Świadectwo zgubnej medytacji, joggingach, okultyzmie i grzechach nieczystych oraz o mocy jałmużny

W Kościele zaczął się okres Wielkiego Postu i postanowiłem uczęszczać na Drogę Krzyżową. Glosy jednak oddalały mnie od Sakramentu Pojednania. Byłem na każdej Drodze Krzyżowej w tamtym okresie, a jednak nie mogłem podjeść do Sakramentu Pokuty. Chciałem się uwolnić od tego obłędu. Szukałem ratunku u naszego Pana. Walka duchowa trwała. Szatan wiedział, że chcę chodzić do kościoła, to mi w tym nie przeszkadzał, ale zabraniał mi przystępować do Sakramentu Pojednania. Tak mijał okres Wielkiego Postu.

W między czasie pojechałem do mojej byłej dziewczyny do Krakowa. Tam kupiłem książkę: „Tybetańska księga umarłych” i znowu zanurzyłem się w dalekowschodniej duchowości. Wracając od dziewczyny pociągiem medytowałem w drodze siedząc po turecku w przedziale i wsiadł do mnie straszy schorowany Pan. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Wyszło na jaw, że jest Żydem i że bratanek wyrzucił go z domu. Zacząłem mu mówić o medytacji i o duchowości, zachęcałem go do medytacji. Widać tu, że człowiek będący w grzechu rozsiewa swoją truciznę i ja tak ją rozsiewałem mówiąc o niej. W rozmowie dowiedziałem się, że jest bez pieniędzy i bez biletu i wszystko, co ma wiezie w torbach. Przyszedł kanar i kazał mu wyjść z pociągu, chciałem mu kupić bilet, ale za mało miałem pieniędzy przy sobie. Wyszedł z pociągu i w chwili spontanicznej pomocy otworzyłem okno i dałem mu wszystką kasę, jaką miałem w portfelu. Bardzo się ucieszył i tak się rozstaliśmy. A ja wróciłem kilka godzin później do Olsztyna.
Tam znowu medytowałem nie jedząc i nie pijąc. Na końcu medytacji byłem bardzo wyniszczony 3 albo 4 dni nic nie jadłem i nic nie piłem. Potem wyszedłem odwodniony z mieszkania i kupiłem coś do picia i jedzenia. Poszedłem do kościoła i jak zwykle dawałem jałmużnę. Tam spotkałem Pana, któremu często ją dawałem i On bardzo się zasmucił widząc mnie w takim stanie. Był to piątek i była Droga Krzyżowa, poszedłem do Spowiedzi i przyjąłem Pana Jezusa. Po Drodze Krzyżowej i Mszy świętej poszedłem do sklepu, tam kupiłem napój, aby się napić i po wypiciu zwróciłem wszystko, to, co miałem w żołądku z Panem Jezusem. Nie wiedziałem, że demon chce całkowicie abym stracił nadzieję i do tego, żebym w taki sposób potraktował Pana.

Potem wróciłem do mieszkania i następnego dnia pojechałem na uczelnię, gdzie spotkałem koleżankę z roku. Ona też się bardzo zasmuciła widząc mnie tak wychudzonego. Minął tydzień i pojechałem autobusem do domu. W drodze głosy zaczęły mi mówić, że na moim ciele powstają stygmaty. Wyszedłem z autobusu i poszedłem do kościoła na Drogę Krzyżową, tam całą drogę miałem zamknięte oczy, byłem bardzo skupiony na sobie i myślach. Następnie pojechałem do domu. Tam znalazłem książkę Ojca Pio i ją zacząłem czytać. Bardzo mi się spodobała. Poza tym w Internecie zacząłem czytać artykuły o świętych i tam trafiłem na fragment dotyczący świętego Feliksa. Postanowiłem wtedy, że zostanę zakonnikiem. Powiedziałem o tym mojej siostrze. Spytała mnie jedynie, co z moją byłą dziewczyną, a ja jej powiedziałem, że chcę jedynie służyć Bogu i że się z nią rozstanę.

O kapłaństwie myślałem już wcześniej na studiach szczególnie w momentach, kiedy byłem w łasce i blisko Boga, jednak zawsze szatan mnie od Niego odciągał, a teraz postanowiłem poważnie zostać zakonnikiem. Z tymi myślami wróciłem do Olsztyna i napisałem, czy też zadzwoniłem do mojej byłej dziewczyny, aby jej o tym powiedzieć. Wiem, że tym, co jej powiedziałem bardzo ją zraniłem, a także przeze mnie chyba straciła wiarę w Boga. Ale jednocześnie czułem, że to słuszny wybór. Wróciłem z Olsztyna do domu na Święta. Tam znowu zacząłem medytować i nie oddychać.

