Od ezoteryzmu do depresji, od depresji do nawrócenia

Osiemnaście lat minęło jak jeden dzień. Wmawiałam sobie, że teraz już musi być tylko lepiej, że limit nieszczęść na moją osobę został już wykorzystany. Niestety tak nie było… Okazało się, że z niewiadomych jeszcze wtedy przyczyn, jestem definitywnie i nieodwołalnie bezpłodna. To była moja kolejna wielka trauma. Dwa miesiące przepłakałam.

W moim życiu panował jeden wilki dramat, dosłownie na każdym polu. Nie potrafiłam sobie już z tym wszystkim poradzić, moje depresje były coraz silniejsze, a myśli samobójcze pojawiały się coraz częściej. Wiedziałam, że tylko śmierć jest wstanie zakończyć moje cierpienie. Na szczęście, gdy szukałam w sieci sposobów na samobójstwo, znalazłam informację, że nie warto tego robić, ponieważ ten, kto się tego dopuści , po śmierci będzie cierpieć jeszcze większe katusze, niż za życia. Nie była to jednak żadna strona o katolickim charakterze. 

Szukając ukojenia dla mej duszy, znalazłam stronę internetową, która traktowała o rozwoju duchowym i o tym , że mimo przeżytych cierpień można być szczęśliwym. Na pokrewnej stronie była księgarnię wysyłkowa. Można było w niej kupić różnego rodzaju książki, dotyczące psychologii oraz innych zagadnień takich jak: parapsychologia, filozofia, religia, medytacja, joga czy  filozofia wschodu. Zainteresowała mnie wtedy Huna – filozofia hawajskich szamanów. Zamówiłam książkę i rozpoczęłam medytacje w niej proponowane, które miały uzdrowić moje życie.  Po pewnym czasie przestały mi jednak one wystarczać. 

Ostatni ratunek widziałam w poddaniu nie hipnozie, gdyż już kilka razy widziałam w telewizji reportaże, o tym jakim to jest ona cudownym sposobem na wyleczenie prawie każdej traumy. Tak też uczyniłam i skorzystałam z kilku takich seansów. Później sama w domu poddawałam się autohipnozie. Na jakiś czas to wszystko pomogło, być może na pół roku. Jednak depresja, bulimia i niskie poczucie własnej wartości, wracały.

Jeśli chodzi o moje kształcenie, to ukończyłam liceum ogólnokształcące i zdałam maturę. Pozostało mi wybranie kierunku studiów. Rozważałam wtedy filozofie, bądź religioznawstwo. Znalazłam też szkołę, która reklamowała się w Internecie i proponowano tam kierunek psychologii psychotronicznej. Pisano o rozwoju duchowym i zgłębianiu wiedzy tajemnej, a że ja chciałam się rozwijać jako człowiek i zawsze interesowały mnie rzeczy paranormalne, to byłam tym zainteresowana. Nie potrafiłam się jednak zdecydować. Stwierdziłam, że może podczas medytacji jakoś rozwiążę swój problem i tak było. Zdecydowała się, że podejmę naukę na tym studium. Spotkałam tam wielu ludzi z najróżniejszych grup środowiskowych. Byli to urzędnicy państwowi, agenci ubezpieczeniowi, prywatni przedsiębiorcy, socjologowie, emeryci czy studenci. Nota bene większość z nich, w każdą niedzielę wstawało skoro świt, by udać się na Eucharystię. Bardzo szybko wszyscy staliśmy się jak jedna wielka rodzina, mówiąc sobie po imieniu, bez względu na wiek. Czas poza wykładowy spędzaliśmy na wymianie swoich doświadczeń i spostrzeżeń dotyczących życia i śmierci. Każdy sobie wzajemnie pomagał.

Przez dwa lata oprócz psychologii akademickiej, poznałam takie dziedziny jak psychologia wyglądu, psychografologia, radiestezja, feng shui, numerologia, astrologia, tarot, runy, szamanizm, hipnoza, rebirthing, ayurveda, rytuały wedyjskie, chromoterapia, techniki medytacyjne i wizualizacyjne, NLP, chirologia, homeopatia, kinezjologia i wiele innych. Zaczęłam nosić różne talizmany na szczęście, wierzyć w moc kamieni szlachetnych i kolorów, przemalowując nawet swój pokój na pomarańczowo, gdyż miało to mieć działanie uzdrawiające. Z wielkim zaangażowaniem studiowałam również sennik, próbując rozwiązać zagadkę marzeń sennych.

Wykładowcy mówił nami o tym, jak osiągnąć szczęście i pieniądze, że trzeba mieć otwarty umysł na świat oraz, że wszystko ma swoją energię – każdy człowiek, przedmiot, czy miejsce. Jeśli chodzi o ludzi, była też mowa o wampirach energetycznych, którzy żerowali na energii życiowej innych osób. Polegało to na tym, że chorzy i cierpiący wysysają energię od tych zdrowych. Na przykład, gdy idziemy do szpitala to trzeba ubrać coś czerwonego i czynić mentalnie zabezpieczenia, by się chronić przed owym ubytkiem mocy własnej. Mogłabym tu się bardzo rozwinąć na temat tych wszystkich dziwnych praktyk jakie poznałam, lecz wtedy byłby już to materiał na książkę.

W każdym razie, powoli i systematycznie zaczął się zmieniać mój światopogląd. Po dwóch latach nauki wierzyłam już w reinkarnację. Było to dla mnie w sumie prawdopodobne. Mówiono nam, że w Piśmie Świętym jest o tym mowa, tylko nie wprost. Bóg przecież daje wiele szans na poprawę i ta szansa to właśnie następne wcielenie, w którym człowiek może się zmienić na lepsze. Wiele rzeczy i nauk nam przekazywanych bazowało na Biblii. Numerologię stworzył Bóg, bo On sam jako pierwszy już odliczał dni stworzenia świata i opisywał co stworzył. Astrologia również pochodziła od Boga, bo przecież  On stworzył planety i tak dalej…  Ja, od najmłodszych lat czytywałam horoskopy w czasopismach, więc astrologia bardzo mnie zafascynowała.  Czytałam całymi nocami książki, analizowałam horoskopy, stawiałam je innym i czułam się w tym wszystkim jak ryba w wodzie. Stawiałam też runy, tarota i karty anielskie. Szczególnie te ostatnie bardzo lubiłam, bo przecież były to niby święte niebiańskie istoty, które pomagają nie tylko mi, ale także innym ludziom iść przez życie. Czasem stosowałam też jakiś prosty rytuał na szczęście, zdrowie czy pieniądze.