Poke-demony?

POKEMON – to kolejna obok książek o Hardym Potterze masowa rozrywka dla dzieci o podtekście magicznym. Był czas, kiedy pokemony były w telewizji, w gazetach, książkach, w kinach, na odzieży, na ustach i oczach wszystkich… Jak w znanym dowcipie: strach otworzyć konserwę, by nie zobaczyć tam jednego z nich. – W chipsach straszą już od dawna… Zewsząd wyłaniał się zachęcający do ich kupna napis „Czy masz już je wszystkie?” Słowem: obsesja…

Nazwa „pokemon” jest skrótem od POcKEt MONster, czyli po naszemu – pokedemon. Pomysł na nie wziął się ze shintoizmu, wierzeniu, wedle którego należy oddawać cześć naturze i jej poszczególnym, upersonifikowanym elementom. Na przykład słońce jest symbolizowane przez jakieś bóstwo, z którym współpraca prowadzi do tego, iż staje się on opiekunem człowieka, udzielając mu przy tym swoich naturalnych przymiotów. Myli się ten, kto uważa, że w pokemonach przymioty te służą np. do jakiegoś rozwoju wewnętrznego czy kształtowania osobowości. – Są one przydatne przede wszystkim do unicestwiania przeciwników.  Wracając do światopoglądu Wschodu, w istocie pokemonowego szaleństwa można dopatrzyć się elementów reinkarnacji: pokemon po śmierci może uzyskać doskonalszą formę wcielenia. Ponadto posługiwanie się zaklęciami oraz mantrowanie w czasie walki własnego imienia pozwala na przejście do wyższej klasy duchowej.

Brutalność w kreskówce zaskakuje każdego i stawia pytanie, do kogo są te bajki adresowane.  – Czy aby na pewno do dzieci? Sens walki sprowadza się do rywalizacji o tytuł Mistrza Wszechświata. I toczy się ona bez względu na wszystko. Pokemony mają swój bardzo urozmaicony arsenał: porażają prądem, miotają ogniem, ciskają głazami… Jakiej broni by sobie nie wymyślić – pokemony ją mają na pewno.

Szaleństwo rywalizacji o tytuł Mistrza Wszechświata przeniosło się do przedszkoli, szkół i na podwórka. Dzieci owładnięte tą manią chcą być takie jak np. Ash – bohater kreskówki. Rodzice zaś widzą w pokemonach zwykłą zabawę. Co więcej, często sprzyjają kaprysom dziecka, bo jak wiadomo, żeby mieć swojego pokemona, najpierw trzeba go kupić. Za tą formą zabawy stoi bowiem olbrzymi przemysł wraz z jego machiną reklamową. Celem strategii marketingowej jest to, aby poszczególne dziecko-konsument posiadało pełną kolekcję plastikowych znaczków-pokemonów. Zanim to się stanie, musi wydać ono sporą sumę pieniędzy. Do tego czasu jest ono narażone na presję psychiczną, bowiem cały czas toczy się rywalizacja o to, kto ma więcej krążków tazo. Stres towarzyszy dziecku także w poszukiwaniach nowych zabawek. Po pierwsze: nie we wszystkich produktach oklejonych charakterystycznymi symbolami znajdują się pokemony; po drugie: im pokemon ma większą moc, tym rzadszym jest egzemplarzem. Łatwo więc znaleźć "nieskomplikowany" egzemplarz potworka, za to najsilniejsze z nich są wypuszczane na rynek w bardzo ograniczonych ilościach.

Pokemony poza narażaniem dzieci na obcowanie z przemocą, wpływają na nieukształtowany umysł dziecka elementami filozofii i religii dalekiego Wschodu. Nierzadko traktowane są jak magiczne amulety, chroniące nie tylko przed innymi pokedemonami, ale tez jakimiś elementami rzeczywistego świata. Niesie to ze sobą dodatkowe zagrożenia duchowe i psychologiczne. Więc, drodzy rodzice, czas zastąpić hasło “Czy macie je wszystkie” nowym: „Wyrzućcie je wszystkie!”

Możliwość komentowania została wyłączona.