Ojciec ubogich – Święty Marcin de Porrès


Cuda

Chociaż święty Marcin de Porrès jest szczególnie znany i ceniony za cuda, które zdziałał jeszcze za swojego życia, ich właściwa liczba jest niemożliwa do skatalogowania, a tym bardziej zmieszczenia w tak krótkim opracowaniu jego biografii. Często okazywał niesamowitą wręcz znajomość ludzi, drzemiących w ich sercach sekretów, ich potrzeb, a nawet i ich przyszłych losów. Przynosił biednym jedzenie w koszyku, który rzadko widziany był pusty. Posiadał dar uzdrawiania. By towarzyszyć innym, przechodził przez zamknięte drzwi i przemierzał olbrzymie przestrzenie – i to do tego stopnia, że pojawiał się w dwóch miejscach w tym samym czasie. 

Jeśli te przykłady wydają się zbyt odległe od naszych pełnych niedowierzania czasów, spójrzmy na przykłady współczesnych świętych, takich jak Ojciec Pio czy Matka Teresa z Kalkuty. Bóg zdaje się chodzić ręka w rękę ze swymi ukochanymi dziećmi, zsyłając przez nich deszcz niesamowitych przysług i przychylności na resztę nas, biednych grzeszników. Święci i święte nigdy nie opisują tych mocy jako swoje własne, i na tym polega ich sekret: na całkowitej ufności w Bogu dla dobra dusz.

Poniższe historie przedstawiają jedynie kilka z licznych cudów zapisanych w ciągu życia świętego Marcina.

Przez zamknięte drzwi

Pewnej nocy brat Mateusz de Barasa był bliski śmierci. W tym stanie zaczął wypytywać o Marcina. Ponieważ jednak nowicjat był osobnym miejscem, zamkniętym i pilnie strzeżonym przez mistrza nowicjatu, odźwierny pośpieszył po klucz. Kiedy powrócił, by powiadomić chorego, że może już udać się po Marcina, zaskoczył go widok poszukiwanego zakonnika, który z niezwykłym spokojem ducha pocieszając umierającego młodzieńca, na którego ustach błądził uśmiech. Z czasem stało się to normą w klasztorze, że drzwi, nawet zamknięte na klucz, nie powstrzymywały Marcina przed jego działalnością i miłosierdziem.

Duchowa intuicja

Marcin kierował się nadzwyczaj dokładnymi przeczuciami w przebiegu choroby swoich pacjentów. Według osób postronnych odróżniał od razu osoby, które miały wyzdrowieć, od tych, którymi nie dane było cieszyć się tą łaską. W rzeczy samej narzekających na rzadkie jego wizyty uspokajał: 

– Nie martw się. Jeśli nie widzisz mnie często przy twoim łóżku, to znak, że twoje zdrowie nie jest zagrożone.

Zgromadzenie zaczęło dostrzegać w zachowaniu brata de Porrès pewną regularność i szybko stało się ono rodzajem barometru wskazującego los zmarłych mnichów po śmierci. Marcin albo przekonywał żarliwie do modlitwy za duszę zmarłego, albo milknął z wyrazem radości na twarzy.