W takim stanie zobaczyli mnie pierwszy raz moi rodzice i się bardzo przerazili. Ja im powiedziałem, że potrzebuję egzorcysty. W tamtym czasie na wsi u swoich rodziców był akurat mój kolega, który jest księdzem. Przyjechał, wysłuchał mnie i powiedział, że potrzebuję kontaktu z jego kolegami, kapłanami, którzy są egzorcystami. Umówił mnie z księdzem Piórkowskim z Płocka, z diecezji, do której należę.

Pojechałem na wywiad. Ksiądz zaczął ze mną rozmawiać, wypytywał się mnie o wszystko. Potem mnie wyspowiadał i przed egzorcyzmem dał mi do picia egzorcyzmowaną wodę i zaczął odmawiać nad moją osobą modlitwę z rytuału rzymskiego. Zacząłem się dusić po wypitej wodzie, a rytuał przyniósł efekt – demon się uaktywnił.

Ksiądz kazał mi spalić wszystko to, co w domu łączy mnie z szatanami i przestać czytać książki z nimi związane. Poza tym powiedział mi, abym codziennie przystępował do Komunii Świętej i raz na tydzień był u Spowiedzi. Pierwszego polecenia księdza, dotyczącego spalenia literatury okultystycznej, niestety się nie posłuchałem, wypełniałem natomiast drugie polecenie, tzn. zacząłem codziennie przystępować do Komunii Świętej i zerwałem z masturbacją. Od tamtego momentu minęło już prawie 3,5 roku, a ja już tego nie robię.

Jednak do uwolnienia była jeszcze bardzo daleka droga. Wróciwszy do domu dostałem od mojej Babci Cudowny Medalik i założyłem go na szyję – fala gorąca przeszła przez moją szyję, a w zasadzie tak, jakby coś mnie parzyło jednak go nie zdjąłem. Do dziś go noszę i Medalik Świętego Benedykta oraz Szkaplerz.
Przez telefon umówiliśmy się z księdzem na drugi egzorcyzm. Tym razem był w kaplicy seminaryjnej przy wystawionym w monstrancji Ciele Pana Jezusa – Eucharystii. Ksiądz najpierw zabezpieczył grupę i siebie modlitwami przed egzorcyzmem i zaczęli się nade mną modlić. Szybko wyszło na jaw, że nie mogę patrzeć na Pana w Najświętszym Sakramencie i że moje oczy zaczęły wykrzywiać się albo w dół albo do góry. Ksiądz chciał, abym powtarzał za nim słowa, a mi było bardzo ciężko je powtarzać i także, abym powiedział, że moim Panem jest Jezus, wtedy piekło się uaktywniło.

Ledwie to przez usta powiedziałem, zacząłem krzyczeć, a w zasadzie coś w mojej osobie, a był to ryk, którego człowiek nie jest wstanie wydać. Poza tym rzucała mną ogromna siła. Egzorcyści zaczęli zadawać zmęczonej bestii pytania, kim jest? Powiedział, że nazywa się Lucyfer, a drugi powiedział, że jest demonem śmierci, było też wiele pomniejszych demonów. Ksiądz zaczął przywoływać świętych w tym najświętszą Panią, Archanioła Michała i legiony aniołów i świętych. Egzorcyzm trwał kilka godzin i przyniósł poprawę. Wróciłem na uczelnię, tam jednak zamiast koncentrować się na studiach i pracy magisterskiej zacząłem znowu medytować i czytać autobiografię jogina, a jednocześnie spędzałem dużo czasu w kościele modląc się i w drodze, gdziekolwiek, mówić Różaniec.

Chodziłem na łąkę koło uczelni, tam medytowałem, ale zaraz po usłyszeniu dzwonów bijących z wieży kościoła, a czasami nawet wcześniej, szedłem do kościoła lub kaplicy akademickiej. Na łące ćwiczyłem oddychanie, a w zasadzie zatrzymywanie oddechu, tak jak przeczytałem to w książce i nadal miałem obsesje na punkcie mojego zdrowia, ciągle wierzyłem, że dzięki medytacji wyzdrowieję. W kościele byłem codziennie i uwielbiałem Pana Jezusa i Najświętszą Panią. Na jednej Mszy ksiądz powiedział, że jest wyjazd do Częstochowy. Bardzo się ucieszyłem i chciałem z całego serca jechać do Pani, której nie jestem godzien całować śladów stóp, aby jej z całego serca podziękować za pomoc.

Pojechałem autokarem z Olsztyna, który zabierał osoby z akademickiej Odnowy w Duchu Świętym na czuwanie Odnowy z całego kraju. Wtedy pierwszy raz trafiłem na charyzmatyków, którzy zostali zaproszeni na ten zlot. Byli nimi ojcowie Włosi pracujący w Brazylii ojciec Antonello Cadeddu i ojciec Enrique Porcu. Usłyszałem pełne mocy słowa, choć sam niczego szczególnego nie doświadczyłem.

Wracając do Olsztyna całą drogę rozmawiałem z dziewczyną z mojej uczelni. Wyjazd przyniósł swoją łaskę, zapoznałem wielu fajnych ludzi z akademickiej wspólnoty w Duchu Świętym. Jednak nadal nie przestałem medytować i pewnego upalnego dnia przed kościołem medytowałem na słońcu. Tak się osłabiłem, że mało co nie dostałem udaru słonecznego. Za to całe moje usta pokryła opryszczka. Z nią poszedłem do kościoła i znowu przeraziłem wielu ludzi.

W tym czasie brałem udział z osobami z kościoła w pantomimie. Pantomima była odgrywana w kościele akademickim, a ja grałem rolę duszy czyśćowej. Przyniosło mi to wiele radości i łez szczęścia. Szczególnie słowa puszczone sprzętem muzycznym przenikały moją duszę. Były to słowa mistyczki Cataliny Rivas, Najświętszej Pani i Pana Jezusa.

Moi rodzice w tamtym czasie bardzo się o mnie martwili i często dzwonili do mnie. A ja będąc godzinami w kościele nie odbierałem telefonu. Opryszczka bardzo się rozwinęła, a ja nie chciałem ich nią martwić, nic im o niej nie powiedziałem. Mój Tata jednak domyślał się, że jest ze mną coś nie tak, bo przyjechał po mnie i zabrał mnie z sercem pełnym bólu do domu. Moja Mamusia jak mnie zobaczyła popłakała się. Rodzice od razu zdecydowali, że zabierają mnie do szpitala. W szpitalu lekarze pobrali mi z ust wycinek opryszczki i okazało się, że jestem zarażony gronkowcem. Pan Bóg nade mną czuwał. Myślę, że gdyby Tata nie przyjechał, głosy, które słyszałem, i które ciągłe nakłaniały mnie do medytacji, doprowadziły by do mojej śmierci. Tak lekarze podali mi antybiotyk i maść i po tygodniu wyszedłem do domu.

Rodzice zabrali mnie do fryzjera, abym ściął długie włosy. Było mi już wtedy obojętne, co się z nimi stanie, gdyż w szpitalu ciągle medytowałem, jedynie na posiłki i do kościoła robiłem przerwę. Medytacja wprowadzała mnie w straszną obojętność. Fryzjer obciął mi włosy z bardzo długich, na takie do brody, a na kolejnym egzorcyzmie ksiądz powiedział, abym się obciął na krótko. Na egzorcyzmie wyszło, że wyszły ze mnie złe duchy i umówiliśmy się z księdzem, że spotkamy się na jesieni, aby sprawdzić jak się czuję.
Na uczelni przełożyłem obronę na jesień, gdyż nie byłem przygotowany. I tak wróciłem do domu i zamieszkałem najpierw u mojej siostry w domu, a potem u Babci, gdyż rodzice budowali nowy dom i nie mogłem się u nich zatrzymać.

Jak co dzień chodziłem do kościoła i przyjmowałem Pana Jezusa. Z tego powodu byłem i jestem bardzo szczęśliwy. Poza tym coraz bardziej myślałem o tym, że chcę zostać zakonnikiem i odpowiedzieć w ten sposób Bogu za to, że w taki cudowny sposób wyrywa mnie z bagna, w które wszedłem.

Miałem jednak coraz większy problem z kręgosłupem i do dziś po tym wszystkim mam. Zacząłem chodzić na rehabilitację do masażysty, który jest buddystą, choć jest Polakiem i był ochrzczony. On zaczął znowu nakłaniać mnie do medytacji na Pana Jezusa i raz z nim medytowałem. W trakcie rehabilitacji zadzwonił do moich rodziców ksiądz egzorcysta, abym pojechał do Niepokalanowa, gdyż przyjeżdża do nich sławny charyzmatyk z Indii Ojciec James Manjackal. Pojechałem tam i spotkałem w Niepokalanowie siostrę zakonną, która przyjechała prosić Ojca o modlitwę za chorą siostrę. Tam rozmawiając powiedziałem jej, że najważniejsze jest to, aby być w łasce uświęcającej. Było to w ławce, kiedy czekaliśmy na koniec konferencji Ojca Jamesa, aby móc dostać się do niego, aby z nim porozmawiać.