Ojciec ubogich – Święty Marcin de Porrès

 

Kuszony przez szatana

Zły, rzecz jasna, nie mógłby przegapić takiej sytuacji. Pewnej nocy Marcin śpieszył się do szpitala. Niosąc ze sobą niemały ciężar, zapalony koksownik i przybory medyczne, postanowił skrócić swoją drogę. Klatka schodowa, którą wybrał, znajdowała się w tak złym stanie, że uznano ją za zagrażającą bezpieczeństwu przechodniów i opuszczono. O ile więc zakonnik wiedział, że nie powinien tego robić, nie spodziewał się, że spotka tam potwora.

– Co tu robisz, pomiocie Szatana!

Złowroga zjawa odpowiedziała Marcinowi, że jej zamiarem było zniszczenie duszy świętego i odmówiła rozkazowi opuszczenia jego boku. W obliczu tak oczywistego zagrożenia Marcin odłożył swój dobytek na ziemię, wyciągnął swój pas i ruszył w kierunku demona. Ten przestraszył się niespodziewanego ataku i przyczaił się w cieniu, z którego wypełzł. Dostrzegłszy to, święty chwycił rozpalony węgiel i z jego pomocą wykonał znak krzyża na pobliskiej ścianie. Demon uciekł. Następnego dnia Marcin powrócił w to miejsce, zawiesił drewniany krzyż w miejscu narysowanego i upewnił się, żeby w pobliżu schodów zawsze palił się ogień.

W pewnym momencie zwierzchnicy Marcina postanowili umieścić w jego celi towarzysza, brata Fulano de Miranda. Ten to zakonnik obudził się w środku nocy, słysząc głośne huki, ryki i jęki. Szybkie przeszukanie pomieszczenia wzrokiem nie wykazało żadnego nieporządku; to sprawiło, że zaczął podejrzewać jakąś demoniczną obecność. Wtem, jak stosownie ilustruje samo to wyrażenie, rozpętało się piekło. Ściany zatrzęsły się i wybuchły płomienie, wypełniając pokój dymem. Brat Fulano nie mógł swobodnie oddychać. Zamykając oczy w przestrachu, krzyknął do Marcina, by nie pozwolił mu się udusić. Jednak Marcin, który potrafił rozpoznać diabelskie sztuczki, kazał mu się uspokoić i zachować ufność w Boże wstawiennictwo. Poprosił go o otwarcie oczu. Piekielna iluzja minęła bez śladu; nie było żadnego pożaru, nic nie ucierpiało, wszystko stało w największym porządku jak wcześniej.

Ten incydent stał się obiektem zażartych dyskusji i został doniesiony do uszu ojca Andrzeja de Lison, który sprawował w tym czasie funkcję mistrza nowicjatu, a szanowany był szczególnie za swoją inteligencję i zdrowy rozsądek. Wypowiedział się wówczas:

– Wierzajcie mi, ten skromny brat to wielki święty! Powinniście darzyć go szacunkiem i naśladować jego zachowanie. Straszne wydarzenia, których opis właśnie usłyszałem, są świadectwem jego mocy nad demonami. Z pewnością nie była to pierwsza okazja, w której jego świętość – a zwłaszcza czystość i wiara – zwyciężyły zastępy piekielne!