają się za egzorcystów, a są w rzeczywistości szarlatanami żerującymi na biednych ludziach. Używając wahadełka połamałem kolejny raz pierwsze przykazanie Boże. Tak znowu niby w słusznej sprawie sięgnąłem po okultyzm.

Tak minął okres od Sylwestra do końca semestru. Wróciłem do domu i przyjechała do mnie moja była dziewczyna. Znowu złamaliśmy przykazania, jednak tym razem były już hamulce z mojej strony dotyczące mojej osoby. Chciałem jedynie jej zrobić przyjemność, nie chciałem swojej. Po tym zdarzeniu zszedłem na dół, gdzie wisiał obraz Najświętszej Pani i znowu wiedziałem, że źle zrobiłem. Jednak myśli i głosy zrobiły swoje.

Potem pojechaliśmy na bal, gdzie trochę wypiliśmy i znowu zacząłem wchodzić w trans, oddawałem się sile. Tak minęła przerwa między semestralna. Wróciłem na uczelnię, tam z powrotem zacząłem chodzić do kościoła, a w mieszkaniu medytować i ćwiczyć tak jak chciały głosy.


Nasze intencje modlitewne: