New Age i zwodnicze „dobro”

Pisane, na chwałę Pana i przestrogę. Moje świadectwo i Bożą działalność najlepiej ukaże, przybliżenie czytelnikowi pokrótce mojego życia i drogi, i tych konsekwencji które ją zakończyły, zakończonej pełnym oddaniem i niewolnictwem Jezusowi, Bogu, Maryi i całemu Niebu. 

Większość świadectw omawia zagubienie i nawróceniu, tutaj zostanie opisany proces który doprowadził do zagubienia się w tym dziwnym współczesnym świecie.

Urodziłem się w typowej polskiej rodzinie, niezbyt wierzącej, ale sakramenty traktujące jak tradycje bez większego znaczenia duchowego. W dzieciństwie byłem ofiarą potwornej przemocy fizycznej i psychicznej. Bity, wyzywany poniżany, byłem zmuszany do robienia niechętnych dla siebie rzeczy poprzez grożenie nożem – wielkim, ostry do patroszenia ryb (nawet teraz pisząc te słowa na wspomnienie moje serce zaczyna gwałtownie bić), pamiętam większość ciosów w moją stronę, mniej pamiętam wyzwisk.

Po za nożem był oczywiście pas, pięść, kopnięcie, siedząc na łóżku byłem zrzucany na podłogę, głowę miałem przyciskaną kolanami by można było lepiej bić, bym nie uciekał, przy czym padały najgorsze wyzwiska, że jestem nikim, najgorszy, „gówno, śmieć, nic nie warty, niepotrzebny, przysparzający tylko nerwów, kłopotów, niepotrzebna gęba do wykarmienia” itp. Pamiętam gdy robiąc coś w milczeniu lub nawet nic nie robią nagle słyszałem słowa: „twoja głupota sięga zenitu”. Ot tak bez powodu, wiele razy, dlaczego? Nie wiem.

Jako 6 – 7 latek odkryłem masturbację, po latach dowiedziałem się iż to psychiczna broń dziecka przeciwko braku ciepła i miłości, taka samoobrona, samo szukająca się atrapa miłości. Bałem się bronić przeciwko jakiemukolwiek atakowi personalnemu na moją osobę, bo mogło to oznaczać pięści i ból, więc na podwórku i w szkole też zdarzył się ktoś kto lubił się bezpiecznie wyżyć. Miałem tą garstkę kumpli która mnie rozumiała i potrafiła wysłuchać. Ale kilka przeprowadzek i oderwanie od bezpiecznego środowiska które sobie budowałem, niesamowicie pogłębiało samotność, która była chyba gorsza od śmierci.

Był moment ogromnej religijności codziennego kościoła, nawet przez moment byłem ministrantem, ale czemu to się skończyło po kilku miesiącach? Być może Bóg chciał bym, nie wierzył, ale poprostu wiedział, ze On istnieje i nas wszystkich kocha i chce pomóc.

Religijność się skończyła, ale wpadłem w złe towarzystwo – takich samych wyrzutków jak ja. Było nam w tej ekipie naprawdę dobrze, każdy jakoś się rozumiał, wiedział o co chodzi, w ramach buntu zaczęły się ucieczki z domu, kradzieże, drobne włamania, w szkole bywałem coraz rzadziej, co skończyło się jeszcze gorzej, szybko poznałem smak alkoholu i papierosów. W tej przerażającej pustce i samotności próbowałem gdzieś siebie odnaleźć, miejsce akceptacji. Była mi potrzebna, nie mogłem patrzeć w lustro, brzydziłem się siebie, nie mogłem znieść swojego widoku. Pozostał tylko płacz, lecz musiał on być ukryty, jedna łza oznaczała wyśmiewanie i kpienie.

Uważałem się za kogoś najgorszego nie godnego nawet uwagi a co dopiero miłości Bożej. Uważałem się za źródło wszelkich nieszczęść, niegodny marzyć, planować – nic. W końcu co mogło myśleć np. 5 letnie dziecko które zwijało się z bólu, tylko dlatego, że nie wiedziało, że to co robi jest złe, w końcu skąd miałem wiedzieć? Byłem zastraszany, ciągle zastraszany, bity wyzywany miałem standardowe zachowania autodestrukcyjne. 

Pewnego dnia doszło do wydarzeń, gdy naprawdę nie miałem nikogo, byłem kompletnie sam, gdy potrzebowałem rozmowy pozostawała pustka, przerażająca samotność, i nic więcej, coś co dziś już wydaje się, wręcz abstrakcją, że można być aż tak samotnym, codziennie płakałem, co noc, każda jedna noc przez 2 lata 730 razy wylałem łzy przez ten czas. Bóg mówił, wołał, płakał bym wrócił, jednak nie byłem jeszcze wtedy gotów.

Po za masturbacją i płaczem znalazłem jeszcze jeden sposób na radzenie sobie z samotnością, z zerem życzliwych ludzi w moim życiu – kobiety które były tak samo zagubione i łaknące bliskości jak ja. 

Chciałem by tu był ktoś kto mnie w pełni zaakceptuje. Jednak nie było, więc zacząłem krystalizować zachowania obronne zamykające, uczucia w środku, by nikt nigdy nie poznał i nie dowiedział się co się wydarzyło Ty drogi Czytelniku jesteś pierwszy, który/a dowiaduje się o tym wszystkim.


Nasze intencje modlitewne: