„Oto daję ci moją Matkę. Zaufaj mojej miłości”

Wolność w działaniu i środowisko, w którym przebywałem coraz częściej stawały się polem do nadużyć. Rozstałem się z ruchem oazowym, a związałem z kolegami z ostatnich ławek. To wtedy, w drugiej klasie, po raz pierwszy zapaliłem marihuanę oraz haszysz. Zacząłem palić coraz częściej, w dodatku pojawiła się amfetamina. Narkotyki zażywałem w szkole i poza szkołą. Bardzo szybko pojawiły się inne środki typu alkohol, papierosy, leki psychotropowe, sporadycznie nasiona bielunia. Z perspektywy czasu widzę niesamowite tempo wchodzenia w świat uzależnienia. Kompleksy i zranienia, zamknięcie się w sobie, nieumiejętne stawianie czoła trudom, stały się podłożem do ucieczki od tego wszystkiego. Taki sposób odreagowania stał się mi w pewnym sensie wygodny. Te stany – odurzenia substancjami psychoaktywnymi oraz muzyką trance i house oraz praktyki ezoteryczne, stały się odskocznią od rzeczywistości. Gromadziłem zło, oddawałem coraz to większe sfery mej egzystencji, nie mając wiedzy i poznania prawdy, bardziej pogrążając się w grzechu i zniewoleniu. To tak, jakbym podminowywał teren wokół siebie, zbierając materiał wybuchowy, kładąc minę obok miny, bombę przy bombie, nie zdając sobie świadomości, że dojdzie do chwili, kiedy iskra, spowoduje eksplozję – a ta zrujnuje życie, nie tylko moje. Wystarczyło poczekać, a konsekwencje staną się tragedią, rodzinnym dramatem.

Rodzice dość szybko zauważyli zmiany w mej postawie, zachowaniu i wyglądzie. Zaczęli reagować, podjęli próbę dialogu, który zdecydowanie odrzucałem, nieustannie zaprzeczając wszelkim wysuwanym podejrzeniom i zarzutom. Jednak moje oczy, reakcje, woń papierosów i alkoholu mówiły same za siebie. W dodatku rozregulowany stan psycho – emocjonalny, agresja, stany depresyjne, zaburzenia snu – stały się powodem, by szukać skutecznej pomocy. Dzięki Bogu nie potrzebowałem wiele czasu, aby zdać sobie świadomość, że znajduję się w okropnym stanie, czyniąc wiele spustoszenia w życiu osobistym oraz rodzinnym. Modlitwy i rozmowy przyniosły pewien efekt, zacząłem zbliżać się do Boga, do Kościoła, wchodzić w życie oparte na modlitwie.

Pierwszą osobą, która wyciągnęła do mnie rękę był młody kapłan, który prowadził krąg biblijny. Zachęcony przez Rodziców, wspólnie z nimi brałem udział w spotkaniach. Ksiądz Mirosław był bardzo znany, gdyż był mistrzem Europy w sztukach walki. Znając moją sytuację, zapewniał mi pomoc – spotykaliśmy się na rozmowach, załatwialiśmy razem różne sprawy, jeździliśmy samochodem. Odrywał mnie od lenistwa i towarzystwa, prowadził mój indywidualny trening, zapoznając z technikami walki i samoobrony. Później, jako instruktor, będzie prowadził największą w Jastrzębiu szkołę samoobrony, w której ćwiczeniabyły oderwane od praktyk wewnętrznych, medytacji. Dodatkowo szkoła była „chrześcijańska”, gdyż istniała za wyraźną aprobatą i osobistym błogosławieństwem księdza arcybiskupa, który był przy otwarciu.

Byłem zadowolony, że znalazłem pomoc, mogłem rozwijać się duchowo i fizycznie, usprawniać organizm, a wszystko pod okiem księdza, który działa „w zgodzie” z Kościołem…

Związaliśmy się także z grupą odnowy w Duchu Świętym w Czyżowicach, choć na krótko. Zbawiciel powoli otwierał przed nami rzeczywistość, jakiej nie znaliśmy, rozpoczął się proces uwalniania i uzdrawiania. W naszym życiu rodzinnym zaczęły zachodzić zmiany: częstsze uczestnictwo w Eucharystii, spotkania modlitewne, wyjazdy na kongresy odnowy. Rozpoczęło się wspólne poznawanie i zgłębianie skarbów Kościoła.