Moja dramatyczna historia rozpoczęła się kilkanaście lat temu… Dziś mam dwadzieścia cztery lata i zadecydowałam się opowiedzieć moją historię młodym i starym, bogatym i biednym, wierzącym i niewierzącym , gdyż to co mnie w życiu spotkało, dotknąć może każdego z Was. Opowieść ta jest świadectwem mojego życia i nawrócenia dzięki łasce Boga, który przez wiele lat cierpliwie na mnie czekał.
Moi biologiczni rodzice przeprowadzili się na Śląsk w czasie emigracji Polaków na południe Polski, w celu poszukiwania pracy i stabilizacji życiowej. Ich małżeństwo nie układało się dobrze. Mój ojciec zacząć nadużywać alkoholu, co spowodowało że stał się tyranem i alkoholikiem. W pamiętniku mojej mamy jest przez nią opisane jak była bita, rzucana o podłogę, wyzywana od najgorszych, a nawet przeklinana. Wszystkie obowiązki domowe spoczywały na jej głowie, jednak mojemu ojcu zawsze coś nie pasowało, co było powodem do jego kolejnych wyzwisk oraz znęcania się psychicznego i fizycznego. Gdy mama zaszła ze mną w ciążę to przestał ją bić, jednak kłótnie i wyzwiska nie ustępowały. W atmosferze zła i wielkiego cierpienia moja mama dożyła dwudziestu czterech lat. Gdy miałam półtora roku mogła po raz ostatni przytulić mnie do swego serca. Została zamordowana przez własnego męża, będącego w amoku alkoholowym. Dusił ją tak długo, aż zmiażdżył jej krtań. Ja wtedy byłam w domu, jednak mnie oszczędził. Został aresztowany, jednak po miesiącu popełnił samobójstwo przez powieszenie. W ten sposób zostałam sierotą, która mogła oglądać swoich rodziców już tylko na zdjęciu.
Bogu dzięki, jej siostra, a moja ciocia, zechciała mnie adoptować. Jej mąż był jednak temu przeciwny. Koniec końców zostałam przez nich adoptowana. Mój wujek nie mógł mieć własnych dzieci, więc byłam jedynym dzieckiem jakie mieli na wychowaniu. Do siódmego roku życia moje życie układało się w miarę dobrze. Pamiętam radosne chwile chodzenia do przedszkola czy wakacje u kochanej babci. Jednak te radosne chwile były przerywane przez płacz i ból… Za każde przewinienie bądź nieposłuszeństwo byłam bita przez wuja wielką i silną ręką byłego boksera lub skórzanym paskiem. Mój brak apetytu skutkował ściąganiem majtek, kładzeniem na taboret i laniem na goły tyłek. Nawet jeśli przez przypadek zrobiłam cos źle, a nie z własnej złej woli, to wychowywanie „przez skórę” mnie nie omijało. Stach przed kolejnym laniem powodował, że skórzany pasek, który wisiał na wieszaku, przy drzwiach i miał mi przypominać, że jak zrobię coś źle, to zostanie on użyty, chowałam w najróżniejszych miejscach domu. Pamiętam jak nie raz, wujek gonił mnie z nim po mieszkaniu, by wymierzyć mi karę, a ja płacząc i drąc się w niebogłosy uciekałam przed nim gdzie popadnie. Żyłam w tak ogromnym lęku, że gdy niechcący stłukłam szklany budzik, to wyniosłam go potajemnie na śmietnik i sama się biłam, aż mój pośladek stał się siny, bo wiedziałam, że kara mi się należy. Wolałam powiedzieć, że nie wiem gdzie jest zegarek i wymierzyć sobie karę, niż się przyznać.
Gdy miałam siedem lat wuj powiedział mi, że nie jest moim ojcem, tylko wujkiem, a ja jestem adoptowana, gdyż mój ojciec zabiał moją mamę, a sam powiesił się w więzieniu. Jako siedmioletnie dziecko doświadczyłam prawdziwej traumy, ale to był dopiero początek gehenny. Wujek zaczął coraz więcej pić, a tym samym mnie bić i wyzywać, na szczęście oszczędzając moją ciocię. Byłam przez niego zmuszana do jedzenia, pod groźbą lania na kolanie, co spowodowało, że stałam się dzieckiem otyłym. Zaczął mnie więc wyzywać od spaślaków, grubasów, świń i macior, strasząc przy tym, że takiego znajducha jak ja, w każdej chwili może oddać do domu dziecka. W szkole ze względu na moją nadwagę stałam się kozłem ofiarnym, wyzywanym i ponizanym przez rówieśników, tak samo jak w domu. Nie miałam gdzie uciec, czułam się jak w pułapce – w domu piekło, w szkole piekło. Im byłam starsza tym doświadczałam coraz większych cierpień ze strony świata, w którym żyłam. Wuj coraz więcej pił i bił, a dzieci w szkole były coraz bardziej okrutne wobec mnie. Każdy dzień przynosił mi kolejne trudności, ale i nocą nie mogłam od nich uciec… Zaczęły mnie nękać koszmary, tak realne w swej formie, że pamiętam je bardzo dobrze. Do dziś prześladuje mnie jedne z nich w którym, wypadają mi zęby lub sama je sobie wyrywam, a na mych ustach jest krew. Strach przeżywany w dzień przekładał się też na nocny odpoczynek, podczas którego śniłam, że mój wuj jest jakimś wilkołakiem czy wampirem, który przeraźliwie czymś wymiotuję. Muszę tu jednak nadmienić, iż w tym wieku nie oglądałam żadnych horrorów, lecz jak każde dziecko chodziłam spać po dobranocce. Kolejne straszne sny to te gdzie wilk atakuje mnie w lesie, a ja ratując siebie i moją ciocię, ukręcam mu łeb lub wielki pies rzuca się na mnie i gryzie mnie prosto w głowę. Po przebudzeniu czułam jeszcze jego kły wbite w moją czaszkę. Ostatni koszmar, który utkwił mi w pamięci, to bezwładne spadanie w dół, który często się powtarzał. Myślę, że ten obraz doskonale pokazuję jak drastycznie na moją psychikę wpływały doświadczenia przemocy i nienawiści.