Światopoglądy orientalne w edukacji?

"Błąd antropologiczny" i ryzyko bałwochwalstwa

Podsumujmy nieco nasze obawy. Akupunktura i akupresura leżą u podstaw Kinezjologii Edukacyjnej, a także Dotyku dla Zdrowia. Większość lekarzy nie przyjmuje akupunktury (co widać było na podstawie stosunku lekarzy do prof. Garnuszewskiego, propagatora tej metody w Polsce), podobnie jak homeopatii i jej cudownej, kosmicznej vis vitalis. W tym przypadku – bardzo podobnym do homeopatii – mamy do czynienia z analogiczną energią qi, która krąży rzekomo w kosmosie, ma charakter jakby boski. Jest to otwarta droga do bałwochwalczego ubóstwienia energii kosmicznej, która płynie rzekomo w czakramach i meridianach. To prawda, że prowadzi się badania nad meridianami, ale także w tej materii można spotkać sprzeczne opinie wśród samych badaczy tej rzeczywistości, o czym była już mowa.

Od elementarnych, problematycznych zresztą, badań nad meridianami do pewności poznawczej jest daleka droga. Tym bardziej więc, gdy chodzi o praktykę czy konkretne działania. Zwłaszcza gdy chodzi o konkretne ingerencje korekcyjno-pedagogiczne, a czasem paramedyczne. To przejście jest jednak kuszące i łatwe, skoro energia "qi" decyduje zarówno o rozwoju, jak i o zdrowiu, które jest jego częścią. Stąd pochodzi dziwny maksymalizm obietnic zdrowotno-rozwojowych wyrażony w języku nowomowy, przypominającym religijne obietnice zbawienia.

Zadziwia również w Kinezjologii akceptacja pustki antropologicznej, egzystencjalnej i duchowej, płaski redukcjonizm okradający człowieka z tego, co w nim najważniejsze: dramatyzmu personalistycznie pojętej wolności, decydującej o zbawieniu wiecznym. Podobny redukcjonizm Jan Paweł II nazwał "błędem antropologicznym". Pogłębiają to wszechobecne myślenie pozytywne czy ideologia wszechmocy mózgu (przejęte także z NLP), uniemożliwiające egzystencjalną refleksję nad własną słabością czy grzechem, który byłby – w wielu przypadkach – właściwą przyczyną chorób czy zaburzeń nerwowych (zgodnie z chrześcijańską wizją zdrowia i choroby).

Instruktorzy Kinezjologii zachowują się zbyt pewnie, jak niedoświadczeni narciarze na nieoznaczonym stoku. Nie chcą objawiać wahań czy rozterek. Poruszają się z dziwną pewnością w obszarach niewidzialnej i nieweryfikowalnej "Energii", zawierzając mocno – jak po katechizmowym wykładzie – dogmatom o transpozycji czy mediacji mięśniowej w tym dziwnym poznaniu ("test mięśniowy"). Taka mediacja przypomina doświadczenie mediumiczne, w którym szuka się złudnej pewności. "Test mięśniowy" przypomina tu test przy pomocy różdżki czy raczej wahadełka (typowy instrument medialny) – także gdy chodzi o podobny błąd zaufania tak problematycznemu – z samej istoty – sposobowi poznawania.

Mamy tu całkowity priorytet "energetycznej wizji człowieka", którego władza przejawia się w manipulacji meridianami. Oto "człowiek – bóg", "homo energeticus", który posiada władzę nad zdrowiem i chorobą, prawie nad życiem i śmiercią. Nieprzypadkowo wielu kinezjologów traktuje "test mięśniowy" jako rodzaj mediumicznego i absolutnego poznania. Jest on używany na sposób "wróżbiarski" jako "poradnik" w różnych sprawach codziennego życia.

Mimowolna popularyzacja okultyzmu i pseudonauki

Według licznych świadectw byłych instruktorów Kinezjologii Edukacyjnej, na wysokim szczeblu tej organizacji czci się także dzieci Indygo, "boskie dzieci" Nowej Ery, o rzekomo wyższym stopniu ewolucji i rozwiniętych zdolnościach paranormalnych. W podobnym duchu niektórzy kinezjolodzy propagują "karty energetyczne" (za 800 dolarów sztuka), których dotknięcie usuwa ból, leczy ponoć wszelkie choroby. Oto przekaz "boskiej energii", oto spełniona wizja liderów New Age. A także zrealizowana pokusa przekraczania wszelkich granic.

Mimo że Paul Dennison odżegnuje się od New Age, struktura myślenia kinezjologicznego nieuchronnie przyciąga analogicznie bezgraniczność aspiracji ruchu Nowej Ery. Energia "qi" jako wszechobecna kosmicznie nie może stawiać sobie granic. Ona wszystko może. Trzeba ją tylko odblokować. To samo bałwochwalcze myślenie występuje we wszystkich rodzajach okultyzmu, zawsze opartym o podobną "bezgraniczność" ("wszechmoc") Energii, różnie nazywanej, ale zawsze jakoś ubóstwianej. To właśnie sprawia pomieszanie pojęć i przyciąganie się różnych okultystycznych i pseudonaukowych teorii.
Z tych racji instruktorzy Kinezjologii Edukacyjnej próbują się otwierać na inne terapie, już wyraźnie okultystyczne lub pseudonaukowe. Instruktorzy są przeważnie uczciwi i nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich działań. Popularyzują jednak NLP, Metodę Silvy, terapię B. Hellingera (por. ks. A. Posacki, "Zdrada Berta Helingera", 21.04.2006), reiki, polarity, terapię czaszkowo-krzyżową (opartą na chiropraktyce) i wiele innych teorii, gdyż struktura myślenia jest tu wszędzie podobna. Według antropologii okultystycznej, "ciało eteryczne" składa się także z kanałów energetycznych, zwanych meridianami, i czakr (centrów "energii psychicznej"). Medytacja "trzeciego oka" (oparta o czakrę o tej nazwie, którą się uaktywnia w Kinezjologii), to znana technika medytacyjna, stosowana przez hinduskich joginów (M. Eliade). Celem tej medytacji jest otwarcie drzwi do transcendentalnego świata oraz mocy i boskości, jak również opuszczenie ciała ("podróż astralna"), co praktykuje się w wielu sektach orientalnych.

R. Monroe, słynne medium i autor znanych także w Polsce pozycji opisujących jego przeżycia podczas odbywanych "podróży astralnych", także zajmuje się problematyką współpracy półkul mózgowych, tematu kluczowego dla Kinezjologii. Jest on zdania, że podczas przygotowania do "podróży astralnej", prowadzącej do nawiązania kontaktu z istotami duchowymi, "cała sztuczka polega na tym, aby zmusić prawą i lewą część mózgu do równoczesnego i zsynchronizowanego działania" ("Najdalsza podróż", Bydgoszcz 1998, s. 113).

Katolickim postulatem, wyrażonym przez Kongregację Nauki Wiary, jest odróżnianie technik medytacyjnych czy uzdrowicielskich od kontekstu światopoglądowego. Sama medycyna chińska jest uwikłana światopoglądowo i kultycznie. Jest to rodzaj "świętej medycyny", o nieusuwalnym kontekście religijnym czy inicjacyjnym. Jeżeli instruktorzy Metody Dennisona chcą być "naukowcami" czy "pedagogami", muszą sobie przemyśleć problem granic metodologicznych. Nie można gloryfikować rzeczy niepewnych, opartych ponadto na jakiejś metafizyce kosmosu, której nie da się zweryfikować. Nie należy też popularyzować technik czysto okultystycznych, które łatwo się doczepiają, ze względu na wewnętrzne podobieństwa i metodologiczny bałagan.

 

ks. Aleksander Posacki SJ

Artykuł pochodzi z Naszego Dziennika z dnia 2006-09-23.

 

Możliwość komentowania została wyłączona.